Reżyser wybierze sobie ofiary. Będzie je obserwował, pozwoli też widzom przypatrywać się ich zachowaniu, a potem podrzuci im gotową odpowiedź na pytanie: „po co to wszystko?”. W Historiach kuchennych Bent Hamer ostentacyjnie wszedł z butami w życie swoich bohaterów, rozsiadł się w kuchni i notował kolejne czynności wykonywane w zaciszu domowego ogniska. W najnowszym filmie W drodze do domu jest inaczej: reżyser-obserwator sprawia wrażenie, jakby subtelnie wyglądał zza węgła, choć wie, co czai się za rogiem. W jego spojrzeniu na świat przedstawiony wyczuwa się pewien dystans, ale nie chłód. Dzięki temu widzowie identyfikują się z bohaterami, ale nie czują się emocjonalnie szantażowani. Na fali świątecznego entuzjazmu przenoszą się w świat wyrwany z codzienności.

Magia świąt W drodze do domu przemienia się w poczucie nostalgii za czymś, co zostało utracone lub nigdy nie było zyskane. W zaśnieżonym miasteczku na północy Norwegii Świętym Mikołajem zostaje ten, kto musi się przebrać, by niepostrzeżenie wejść do domu byłej żony i uściskać własne dzieci. Ta, która jest kochanką, dowiaduje się, że na zawsze nią pozostanie. Ten, który po kilkunastu latach zdecydował się wrócić do domu, zostaje wyrzucony z pociągu za brak biletu. Ci, którzy chcą zacząć życie na nowo, uginają się pod bagażem życiowych doświadczeń.
Z nikim nich nie chcielibyśmy być w wigilijny wieczór. Nikt nie przechodzi przemiany, której byśmy się spodziewali po bohaterach bożonarodzeniowej opowieści. Jednych stać na przyjazny gest, drugich na odrobinę perfidii. To, że znajdujemy się w czasie świątecznego spektaklu, nie sprawia, że stajemy się inni. Zmagamy się z tymi samymi problemami co na co dzień, trapią nas te same bolączki. I to jest właśnie piękne w filmie Benta Hamera.

Większość twórców świątecznych produkcji preferuje cukierkowe komedie z Jingle Bells Franka Sinatry w roli głównej, inni wolą konwencję ckliwych dramatów. Są też tacy, którzy na przekór oczekiwaniom potrafią zakrzyknąć: świąt nie będzie! Reżyser W drodze do domu oscyluje między tymi możliwościami. Nie improwizuje na jednej nucie, nie reżyseruje ani dramatu, ani komedii sensu stricte. Film bywa sentymentalny (nie sposób posłużyć się innym przymiotnikiem, obserwując niespełnionych kochanków, którzy spotykają się po latach, by wypić wspólnie lampkę wina), zdarzają się momenty pełne banałów, podsycanie dramatyzmu czasem drażni, reżyserskie pomysły śmieszą, a bohaterowie wprawiają w zakłopotanie. Kiedy jednak poskładamy wszystkie te elementy w całość, okaże się, że to samo życie.

Jest tu urok i ciepło, które wypływają z tego, że z spoglądamy z dystansu na nasz własny świat wprzęgnięty w mechanizm bożonarodzeniowych konwencji. Nie potrzeba w spektakularności sztucznych ogni, to jeszcze nie nowy rok, wciąż mnóstwo wokół starych problemów. Stając z nimi twarzą w twarz, jesteśmy bardziej podatni na emocje, delikatni i skorzy do wzruszeń. Podczas seansu czekamy, aż Bent Hamer zacznie oceniać, wartościować swoich bohaterów i wskazywać nam, co dobre. Reżyser, tak jak i jego bohaterowie, zatrzymuje się na szczęście w pół drogi. Jego świat nie jest czarno-biały, historie świąteczne są pełne barw. Tworzą więc razem nieco kiczowaty kolaż? Możliwe. Wpatrujemy się w niego jednak niczym dzieci w kolorową choinkę w wigilijny poranek – z odrobiną niedowierzania, ale radości, że znów tu jest. Taka, jaką znamy, tak samo ozdobiona jak dawniej, z tymi samymi niedoskonałościami co przed rokiem.



W drodze do domu (Hjem til jul)

reżyseria: Bent Hamer
scenariusz: Bent Hamer
zdjęcia: John Christian Rosenlund
grają: Reidar Sørensen, Trond Fausa Aurvaag, Fridtjov Såheim, Joachim Calmeyer, Robert Skjærstad, Cecile Mosli, Ingunn Beate Øyen, Morten Ilseng Risnes i inni
kraje: Niemcy, Norwegia, Szwecja
rok: 2010
czas trwania: 90 min
premiera: 26 listopada 2010 (Polska),  13 września 2010 (Świat)
Against Gravity



Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami