Millar to artysta syty, który właściwie osiągnął wszystko, co tylko można osiągnąć w komiksie mainstreamowym. Mając znane nazwisko, ceniony dorobek, z wieloma pozycjami, które śmiało będą uchodzić za klasykę, obecnie skupia się bardziej na kręceniu się w środowisku filmowym. Gołym okiem widać, że do swoich najnowszych, także autorskich projektów, zbytnio się nie przykłada. Dokładnie to samo można powiedzieć o Johnie Romicie Juniorze. To nie ten sam artysta, którego znamy z kart Punisher: Warzone, Daredevil: Człowiek bez strachu czy choćby runu w semikowych X-Menach. We Wrogu publicznym nie bije to jeszcze po oczach tak mocno, jak choćby w czwartej serii The Avengers, ale z jego charakterystycznego stylu ostała się tylko nieznośna maniera, którą próbuje przykryć liczne niedoskonałości. Koszmarne uproszczenia anatomii, schematyczna kompozycja planszy i inne niedoróbki jedynie otwierają listę zarzutów. Oczywiście fani jego grubej, mięsistej krechy będą zaciekle bronić swojego ulubieńca, ale faktem jest, że Romita po prostu zatrzymał się w rozwoju.

Wolverine miał szansę stać się czymś więcej, niż tylko kolejnym pajacem w kostiumie.
Drzemie w nim wielki, antybohaterski potencjał. Logan to cyniczny outsider, zupełnie niepasujący do swoich kolegów z X-Men. Mężczyzna z przeszłością (lub całkowicie jej pozbawiony), bestia, ale i człowiek niezłomnego honoru, którego życie wypełniają kolejne miłosne niepowodzenia. Miłośnik trunków skutecznie zabijających trzeźwość, ciągle ćmiący cygara. Piętrzące się problemy załatwia tradycyjnymi metodami, za pomocą pięści uzbrojonych w pazury z adamentium, co zwykle tylko pogarsza jego sytuację. Zdolny scenarzysta, z wolną ręką od bossów Marvelu, mógłby z niego wycisnąć wiele materiału, na co najmniej dobre i niebanalne historie. A tak Dom Pomysłów, zamiast pozwolić Loganowi nieco wydorośleć, ciągle podlizuje się młodszym odbiorcom, wciąż go infantylizuje, stemplując takie właśnie historie jak Enemy of the State. Proste, efektowne, napakowane akcją nawalanki, sprowadzające Logana do figury zwyczajnego, niepokonanego herosa w trykocie, pozbawionego jakiegokolwiek charakteru, którego równie dobrze moglibyśmy wymienić na jakąś inną postać.

Gdyby jeszcze historia była w jakiś sposób zajmująca, to jeszcze dałoby się przełknąć tę papierowatość Wolviego, ale z bogatego niegdyś repertuaru fabularnych zagrywek Millarowi pozostało jedynie zamiłowanie do rozmachu. Taniego, zwykle przeszarżowanego, przyjmującego postać chamskiej zagrywki pod fanów, potocznie zwanej "fan-service". Podwodna potyczka głównego bohatera z rekinami, kolejne pojedynki z Elektrą i każde pojawienie się Gorgona są chłodno skalkulowane na nerdgasm i przez to niekoniecznie są w stanie go wywołać. Fabuła Wroga publicznego osnuta została wokół szpiegowskiej rozgrywki pomiędzy S.H.I.E.L.D. a triumwiratem marvelowskich terrorystycznych organizacji – Hydry, The Hand i Dawn of the White Light. Pomysł na intrygę jest dość durny i do pięt nie dorasta prostemu przecież, ale wykonanemu z pewną zręcznością konceptowi na Tajną Wojnę Bendisa. Wolverine po praniu mózgu zaczyna pracować dla "tych złych" i poluje (przynajmniej z pozoru) na "tych dobrych", aby również ich przekabacić na ciemną stronę mocy. I ci dobrzy próbują go powstrzymać. Oczywiście nieskutecznie, wszak Logan jest najlepszy w tym, co robi. W przeciwieństwie do Millara i Romity, którzy w swoim rzemiośle stracili nieco biegłości.

Wydawnictwo Mucha Comics nabrało wyraźnie wigoru w pierwszym kwartale 2011 roku, który w opinii wszystkich komentatorów miał stać się początkiem końca polskiego rynku komiksowego. Fani nurtu superhero na pewno znajdą coś dla siebie w ofercie duńsko-polskiego edytora, ale akurat „Wroga publicznego” raczej bym odradzał. Ja cierpliwie poczekam na drugi tom New Avengers i znakomite Civil War, w którym Millar pokazał klasę.



Wolverine: Wróg publiczny t.1
Mark Millar, John Romita Jr., Klausa Janson
Tłum.: Tomasz Sidorkiewicz
Mucha Comics
03/2011