Obecne, trudne czasy znacznie wpłynęły na cały artystyczny świat, niestety
w głównej mierze negatywnie. Za nami lato, które praktycznie pozbawione było festiwalowego kolorytu a pojedyncze koncerty czy trasy, które udało się zorganizować, można policzyć na palcach jednej ręki. Paradoksalnie jednak ten niełatwy okres stał się też naturalnym tłem i po części inspiracją dla wielu artystów i ich dzieł. Jednym z nich jest nowy album Hugo Race And The Spirit, który powstawał w Australii podczas trawiących kontynent pożarów oraz w czasie pandemii.
To już piętnasty album grupy dowodzonej przez charyzmatycznego i wiernego swojemu unikalnemu stylowi Race’a. Napisać przy tym, że ta płyta brzmi bardzo dojrzale, byłoby banałem ponieważ artystycznej dojrzałości temu artyście nie brak już od wielu lat. Zaskakujące jest jednak z jaką konsekwencją rozwija on swój muzyczny język. Ponoć podczas pisania materiału na płytę, Hugo zobaczył nad oceanem wybuchającą gwiazdę. Od tego zapewne wziął się również tytuł nowego wydawnictwa, które oprócz podstawowej wersji zawiera drugi krążek
z instrumentalnymi miksami utworów zatytułowany „Star Death” Wracając jednak do podstawowej części albumu - znajdziemy na nim dwanaście premierowych kompozycji utrzymanych we właściwym dla Race’a klimacie.
Jest tu więc dużo bluesowej chropowatości, odrobina elektroniki, ciekawych smyczkowych aranżacji, dodających całości nieco filmowego charakteru, czy delikatnych eksperymentalnych smaczków. Warto zwrócić tu również uwagę na wyjątkową współpracę Hugo Race’a z towarzyszącym mu Michelangelo Russo. To jak dobrze panowie się uzupełniają słychać było już na ich wspólnym albumie sprzed kilku lat, gdzie po swojemu interpretowali twórczość Johny Lee Hookera. Na nowej płycie ta współpraca tylko się uwydatniła. Nasuwa się tu skojarzenie z duetem Nick Cave – Warren Ellis z Bad Seeds (zespołu, w którym Hugo zresztą również grał lata temu). Biorąc „Star Birth” jako jedną spójną całość słychać, że jest on nieco bardziej plastyczny i pastelowy niż ostatnie krążki zespołu. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedna z najlepszych płyt spośród wszystkich piętnastu w dyskografii grupy. Jak to u Hugo bywa pełno tu wydawałoby się sprzecznych emocji, które doskonale odbijają się w każdym zagranym dźwięku i zaśpiewanej zwrotce. Mamy tu ich pełen koloryt. Od smutku przez radość, Od porażek po wzloty, miłość, nadzieję, zwątpienie a nawet złość. Słuchając płyty nie sposób nie usłyszeć, że te ciemniejsze odcienie mają tu przewagę. Nie ma jednak miejsca na popadanie w totalną rozpacz. W końcu wybuch gwiazdy to zarazem początek czegoś nowego.
Hugo Race And The True Spirit – Star Birth
Gusstaff Records 2020