Rzeczy nieoczywiste
Już sam tytuł – Zrób to sam – z pozoru oczywisty, przy dłuższej refleksji wydaje się zastanawiający. Zgodnie bowiem z filozofią zrób-to-sam, dany obiekt do „zrobienia” powinien być stosunkowo prosty w skonstruowaniu, na tyle, by każdy, nawet największe beztalencie, mógł zrobić go samodzielnie. Tymczasem otwieramy książkę i co widzimy? Misterne konstrukcje szafkopodobne, zadziwiające połączenia różnych styli i rzeczywistości (oko jako wyłącznik, jajko sadzone jako dywan), wyrafinowane, oryginalne wzory i kształty, dopasowana do wszystkiego, wesoła kolorystka. Gdzie tu miejsce dla biednego, początkującego konstruktora, który w zapamiętaniu wymachując młotkiem, miażdży sobie palce? Jakub Banasiak tylko dolewa oliwy do ognia, nazywając projekty Ziółkowskiego „Rzeczami nierzeczywistymi”, co sugeruje odbiorcy, że są to projekty skrajnie utopijne, które w rzeczywistości powstać nie mogą, a cała zabawa polega na grze wyobraźni. Czy jednak faktycznie są to rzeczy nierzeczywiste? Biorąc pod uwagę, co w dizajnie do tej pory powstało, można spokojnie orzec, że nie. Każdy z tych projektów – nawet krzesło-jajko czy wanna z wyspą w środku – mógłby powstać, oczywiście przy odpowiednim nakładzie środków i chęci. Właśnie dlatego zbycie prac Ziółkowskiego zwyczajowym „no tak, fantazja, surrealizm” wydaje się nie do końca wnikliwe.
Robak, butelka, kobieta, papieros, kościotrup i ja
Zrób to sam składa się z 236 rysunków (łącznie z końcowym The End), na których zostały przedstawione różnego rodzaju sprzęty domowe (krzesła, stoliki, lampy, łóżka, wieszaki i inne drobiazgi), zaprojektowane tak, aby zadziwiać i zachwycać, stając się równocześnie dla użytkownika zagadką: czy bowiem można usiąść na krześle, którego nogi bardziej przypominają pajęczynę niż podpory? Co pomyśleć o stole, który oprócz czterech nóg ma jeszcze pęk nóg przypominających koński ogon? Czy żyrandol z ośmiornicy jest adekwatnym oświetleniem na długie, zimowe wieczory? Co pomyśli babcia, gdy wchodząc do naszego mieszkania, na ścianie zamiast figurki Jezusa-męczennika zobaczy Dżizusa Krajsta, króla rocka? Takie i tym podobne pytania stawia przed nami Ziółkowski, przypominając tym samym, że kwestia sposobu mieszkania to także problem stylu bycia, myślenia i postrzegania rzeczywistości.
Ziółkowski, twórca niezwykle skoncentrowany na swoim świecie wewnętrznym, najwyraźniej uchyla przed nami rąbka tajemnicy i pokazuje, jak wyglądałoby mieszkanie, gdyby mógł je zaprojektować według własnego sposobu odczuwania. Pomimo tego, czego spodziewalibyśmy się po malarzu nadrealiście, jego projekty nie są tak nieprawdopodobne, jak można by przypuszczać. Z łatwością można w nich rozpoznać ulubioną przez malarza estetykę bliską konstruktywizmowi i neoplastycyzmowi: wiele mebli projektu artysty ma nieregularne, kanciaste kształty, dominuje kolorystyka złożona z podstawowych barw (żółć, czerwień, błękit, czerń, zieleń), a niektóre meble przybierają fantazyjne, skomplikowane formy, przez co przywodzą na myśl udziwnione, renesansowe maszyny. Główny akcent projektów Ziółkowskiego nie jest położony na funkcjonalność, ale na piękno rozumiane wielorako. Meble wymyślone przez artystę mogą bowiem być kolorystyczną rozkoszą dla oczu, mogą też fascynować tajemniczym kształtem czy zagadkową funkcją. Ziółkowski lubi także mieszać porządki i komponować rzeczywistość na nowo: inspiracją dla powstania kanapy może być telefon, worek treningowy czy nawet ludzkie kiszki; ser jest świetnym materiałem na klosz na lampę, wąziutkie rolki papierosa – tworzywem na wieszak, a kształt ręki aż się prosi, aby wykorzystać go jako lampion czy włącznik światła (wystarczy pstryknąć palcem, żeby włączyć światło). Ta różnorodność i fantazyjność, podparta dodatkowo stylistyką Mondrianowską, jest w interesujący sposób połączona, przez co nieodparcie kojarzyć się może z estetyką cyrku: tylko czekać, aż spod pierzyny „szalonego” łóżka wyłoni się clown… lub wielki robal, jak to przedstawił na jednym z rysunków artysta.
Zagrać dizajnem na nosie
Projekty Ziółkowskiego w pewien sposób są bliskie modernistycznym ideałom stworzenia nowej, lepszej przestrzeni dla człowieka, dzięki czemu on sam także ulegnie przemianie i dostosuje się do nowych norm. W przeciwieństwie jednak od utopijnych założeń Gropiusa, Le Corbusiera czy w Polsce choćby realizacji Syrkusów i Brukalskich, Ziółkowski proponuje nam przestrzeń która nie tyle kształtuje, co prowokuje, śmieszy, pobudza wyobraźnię, a wreszcie bawi. Gdyby należało do czegoś przyrównać wnętrze zaprojektowane przez Ziółkowskiego, byłby to zapewnie plac zabaw. Jego pomysły cechuje pewnego rodzaju funkcjonalność, lecz jest to raczej „funkcja-żart” niż propozycja na serio. Artysta – chcąc nie chcąc – reprezentuje tym samym postmodernistyczny sposób myślenia o dizajnie: z zapałem kultywuje eklektyzm oraz cytationizm (np. zawłaszczając dla swoich projektów elementy ornamentu rocaillowego, które miesza w neoplastycznym i popowo-cyrkowym sosie).
Niektóre jego projekty do żywego przypominają pomysły twórców z kręgu Archizoomu, studia Alchymia czy Memphis group. Wystarczy zestawić projekty Ziółkowskiego z realizacjami choćby Alessandro Mendiniego czy Alessandra Guerriero, by przekonać się, jak bardzo są one podobne w stylistyce. Bliskie Ziółkowskiemu, liryczne podejście do dizajnu można znaleźć także choćby w projektach Tejo Remy’ego (takich jak You Can’t Lay Down Your Memory). W przeciwieństwie jednak do projektów słynnych Włochów, pomysły Ziółkowskiego nie trafią pod co bardziej ekskluzywne strzechy: są to raczej gry estetyczno-konceptualne. W tym kontekście warto spojrzeć na sprzęty Ziółkowskiego nie tylko jak na wyroby dizajnera-malarza, ale także jak na pewnego rodzaju dyskusję z codziennością, życiem w otoczeniu przedmiotów czy też życiem-poprzez-przedmoty. W tym kontekście Zrób to sam należy umiejscowić koło takich realizacji jak Masyw kolekcjonerski Roberta Kuśmirowskiego (także w książce Ziółkowskiego można zaobserwować problem gromadzenia i kolekcjonowania przedmiotów, które po pewnym czasie zaczynają egzystować jako rodzaj współczesnej kunstkamery czy też gabinetu osobliwości), iluzjonistyczno-przestrzennych prac Moniki Sosnowskiej czy choćby serii słynnych Lamp Aliny Szapocznikow, w których, pomimo odmiennej tematyki wyjściowej, zaobserwować możemy podobny co u Ziółkowskiego sposób narracji (mówienie poprzez przedmioty).
Najbliższe jednak Zrób to sam wydają się Ćwiczenia neoplastyczne Grzegorza Sztwiertni, nie tylko ze względu na inspirację słynnym kierunkiem w historii sztuki, ale pewien nacisk na naukę, szkolenie i rozwój. Sam tytuł książki Ziółkowskiego jest przecież wyzwaniem rzuconym odbiorcy – zrób to sam, spróbuj, zmierz się z tym. „Czy potrafisz dorównać mojemu fantasmagorycznemu orgiami?” – zdaje się pytać artysta, stawiając przed widzem wyrafinowany japoński konstrukt. Dosłownie, ponieważ w projektach Ziółkowskiego inspiracja tradycyjnym dalekowschodnim wzornictwem widoczna jest jak na dłoni.
Zgubne piękno abstrakcji
Eklektyzm, wyrafinowanie, wyzwania, gierki, drwiny – to jest język, który Ziółkowski doskonale zna i z zapamiętaniem stosuje. Jego projekty nie są jednak jednolite – część pomysłów, szczególnie tych z pierwszych stron, należałoby określić jako „przesympatyczną psychodelię”. Tymczasem końcowe projekty, będące zwykle rysunkami pojedynczych obiektów o niemalże krystalicznych kształtach i żywej kolorystyce, tak bardzo przywołującej ducha Mondriana, tchną melancholią, wewnętrznym skupieniem i skłaniają nas do kontemplacji komody jako obiektu „czystej sztuki”. Wyizolowanie przedmiotu z otoczenia podkreśla także jeden z ulubionych wzorów stosowany przez Ziółkowskiego – biało-czerwonej taśmy ostrzegawczej. Wygląda na to, że sam artysta podczas procesu twórczego przeżył swojego rodzaju przemianę w myśleniu o obiekcie. Do czarnego kwadratu na białym tle jednak jeszcze nie doszedł. Co więcej, stał się niebezpiecznie podobny do innych. I właśnie dlatego w ocenie Zrób to sam obok zasłużonej piątki powinien pojawić się otrzeźwiający minus.
Zrób to sam
Jakub Julian Ziółkowski
wydawnictwo 40 000 Malarzy, 2010
Książka dostępna w SPLOT-SKLEPIE >>