Już początek przynosi mocne uderzenie. Dwaj mężczyźni ścigają się samochodem z pędzącym pociągiem, o włos mijając go na przejeździe kolejowym. Co dla jednego, Alfreda (Robert Więckiewicz), jest zastrzykiem adrenaliny i pokazem odwagi, dla drugiego, jego brata Jerzego (Łukasz Simlat), jawi się jako bezmyślny, niebezpieczny i szczeniacki wybryk. Już ta początkowa scena ustawia relacje między bohaterami, ukazuje różnice między nimi a także podsuwa tropy, które dopiero później zyskają na znaczeniu i jasności. Starszy Alfred, po wylewie ojca (Marian Dziędziel), zarządza rodzinną firmą, dostarczającą Internet w okolicy. Jerzy dołączył do niego po jakimś czasie, gdy wrócił z USA. Duma tego pierwszego została wyraźnie urażona, bo choć posada nie znaczy dla niego zbyt wiele a jest tylko gwarantem spokojnego, beztroskiego życia – przynajmniej pod względem finansowym – czuje się jedynym słusznym spadkobiercą, jako że to on zajmował się chorym ojcem. Jednocześnie to Jerzy reprezentuje postawę, która może zapewnić firmie dalszy rozwój i ugruntowanie dobrej pozycji na rynku, poprzez rozszerzenie oferty. Alfred, mimo iż sam niekoniecznie mocno przejęty losem przedsiębiorstwa, odbiera działanie za swoimi plecami jako atak na jego własność i ambicję. Przyzwyczajony do tego, że od dzieciństwa musiał ustępować młodszemu bratu, teraz nie ma zamiaru znosić podobnych upokorzeń. Na dodatek Jerzy samotnie wychowuje dwójkę dzieci (jego żona nie żyje), co dla matki obu mężczyzn jest najważniejszym wyznacznikiem sukcesu i życiowego spełnienia. Posuwa się ona nawet do stwierdzenia, że od Alfreda nigdy nie dostanie wnuków, dlatego że znalazł sobie nieodpowiednią partnerkę.

Nic więc dziwnego, że niedojrzały emocjonalnie Alfred próbuje wykazać swoją wyższość nad bratem poprzez sztubackie popisy, ciągłe wmawianie Jerzemu tchórzostwa i inne sposoby na zdyskredytowanie jego osoby w rozmowach przy rodzinnym stole.
Drobny szczegół, jakim jest wybór samochodu, którym pojadą na spotkanie – kolejna ze szpilek wbijana bratu w niezdrowej rywalizacji, doprowadza do lawiny wydarzeń, które kończą się tragedią. W pełnym świetle ukazują osobowość Alfreda, ale i stają się początkiem jego przemiany.

To właśnie postać Alfreda, jej konstrukcja i ekranowy wizerunek jest kluczem do filmu Zglinskiego. Z początku reprezentuje opisane wyżej cechy mylnie pojmowanej męskości, lecz kiedy staje w obliczu prawdziwej próby, trochę z premedytacją a trochę ukazując swe prawdziwe oblicze – zawodzi. Początkowo ukrywane upokorzenie, z czasem wychodzi na jaw, a Alfred zatraca się w zagłuszaniu własnego sumienia podczas poszukiwania sprawców pobicia brata. Nie dostrzega, że jednocześnie dyskredytuje sam siebie. Wina wyrostków, którzy wyrzucili Jerzego z pociągu jest ewidentna, możemy być pewni, że poniosą odpowiednią karę. Zglinski nie eksponuje ich postaci nadmiernie. Skupia się na osobie, po stronie której leży wykroczenie zaniechania, obojętności – moralnie nie mniej naganne, a wręcz bardziej napiętnowane, bo będące spełnieniem podświadomych pragnień Alfreda o odsunięciu brata od interesów. Karą i pokutą Alfreda, z każdą chwilą coraz bardziej świadomego swej przewiny, będą wyrzuty sumienia, świadomość popełnionego czynu (a raczej braku gestu pomocy) oraz odwrócenie się od niego bliskich i przyjaciół. Stopniowo, prowadząc prywatne śledztwo i odnajdując przestępców, Alfred odkrywa także kolejnego sprawcę zbrodni – samego siebie.

W finale nie dostajemy prostych rozwiązań. Czy ta konstatacja jest dopiero początkiem przemiany bohatera? Czy jest dla niego nadzieja czy już tylko życie z piętnem? Umiejętnie tę stopniową przemianę ukazuje odtwórca głównej roli. Robert Więckiewicz, mimo że ostatnio wszędzie go bardzo dużo, potrafi odcisnąć wyjątkowe, unikalne piętno na każdej granej przez siebie postaci. Nie posunę się do określenia jego kreacji jako wybitnej, ale na pewno są w niej wielkie momenty. Jak scena w kościele, gdy Alfred czuje na sobie wzrok innych i ich słowa, choć na razie tylko on wie, jak mocno zawinił lub fragment, w którym dopada jednego ze sprawców w szkole i na dowód pokazuje nauczycielom nakręcone komórką nagranie. Triumf i satysfakcja na jego twarzy momentalnie przemieniają się w poczucie napiętnowania i wstydu.

Greg Zglinski rzeczywiście stworzył jeden z najmocniejszych polskich filmów, jak głosi hasło promocyjne. Według mnie w połączeniu dreszczowca z opowieścią o ludzkiej moralności zabrakło chyba jednak zdecydowania, nieco odmiennego rozłożenia akcentów, by Wymyk wyraźnie plasował się po którejś ze stron. Zbyt chłodny jak na poruszający dramat jednostki i podniosłą historię duchowej przemiany a la Dostojewski, za bardzo skupiony na wnętrzu bohatera, aby w pełni reprezentować gatunek filmu akcji. Stąd w lekkiej konfuzji pozostawia ostatnie ujęcie: powolny odjazd kamery w górę, sugerujący wyższą perspektywę. Po seansie, gdzieś w tle pozostają jednak pytania i wątpliwości, jak my sami postąpilibyśmy w podobnej sytuacji.


Wymyk
reżyseria: Greg Zgliński
scenariusz:Grzegorz Zgliński, Janusz Margański
grają: Robert Więckiewicz, Łukasz Simlat, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Anna Tomaszewska i inni
kraj: Polska
rok: 2011
czas trwania: 85 min.
premiera: 18 listopada 2011 (Polska),  8 czerwca 2011 (Świat)
Best Film


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”