![](http://www.e-splot.pl/images/upload/teatr/teatr_2017/Masara_1365.jpg)
W pewnym momencie Radosław Krzyżowski jako tytułowy Masara mówi do jednej z kobiet ze swojej świty, żeby myła ręce po tym, jak dotyka ust z wykwitami opryszczki. Żeby nie przenieść choroby do "pizdy". To jeden z lżejszych momentów spektaklu, który w całości zbudowany jest z wrzasków, bluzgów i perwersyjnych zagrań. Kurwy, chuje, pizdy, suki są stale obecne. Jest też trochę gwałtów, zmuszanie do kazirodztwa, tortury, kilka okaleczonych trupów i sporo krwi. Pojawia się motyw ukrzyżowania i seksu, więc tylko czekać na odpowiednią reakcję. Wiemy przecież, jak to z ukrzyżowaniami czy papieżami w polskim teatrze bywa. Nie żebym miała coś przeciwko umiejętnie dawkowanej perwersji. Bywa ona szalenie atrakcyjna.
Spektakl zaczyna się, chciałoby się powiedzieć, hitchcockowskim trzęsieniem ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Owszem, zaczyna się katastrofą lotniczą i przebiciem scenografii przez wlatujący na scenę fotel z manekinem (jest to widok bardzo smutny). Potem napięcie trochę siada, kiedy aktorzy rysują tło zestrzelenia samolotu malezyjskich linii lotniczych przez ukraińskich separatystów z 2014 roku. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, podskakuje adrenalina. W tym miejscu mogłabym zrobić spoiler, jednak zrobił to już sam teatr, który na swojej stronie internetowej, wymieniając obsadę w Masarze, podpisał Krzyżowskiego jako „zwolnionego z zespołu aktora w sali”. Niemniej „przerwanie” spektaklu było na tyle autentyczne, że część widowni zaczęła wchodzić z aktorem w dyskusję, każąc mu na przykład opuścić salę. Monolog Krzyżowskiego, będący też najlepszym momentem Masary, wybrzmiewa szalenie aktualnie i naturalnie. Natomiast nie można już tego powiedzieć o również wypowiadanej z widowni kwestii Pauliny Puślednik („aktorka w sali” – czytamy na stronie Starego), będącej bardzo prostym i miałkim chwytem propagandowym. Słuchając o potworze z Mordoru, honorze czy świetle, któremu nie można pozwolić zgasnąć, albo patrząc na sytuację Jałtańską, czyli rozłożoną na scenie wielką mapę i podział świata według karcianej rozgrywki, można poczuć, że robi się słabo.
![](http://www.e-splot.pl/images/upload/teatr/teatr_2017/Masara2.jpg)
Takiego dosłownego młotkowania jest więcej. To choćby estetyka telewizyjna albo odwołania do mediów społecznościowych, karmiących się „widokiem cudzego cierpienia”. Przy tego rodzaju wyborze nie mogło zabraknąć oczywiście na scenie wideo i zapośredniczeń scenicznego obrazu przez kamery czy tablety. Tyle że wykorzystane w Masarze narzędzia przypominają jakiś wczesny najntis. Zresztą ze scenografią czy kostiumami nie jest lepiej. Ta pierwsza to czerwony stół i ogromna ściana − niby żelazna kurtyna − z dziwnym podświetlanym wzorem przypominającym geometryczne zadania w testach na inteligencję. Z kolei kostiumy są pomieszaniem wojskowych uniformów, garsonek pań z urzędu czy dziwnych inspiracji jakby z Kill Billa. Nie zabrakło też efektów wyciągniętych rodem z Tarantina. Na przykład w pewnym momencie Paulina Puślednik podpina się do lin i z wrzaskiem znika w czeluściach sufitu. Wypada tylko podziwiać aktorów za zachowanie na scenie powagi.
Masara w drodze przez katastrofy, konflikty, wojny czy wreszcie − jak chciał autor tekstu − Piekło, pozostawia widzów z dość oczywistą konkluzją. Miało być pięknie, mieliśmy marzenia, a wyszedł koszmar, usłyszymy na koniec. A do tego zobaczymy na telebimie napis „Masara”, gdyby ktoś miał wątpliwości. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że intencją Mojsiejewa było zrobienie Masary dla samej Masary. A to, że wywołuje ona całą nadbudowę znaczeń, to już inna sprawa. Kontekst nadają tutaj teatr, widzowie oraz aktorzy. I jaki nie byłby to spektakl − ci ostatni stanowią zespół. To w końcu nie oni będą musieli umyć ręce.
Fot. Magda Hueckel
20.02.2018 15:46 | Jacek:
mikos Mikos to błąd. Elzbieta Morawiec W dniu 2018-02-19 14:51:36 użytkownik ja napisał: List otwarty do Artystów Starego Teatru w Krakowie. (niewydrukowany tendencyjnie na e-teatr.pl ale mimo to rozpowszechniany w komentarzach i internecie) Rada Artystyczna, Państwo, Anna Dymna, Ewa Kaim, Anna Radwan, Dorota Segda, Roman Gancarczyk, Radosław Krzyżowski i Krzysztof Zawadzki. Szanowni Koledzy, proszę o wycofanie Waszego poparcia dla współpracy z panem Markiem Mikosem zadeklarowanego w publicznym oświadczeniu. Legitymizowanie niechcianego dyrektora, który z każdym dniem masakruje teatr: mija się z prawdą, nie radzi sobie z obowiązkami i demoluje standardy zawodowego działania do niczego dobrego nie prowadzi. Państwu nie muszę przypominać, że historia światowego teatru nie zna przypadku kolektywnie dobrze zarządzanego teatru, a prakseologia wyklucza sukces w sytuacji likwidacji o d p o w i e d z i a l n o ś c i - w teatrze zawsze personalnej i niezależnej od koleżeńskich znajomości, układów i rozkładu sympatii. Tadeusz Łomnicki uczył mnie: "bo ja siebie nie widzę i dlatego reżyser ma mi powiedzieć, co robię"... Państwo wchodzicie w nie swoje buty z wiadomym skutkiem. Niczego nie zmienia "branie odpowiedzialności od przyszłego sezonu", skoro dziś Teatr zmierza od katastrofy do katastrofy, a dyrekcja nie ma nic do zaproponowania. Macie co grać i Waszym statutowym obowiązkiem jest doradzać i o p i n i o w a ć sytuację, a nie wdawać się w kolaborację! Macie repertuar i sympatię publiczności, proszę, nie rozmieniajcie tego na drobne i moralnie podejrzane. Teatr nie zniknie przed końcem sezonu, zespół się nie rozleci (na ile jest w kiepskiej psychicznie formie, wiecie lepiej) i Waszą - powtarzam: obwarowaną Statutem Teatru - rolą jest dawanie głosu o sytuacji, opiniowanie kondycji i poziomu tego, co się dzieje. Czego jeszcze trzeba, by powiedzieć, że Mikos jest nagi? O tym powinniście informować publiczność i ministerstwo, zamiast zacierać granice wymuszoną współpracą, z nadzieją na przejęcie teatru. To nic nie da! Jest droga prawna i zawodowe standardy, które nakazują zachować się przyzwoicie: robić swoje i dawać świadectwo - bezwzględnie domagać się ustąpienia - anulowania konkursu - dyrekcji i odmawiać współpracy. Nie ma innego s k u t e c z n e g o wyjścia!. Szanowni Państwo, chodzę do Waszego Teatru dłużej niż niektórzy z Was w nim pracują, profesjonalnie przygotowałem konkrety dla jego rozwoju w przyszłości, ale organizator to zlekceważył; prokuratura nadała mi status prawny pokrzywdzonego i oskarżyciela posiłkowego (299 kpk) w toczącym się postępowaniu karnym dotyczącym nieprawidłowości w narzuceniu Wam dyrektora, dlatego - pozwólcie - nie widzę powodu dla wyłączania się z dyskusji o tym majątku, który współtworzycie: nie tylko jako "przechowaniu substancji" i "ochronie zespołu" ale i o wymogach etyki i zawodu. Uczyłem się od Was zawodu i zasad, proszę tego nie niszczyć... Pozostaję z przyjaźnią i szacunkiem i zaufaniem STARY, TRZYMAJ SIĘ... Jacek K Zembrzuski