To, co zaprezentowane na ekranie, wydaje się równie nieprawdopodobne. Czy David Lynch wkopujący styropian węgielny pod budowę szkoły dla joginów (warto dodać – joginów lewitujących na rzecz niepokonanych Niemiec) to kiepska filmowa prowokacja? Czy może amerykański reżyser robi to, by zrzucić duszący kostium klauna, walcząc przy okazji o zapanowanie światowego pokoju? Dopiero prześledzenie prawie trzydziestoletniej historii fascynacji Lyncha Medytacją Transcendentalną (w ciągu ostatnich lat działa on jako jej aktywny propagator na forum międzynarodowym), rozwiewa wszelkie wątpliwości. David Sieveking nie stroi sobie żartów. On chce odlecieć.

Dokładniej – chciał, a potrzeba ta dała początek ekranowej historii.
Absolwent szkoły filmowej szuka tematu na swój debiut. Tak jak jego idol David Lynch, chce kręcić mroczne filmy. Szukając natchnienia odnajduje Medytację Transcendentalną (TM), którą twórca Zagubionej autostrady stosuje, jak wiadomo z powodzeniem, jako środek prowadzący do osiągnięcia życiowego i artystycznego sukcesu. Kierowany radami swojego mentora, David decyduje się spróbować. Recepta jest prosta – 20 minut medytacji dwa razy dziennie. Do tego potrzebna jest też osobista mantra, którą otrzymać można w zamian za sześć kwiatów, świeże owoce i 2380 euro (według cennika niemieckiego).  

Metoda z początku zdaje się działać. David sumiennie powtarza swoją mantrę, wyrusza w podróż do Indii na ceremonię pogrzebową twórcy ruchu Maharishi Mahesh Yogiego, a stamtąd, już na zaproszenie Radżów, do Szwajcarii.
Otrzymuje szansę nakręcenia ekskluzywnego materiału z uroczystości przejęcia sukcesji po Maharishim. Gdy święto przemienia się w kłótnię o władzę i pieniądze (duże pieniądze – pozostawiony w spadku majątek szacuje się na miliard dolarów), a ochrona zabrania dalszej rejestracji spotkania, żądając ocenzurowania nagranego już materiału – David Sieveking wreszcie odnajduje swój film.

Dziwaczne ceremonie, odjechani przywódcy w złotych koronach na głowie, no i ta ogromna forsa, którą obracają. Obłuda, podwójne standardy, zwariowane projekty – to bardzo nośny materiał na film. Kierowany intuicją, ryzykując pozwem sądowym i rozpadem długoletniego związku, Sieveking decyduje się drążyć temat. Spotkania z byłymi donatorami i osobami z najbliższego otoczenia Maharishiego pokazują jak wschodnia praktyka medytacji, w rękach sprytnego księgowego, zamienić się może w wygodną transcendencję eksportowaną na Zachód. Ujawnia zarazem tajemnice samego guru, który nie był do końca pewny czy 16 tysięcy joginów lewitujących na rzecz światowego pokoju zadziała. Wolał się też o tym nie przekonać – budowane od lat i za miliony dolarów Światowe Centrum Pokoju do dziś świeci pustkami (choć projekt wciąż jest częściowo finansowany przez David Lynch Foundation).

Sieveking pyta jednak nie tylko o TM, którą lakonicznie podsumował w cytowanym wywiadzie, ale i o krętą drogę pośród modnych ruchów parareligijnych, na którą można trafić szukając własnej duchowości. Ustawicznie wraca też do Lyncha, niczym mantrę powtarzając metaforyczne pytanie o ucho. To w końcu twórca Blue Velvet pokazał Davidowi możliwości TM i to on powinien wytłumaczyć kolejne absurdy, do których dociera jego imiennik. Amerykański reżyser kategorycznie odmawia kolejnego spotkania.

Zmieniający się stosunek do autorytetu Davida Lyncha, jak i wyeksponowane wątki osobiste, stanowią istotny element struktury narracyjnej filmu. Kręcąc dokumentalny debiut, David Sieveking głównym bohaterem uczynił samego siebie. Dlatego też  niespodzianka, jaką szykuje dla wracającej zza granicy Marie (epizod z rumuńską babcią dziewczyny jest jednym z najzabawniejszych w filmie), bolesne zerwanie czy samotna (nie licząc ekipy filmowej) wycieczka do Indii są równie ważne, jak i prowadzone przezeń śledztwo. Sievking jest stale obecny na ekranie, a że został hojnie obdarowany poczuciem humoru, film nabiera lekkości. Sprawdza się też jego autokreacja na otwartego i pełnego dobrych chęci naiwniaka, który po prostu chce wiedzieć. Jeśli trzeba się przebrać za jogina – zrobi to, nie zawaha się też przed udawaniem szwedzkiego dziennikarza. Wszystko, byle móc zadać pytanie.

I choć nauki Maharishiego były kwestionowane już wcześniej (What have you done? You made a fool of everyone – wyśpiewał w “Sexy Sadie” zawiedziony John Lennon), dopiero po filmie Sievekinga o odjechanych przywódcach w złotych koronach zrobiło się głośno. Tym bardziej, że po nieudanej próbie wstrzymania projekcji w Berlinie (według informacji prasowych David Lynch osobiście kontaktował się w tej sprawie z dyrektorem festiwalu), amerykański twórca planuje filmową odpowiedź na zarzuty stawiane przez Sievekinga.

Na koniec, dla fanów Micka Jaggera, Marianne Faithfull, Moby'ego czy Sheryl Crow, którzy, być może, zechcą szukać inspiracji w medytacyjnych praktykach stosowanych przez ich idoli, podaję link do polskiej strony poświęconej TM. Znajdują się na niej wszelkie informacje dotyczące statutu, historii organizacji czy wreszcie samych praktyk medytacyjnych. Warto jednak przed przygotowaniem sześciu kwiatów, świeżych owoców i odpowiedniej sumy pieniędzy zapoznać się z filmem Sievekinga.



David chce odlecieć (David Wants To Fly)
reżyseria: David Sieveking,
scenariusz: David Sieveking,
zdjęcia: Adrian Stahli,
muzyka: Karl Stirner,
kraje: Austria, Niemcy, Szwajcaria,
rok: 2009,
czas trwania: 96 min
premiera: 12 lutego 2009 (Świat), 7 stycznia 2011 (Polska),
premiera DVD w Polsce: 23 lutego 2011,
Against Gravity