Za barem stoi drobna brunetka Ally (Lady Gaga) - czarna sukienka, czerwona róża i francuska piosenka. Tyle wystarczyło, by skraść serce największej gwiazdy amerykańskiego rocka, Jacka (Bradley Cooper). Gdy wzrok tych dwojga spotkał się po raz pierwszy, nic już nie było (i od tej pory nie będzie) w ich życiu takie samo. 
"Narodziny gwiazdy" zaczynają się opowieścią o dziewczynie, która otrzymała niepowtarzalną szansę, by zabłysnąć w świetle jupiterów. Wraz z rozwinięciem akcji, okazuje się, że uczeń przerasta mistrza - starego wyjadacza wygryza bardziej utalentowana i mniej uzależniona od kokainy Ally. Dziewczyna, ku rozpaczy ukochanego, z czasem porzuca śpiewanie z głębi duszy na rzecz mało ambitnej muzyki pop, która przynosi jej sukces zwieńczony dolarami i nagrodą Grammy.

Rywalizacja o popularność, która kładzie cień na miłość Ally i Jacka przywodzi na myśl konflikt zawodowy Mii i Sebastiana z filmu "La la land".
W obu przypadkach filmy stawiały pytanie o to, czy prawdziwe uczucie może iść w parze z sukcesem scenicznym obojga kochanków, czy jednak zawsze będzie to okupione poświęceniem którejś ze stron. Czy jest możliwe pozostać prawdziwym, zaprzedając duszę diabłu, jakim jest show-biznes? 
Oczywiście "Narodziny gwiazdy" to przede wszystkim muzyczny, ckliwy spektakl, który ma wzruszyć najzatwardzialsze serca - droga na szczyt śpiewającego kopciuszka, aż prosi się o to, by zastosować banalną kliszę. Nie ma tutaj czasu na głębszą refleksję nad motywacjami bohaterów; nie jest to wszak skomplikowany dramat psychologiczny, a po prostu barwna rozrywka. Nie można jednak całkowicie odmówić autentyczności opowiadanej historii - pierwsze czterdzieści minut ekranowych potyczek u progu sławy wypada najjaskrawiej, by po chwili zwolnić tempo i rozmyć autentyczność konfliktu między bohaterami. Seans staje się jednak przyjemnością za sprawą charyzmatycznego duetu, w którego realistyczną chemię nie da się choć na chwilę zwątpić. Iskry między parą protagonistów stały się możliwe dzięki Lady Gadze, bo "Narodziny gwiazdy" to film wręcz skrojony na jej umiejętności. Amerykanka po raz kolejny udowodniła, iż jest królową show i cekinów, obdarzoną wybitnym talentem sceniczno-wokalnym. Ujęcie nabiera tempa za każdym razem, gdy gwiazda sięga po mikrofon, wywołując gęsią skórkę na skórze widzów, być może dlatego, że biografia artystki niejednokrotnie krzyżuje się z losem ekranowej Ally. Choć jej gwiazda lśni na ekranie najjaśniej, to Bradley Cooper równie przekonująco odnajduje się w roli zrozpaczonego i skacowanego życiem alkoholika, który powoli usuwa się w muzyczny cień. Razem tworzą duet doskonały, czego dowodem jest między innymi wspólny utwór pod tytułem "Shallow".
Ekranowy romans Ally i Jacka pozwala na chwilę uwierzyć, że prawdziwa miłość jest w stanie znieść wszystko, by po chwili brutalnie przypomnieć, iż sława złamała niejedno serce, a cena popularności jest naprawdę wysoka. Ostatecznie chciałoby się tylko zapytać - czy zagrasz to jeszcze raz, Gaga?