Co roku to samo! Czekam na nominacje do Oscarów, robiąc własną listę, analizuję za i przeciw, a czasami proszę nadprzyrodzone siły, by Akademia wykazała się odrobiną odwagi w głosowaniu. Co z tego mam? Zazwyczaj jedynie pozory uczestnictwa w tym pełnym glamouru świecie i odrobinę irytacji, gdy po raz kolejny wygrywają nie ci, którzy zasłużyli. Mimo że sama nagroda niewiele dla mnie znaczy, to otoczka wokół jej przyznawania potęguje emocje. Pozostaje więc, jak co roku, zarwać noc z 26 na 27 lutego i kibicować tym, którzy nawet nie są nominowani.