Michał (Wojciech Zieliński) i Janek (Tomasz Schuchardt; słusznie nagrodzeni ex aequo za główną rolę męską w Gdyni) mają za sobą przeszłość gangsterską. Pierwszy, złapany przez policję, po wyjściu z więzienia rozpoczął nowe życie. Żona Magda (Natalia Rybicka), dziecko i praca są źródłem szczęścia, ale tylko pozornie – spokoju. Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Janek natomiast kończy służbę wojskową i zjawia się u przyjaciela w mieszkaniu. Jakieś podskórne napięcie w bohaterach daje się wyczuć od początku. Michał nie ujawnił przed żoną swoich gangsterskich losów. Janek wie o wszystkim, ale i to nie do końca. Magda czuje, że coś jest nie tak, a dodatkowo krępuje ją stała obecność przyjaciela męża w mieszkaniu.
Nie sposób pisać o Chrzcie w słowach oględnych, bez zdradzania kluczowych szczegółów akcji. Sceny bowiem logicznie z siebie wynikają, a każda następna ujawnia treści, które sugerowane były w poprzedniej, tłumacząc taki a nie inny rozwój akcji. Narracja filmu Marcina Wrony jest pozornie epizodyczna. Śledzimy tydzień z życia bohaterów – od poniedziałku do niedzieli, kiedy ma nastąpić tytułowa ceremonia pierwszego sakramentu synka Magdy i Michała. Konstrukcja jest jednak niezwykle spójna, rozegrana w kręgu kilku zaledwie wiodących postaci. Pomysł dramaturgiczny polegający na informowaniu za pomocą napisów o każdym kolejnym dniu nie zaburza tej spójności (nie narzuca się też widzowi i nie irytuje tak, jak napisy informujące o cofaniu akcji w Matce Teresie od kotów [2010] Pawła Sali). Wręcz przeciwnie – tym bardziej wzmaga napięcie, którego nieuchronne i tragiczne rozładowanie następuje w finale. W końcu, na głębszym poziomie, buduje w filmie Wrony kontekst religijny, a ściślej – biblijny. Ten jest w Chrzcie oczywisty, zasygnalizowany już na początku za pomocą Dürera, później konsekwentnie się rozwija.
Z ważką zawartością treściową idzie w parze fenomenalna strona wizualna. Daleki od szorstkiej reportażowości pokrewnego Długu (1999) Krzysztofa Krauze, Chrzest zachwyca paletą kolorystyczną i pracą operatorską. Utrzymane w monochromatycznych stalowych barwach zdjęcia Pawła Flisa, raz pogrążają się w czerni, by potem wybuchnąć oślepiającą jasnością, czasem wręcz prześwietlonych ujęć. Ustawienie kamery doskonale współgra z emocjami płynącymi z ekranu, gdy trzeba zbliża się, gdy to konieczne ukazuje scenę w planie pełnym (chyba najbardziej efektownie wyszło to w kluczowej sekwencji masakrowania dłużnika przez gangsterów). Subiektywizm widzenia i zdjęcia zwolnione są tu wykorzystane z godną podziwu precyzją (finał!).
Wracając do samej historii. Przeszłość wraca do Michała nie tylko wraz z Jankiem (nie sposób jednak – przez pryzmat zakończenia – nie zauważyć symbolicznego znaczenia tego ponownego spotkania). Zdrada, jakiej dopuścił się główny bohater zmusza go do opłacania „Grubego” (Adam Woronowicz). Kiedy pieniądze się kończą, Michał zdaje sobie sprawę, że oznacza to dla niego wyrok. Tym samym zaczyna przygotowywać Janka do roli swego następcy. Alegoryczny wymiar Chrztu wzmaga się ze sceny na scenę, nie negując jednak realizmu opowieści (scenarzyści inspirowali się prawdziwymi wydarzeniami). Janek, już po brutalnym rozprawieniu się z dłużnikiem i jego żoną, kiedy wie o czynie Michała, domyśla się co spotka jego przyjaciela. Wydarzenia osiągają kulminację w niedzielę, na przyjęciu po chrzcie Adasia. Porażające zakończenie tworzy ramę narracyjną z prologiem filmu. Na początku Michał ratuje Janka przed utonięciem, teraz ten drugi pozbawia życia przyjaciela, topiąc go. Czyn ten interpretowany jest różnie, bądź jako wybuch głęboko ukrytego w mężczyźnie zła (znów przypomina się scena zabicia dłużnika, w której i on –zmuszony co prawda – zapamiętale bije mężczyznę) lub też jako swoisty coup de grâce, oszczędzenie Michałowi okrucieństwa ze strony gangsterów. Ta druga ewentualność wydaje się być bliższa prawdy, zważywszy na rozpaczliwe zachowanie Janka (reżyser mówił w wywiadzie, że powstrzymał się od wprowadzenia sceny, która mogłaby podsunąć ewentualną odpowiedź). Nie należy też zapominać, że „Gruby” wraz z towarzyszami obserwują wszystko z samochodu. On sam zjawił się wcześniej w kościele, by „wyrzec się” grzechu, niejako zrzucając z siebie odpowiedzialność za późniejszą śmierć Michała. Nie są jednak ważne jednoznaczne odpowiedzi i powody zabójstwa. Wrona podkreślał też, że nie chciał stworzyć zwykłego filmu sensacyjnego, realistycznej historii kryminalnej. To z pewnością mu się udało. Bogata symbolika wody oraz tytułowego sakramentu wzmacniają paraboliczny charakter tej opowieści o najważniejszych życiowych wartościach, a także o nieuchronności i fatalizmie losu.
W zalewie rozrywkowych filmów akcji, w których życie ludzkie nie ma żadnej wartości i znaczenia, a śmierć zostaje odarta ze swej powagi, raz za czas pojawia się dzieło, które przywraca odbieraniu życia jednemu człowiekowi przez drugiego należną wagę. Dramatyczne spojrzenie Michała skierowane w stronę przyjaciela po pierwszym uderzeniu kamieniem (subtelne i świetne wykorzystanie zdjęć zwolnionych) wbija się w głowę, na długo pozostawiając niezacieralne wrażenie. Tym samym jednym z istotnych aspektów Chrztu jest pytanie o zło – bardziej podskórne i ukryte niż w Matce Teresie od kotów. Wrona nie piętrzy możliwych przyczyn takiego stanu, gdzieś w głębi poddaje jednak zadumie ludzką naturę i drzemiące w niej demony. Wymiernie pomagają mu w tym aktorzy. Wojciech Zieliński i Tomasz Schuchardt tworzą naprawdę wielkie, głęboko przeżyte kreacje. Pierwszy znakomicie wygrywa wewnętrzne napięcie i niepokój swojej postaci, drugi – dojrzewanie swojego bohatera, przemianę z prostego chłopaka w mężczyznę świadomego swoich czynów – jak dramatyczne by nie były – oraz odpowiedzialności, jaką za nie ponosi.
Chrzest
reżyseria: Marcin Wrona
scenariusz: Grażyna Trela, Dariusz Glazer, Grzegorz Jankowski
zdjęcia: Paweł Flis
grają: Wojciech Zieliński, Tomasz Schuchardt, Aleksandra Radwańska, Mikołaj Kałucki, Adam Woronowicz, Natalia Rybicka
kraj: Polska
rok: 2010
czas trwania: 86 minut
premiera: 22 października 2010 (Polska) 26 maja 2010 (Świat)
Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”