Już w tych tylko trzech postaciach można dostrzec niezmierzone horyzonty myśli Kantora, które za punkt wyjścia obrały jedynie przedmioty i odczucia najprostsze. Nawet pobieżna analiza tych pomników wraz z przypisanymi im rekwizytami pozwoliłaby na wydobycie całego wachlarza znaczeń i tematów wartych przynajmniej chwili naszej refleksji. Deska –zwykły i niepozorny przedmiot – była jednym z obiektów fascynacji Kantora. Im bardziej zniszczona i zużyta, tym lepiej. Im starsza i bardziej zaniedbana, tym wartościowsza. Kantor przygotowując inscenizację Powrotu Odysa, właśnie takiej deski szukał. Przedmioty zwykłe, świadkowie historii – wcale niekoniecznie tej ludzkiej, ale przede wszystkim ich własnej – historii nie podmiotu, a przedmiotu. Ogromny plecak przygniatający wiecznego wędrowca – kolejny ceniony przez Kantora rekwizyt – jest z kolei znakomitym przykładem ambalażu. Właściwie cała postać stanowi dowód tej fascynacji. Gigantyczny ambalaż zdaje się pożerać i wchłaniać człowieka, przedmioty dominują. Kantor lubił mawiać, że odkrył nowy gatunek Ludzi-Wędrowców, których wyróżnia namiętność opakowania swego ciała płaszczami, derkami, płachtami, pogrążonych w skomplikowanej anatomii ubrania, w tajnikach pakunków, torb, tobołków, rzemyków, sznurków. Jednocześnie nasuwa się też skojarzenie z artystą wędrownym, Wiecznym tułaczem właśnie, nie mającym domu ani miejsca, nadaremnie szukającym przystani, nie rozstającym się ze swoim bagażem, w którym spoczywają jego wszystkie nadzieje, iluzje, ich bogactwo i ich fikcja, których broni zazdrośnie aż do końca przed nietolerancją i obojętnością. Same postacie Żydów mogą też nasunąć nam myśl o naszych drogich nieobecnych – kolejnego obszaru przemyśleń Kantora.
Możliwości odniesień jest wiele i w końcu stajemy przytłoczeni przez natłok myśli i skojarzeń. Jednak jeśli starannie oczyścimy nasz umysł z intelektualnych ciągot, oddzielimy to, co wiemy, od tego, co czujemy, to staniemy twarzą w twarz z człowiekiem znów skrzywdzonym, szukającym ratunku, zagubionym, ponownie w drodze. To właśnie stanowi trzon sztuki Kantora, który potrafł znaleźć genialne poprzez swą prostotę środki do wyrażenia prawd wcale już przecież nie nowych. Oczywiście sytuacja historyczna – mam tu na myśli rzecz jasna drugą wojnę światową – była przerażająco nowatorska w swoim totalitaryzmie i zagładzie, w skali swoich zniszczeń. Popchnęła świat na skraj przepaści i rozdmuchała wszelkie objawy zła do niewyobrażalnych wprost rozmiarów. Trzeba jednak przyznać, że nie wzięła się ona z niczego. Te same problemy – niedoprowadzone wprawdzie do tak groteskowych wymiarów – już wcześniej nie raz zaznaczały swoją obecność. Kondycja ludzka wydaje się niezmienna – patrząc na żywe pomniki Kantora to pierwszy i najważniejszy wniosek, jaki powinien nam przyjść do głowy. Intelektualna otoczka często wyprowadza nas w pole, każąc skupiać się na rzeczach wtórnych, wcale nie najistotniejszych. W może zbyt dosadny, ale przez to cudownie trafny sposób wyraził to Czesław Miłosz:
Byłem na odczycie strukturalisty, mówił nadzwyczaj inteligentnie i jego francuskie łapki nadzwyczaj inteligentnie trzymały papierosa.
Chciałem wstać i powiedzieć: ty, na tej ziemi wycia i rzygowin, na tej ziemi dręczonego wszelkiego żywego stworzenia i mojej ludzkiej rozpaczy, ty, naukowcu, świnio.
Żywe pomniki są oczywiście tylko kroplą w całym morzu wydarzeń związanych z kantorowskim sympozjum. Do 28 lutego 2011 r. w Archiwum Cricoteki na Kanoniczej 5 można oglądać wystawę Przedmioty sztuki, prezentującą oryginalne obiekty teatralne z wybranych spektakli, zaś w Galerii – Pracownia Tadeusza Kantora na Siennej 7/5 wybór 27 rysunków powstałych do spektaklu Dziś są moje urodziny. Oprócz licznych odczytów, organizatorzy zaproponowali także rozmowy z aktorami Tadeusza Kantora, dyskusje, pokazy filmów i wiele innych form spotkania z wciąż intrygującą sztuką Kantora.
Przy bardzo szerokim spectrum wykładów, w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie, pozwolę sobie odnotować kilka uwag z Lęku i co dalej… Grzegorza Niziołka. Są w naszej głowie myśli nigdy niesformułowane, które dopiero po wypowiedzeniu przez kogoś innego rozpoznajemy jako własne, nieuświadomione odczucia. Jednym z takich stwierdzeń okazała się być w moim wypadku uwaga, że pamiętamy to, co przebiło się przez nasz system obronny. Rzeczywiście to, co w jakiś sposób wytrąciło nas z utartych schematów egzystencji, burząc tym samym nasze poczucie bezpieczeństwa, zapada nam w pamięć. W tym sensie teatr Kantora był prawdziwą maszyną do wytrącania z równowagi – zarówno aktorów, jak i widzów, prawdziwym polem lęków i niepokojów, grającym na tym, co często nieuświadomione. Pewnym paradoksem staje się stwierdzenie, że lęk przeciwdziała zapomnieniu, trudno jednak odmówić słuszności takiemu postawieniu sprawy. Jako przykład – jeden z wielu, oczywiście – szokujących przeżyć, było zagonienie publiczności do komór gazowych w przedstawieniu (jeśli to słowo oddaje całą złożoność kantorowskich struktur) Nadobnisie i Koczkodany. Kolejnym poruszonym wątkiem był motyw Antygony. Kantor wybudował w kulturze pomnik niepogrzebanym ofiarom. Jednak tak, jak Antygona posiada wymiar uniwersalny, tak u Kantora wymiar ten jest zawężony – chodzi o konkretne zdarzenie historyczne i jego reperkusje. Kantor pragnie zachować rozbite lustro przeszłości jako kulturowe dziedzictwo (to już myśl z kolejnego odczytu, tym razem Klaudiusza Święcickiego Antropologia historii pamięci w twórczości teatralnej Tadeusza Kantora). I – jak sądzę – na razie tę próbę przechodzi zwycięsko.
Kantor wciąż stanowi punkt odniesienia, choć czasem czujemy pewne znużenie, słysząc po raz kolejny jego nazwisko. Jednak ten intrygujący artysta stanowi nieodłączny element polskiej – i nie tylko zresztą – kultury powojennej. Nigdy nie umieraj przed premierą – powiedział i złamał ten rozkaz, nie doczekawszy premiery swojej ostatniej sztuki. Tylko człowiek, a jednak wybitny.
Dziś Tadeusz Kantor!
Dwudziesta rocznica śmierci Tadeusza Kantora
7-11 grudnia 2010
Cricoteka