Obydwaj panowie mają na koncie wiele wydawnictw, na których eksplorują pokłady muzyki elektronicznej w jej klasycznym wydaniu. Przestrzennym, trochę niedzisiejszym, ale barwnym i dopracowanym w każdym calu. Jednym zdaniem, znacznie bliżej im do dokonań Klausa Schulze, Jeane Michel Jarre czy grupy Tangerine Dream niż do obecnie popularnych trendów. W tej klasycznej konwencji postanowili wspólnie nagrać album adekwatny do towarzyszącej mu tematyki. Według samych muzyków, „Panta Rhei to poetycki, intymny pejzaż przemijania, ruchu, zmian materii i duchowości, fizyki i metafizyki…” Jak jest w rzeczywistości? Można to sprawdzić sięgając po ten pięknie wydany i pieczołowicie przygotowany krążek (we wkładce znajdziemy na przykład spis wszystkich instrumentów wykorzystanych podczas nagrywania). 

Blisko godzinna płyta składa się z czterech części.
Każda z nich to bardziej muzyczny krajobraz niż klasyczny utwór. Już same tytuły poszczególnych rozdziałów dobrze nastrajają na ich odbiór: „Panta Rhei”, „Musings At The Hazy Rivers”. Minimalistyczne, nieśpiesznie rozwijające się kompozycje płyną spokojnie z głośników. Za sprawą pojawiających się w nich kolejnych elementów nabierają coraz wyraźniejszych barw nie tracąc swojego nieco kosmicznego klimatu. Nic dziwnego, skoro jeden z muzyków, (Przemysław Rudź) jest równocześnie popularyzatorem i pasjonatem astronomii. Nie jestem pewien czy ta klasyczna, wymagająca skupienia i uwagi forma trafi do szerokiej rzeszy słuchaczy, jeśli jednak ktoś miałby ochotę trochę poprzemijać w towarzystwie el-muzyki, to „Panta Rhei” będzie dla niego w sam raz.


Przemysław Rudź & Tomasz Pauszek „Panta Rhei”
Audio Anatomy 2018