Patrząc na grającego go Seana Penna, ukrytego z mocną charakteryzacją, i porównując ten ekranowy wizerunek z autentycznymi zdjęciami Cohena, również trudno dostrzec większe podobieństwo. Można więc spokojnie odłożyć na bok dokumenty historyczne i przyjąć, że to nie do faktów odwoływali się twórcy filmu. Zresztą, jak mówi widniejący przed tytułem napis, fabuła jest jedynie „inspirowana” prawdziwymi wydarzeniami (a poza tym oparta jest na książce Paula Liebermana).
Jak pokazuje początek filmu, punktem odniesienia dla Fleischera i jego współpracowników było samo uniwersum kina. Plansza z tytułem i obraz Cohena boksującego worek treningowy wyłaniają się z terkoczących początkowo w oddali klatek projektora filmowego, a pierwsza właściwa sekwencja rozgrywa się pod słynnym znakiem Hollywood (wtedy, w latach 40. XX wieku – „Hollywoodland”). Oczywistym i niedościgłym wzorem są tu Nietykalni (1987) Briana De Palmy: oto kilku nieprzekupnych policjantów dostaje rozkaz unieszkodliwienia terroryzującego Los Angeles gangstera bez oglądania się na środki. Anonimowo, działając poza prawem, rozpoczynają wojnę z Cohenem i jego ludźmi. Mimo że często napotykają opór skorumpowanych do szpiku władz - od małomiasteczkowych szeryfów do sędziów i prokuratorów, zdecydowanie dążą do celu.
Trudno za to powiedzieć jaki cel przyświecał reżyserowi i scenarzyście Gangster Squad.
Oto i problem z filmem Fleischera: próbuje on sprzedać nam swoją stylizację i zamierzony pastisz w tonie zbyt serio, zbyt realistycznym, tak jakby kręcił poważny film o walce z przestępczością zorganizowaną, bądź wielką sagę o upadku równie wielkiego gangstera. Niestety – schemat goni schemat, a inteligentnych pomysłów by konwencje stały się żywe, atrakcyjne, choć trochę oryginalne – brakuje jak wody na pustyni. Akcja idzie jak po sznurku, którego każdy centymetr jest widzom znany i nie zaskakuje ich to, co znajdują na jego końcu. Łatwo domyślamy się, co powinno się stać, by niechętny do współpracy z Pogromcami policjant (Ryan Gosling) zmienił zdanie. Kiedy nadchodzi sekwencja zasadzki zastawionej na naszych protagonistów, o której wiemy już od dziesięciu minut, nic nas w niej nie zaskakuje, a szanse na ciekawe rozwiązania inscenizacyjne zostają doszczętnie zmarnowane (scena rozgrywa się w Chinatown, jednak wystrzeliwujące co chwilę petardy nie budują wystarczającego napięcia, a mogłyby). Strzelaniny i bijatyki to tylko bezmyślne mordobicie i rozbryzgi krwi. W żaden sposób nie zmieniają tego nietypowe rozwiązania montażowe i operatorskie: stopklatki podczas wystrzałów w ciemnej scenie czy efekciarskie zwolnione tempo (slow motion).
Od początku aż do końca każdy element filmowej układanki jest tu jasny jak kalifornijskie słońce oświetlające złocistą plażę Los Angeles.
Gangster Squad. Pogromcy mafii (The Gangster Squad)
reżyseria: Ruben Fleischer
scenariusz (na podstawie powieści Paula Liebermana): Will Beall
zdjęcia: Dion Beebe
muzyka: Steve Jablonsky
obsada: Ryan Gosling, Emma Stone, Sean Penn, Josh Brolin, Nick Nolte, Giovanni Ribisi, Anthony Mackie, Frank Grillo, Josh Pence i inni
kraj: USA
rok: 2013
czas trwania: 113 min
premiera: 11 stycznia 2013 r. (USA), Warner, 1 lutego 2013 r. (Polska)
Warner
Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”
23.03.2014 05:19 | john wayne:
TO JEST BARDZO, ALE TO BARDZO NIEDOBRY FILM. Dziwię się, że w ogóle ktoś poświęca swój cenny czasy, by pisać o tym szicie w tak delikatny sposób.