Dzieło Merwana i Vivesa w pewnym stopniu jest spadkobiercą telewizyjnego Rzymu, w którym tak samo często zobaczyć można było heroiczne pojedynki, co porażającą degrengoladę, a którego sukces utorował drogę współczesnym dziełom historycznym. Odbiorca serialu otrzymywał wprawdzie przekrój przez społeczeństwo na poły legendarnego imperium, czego w niżej recenzowanym komiksie nie uświadczymy, jednakże francuscy artyści swoje danie przyprawiają częścią tych samych składników. Co nie znaczy, iż Za imperium nie można polecić tym, którym Rzym do gustu nie przypadł.

Tak jak to miało miejsce we wspomnianym telewizyjnym przeboju, Merwan i Vives uwypuklają zarówno niewątpliwe walory, jak i wady swoich bohaterów. Z jednej strony możemy więc podziwiać odwagę, lojalność czy wreszcie tytułowy honor kolejnych postaci, z drugiej jednak ich chciwość, prostactwo oraz istna żądza mordu (a nawet, w pewnych przypadkach, gwałtu) zwyczajnie odpychają. Na psychologię nie ma tu jednak miejsca, a i moralizowanie autorów nie interesuje. Najważniejsza, a przynajmniej jak na razie, jest bowiem sama przygoda.

Banalnie prosta, lecz świetnie opowiedziana fabuła cechuje się prawdziwie diabelską przewrotnością. Oto elitarny przecież oddział legionistów wysłany zostaje poza granice imperium, aby podbić dlań nieznane ziemie, jednakże główną atrakcją dla głodnych permanentnych pojedynków wojowników okazuje się, o zgrozo, wędrówka sama w sobie oraz całkiem osobliwe kontakty z prymitywnymi ludami.
Tym samym akcja zamiast się stopniowo zagęszczać - rozrzedza się.

Po drodze jednak, kiedy to z oddziałem przyjdzie nam się zapoznać (a następnie kiedy przyjdzie nam obserwować jak jest, niemalże niczym w Parszywej dwunastce, kompletowany), uświadczymy niemało przemocy. Niby o epatowaniu nią nie można mówić, skoro malutko tu widoków bryzgającej krwi i ucinanych kończyn, a jednak sceny walk rysowane są tak sugestywnie, iż Honor należałoby ostatecznie nazwać pozycją dosyć brutalną. Strona wizualna jest zresztą jej najmocniejszą stroną, skoro sama fabuła jawi się jako jedna wielka ekspozycja, wyraźnie wskazując na to, iż prawdziwy rozwój akcji zobaczymy dopiero w tomie drugim.

Scenariusz jest bardzo skromny i trzeba przyznać, że - mimo interesujących zabiegów narracyjnych (nagłe przeskoki czasowe przywołujące czasem na myśl poetykę oniryzmu) - gdyby nie rysunki, to komiks francuskich artystów nie byłby w połowie tak dobry, jak jest ostatecznie. Nieco karykaturalna, miejscami prawie turpistyczna kreska w połączeniu z przygasłymi kolorami tworzy nie tylko bardzo interesującą oprawę, ale też całkiem mroczną i niepokojącą atmosferę opowieści. Opowieści, która być może jest także spadkobiercą słynnego Jądra ciemności. Powieść Josepha Conrada doczekała się rozmaitych wariacji na temat i zdaje się, że interesujący nas tu komiks położyć będzie można niedaleko jednej z nich, a dokładniej - Valhalla Rising, filmu przedstawiającego (chrześcijańskich) Wikingów wyprawiających się na podbój Jerozolimy, po drodze jednak błądzących i niechcący trafiających do piekła... 

Nie, żebym nie darzył legionistów z Za imperium sympatią, gdyż, pomimo swoich wad, skonstruowani są tak, iż zwyczajnie nie da się ich nie lubić, jednakże szczerze życzę im dokładnie tego samego. Pierwszą część ich przygód czyta się znakomicie, ale ostatecznie ciężko mi ją jednoznacznie ocenić, ponieważ zbyt wiele w niej niewiadomych. Niecierpliwie czekam więc na tom drugi i liczę, iż ujrzę tam piekło, dzięki któremu Honor okaże się faktycznie świetnym intro.

Merwan Chabane, Bastien Vives
Centrala
02/2013


Marcin Zembrzuski - autor tekstów o tematyce filmowej i komiksowej, publikujący czasem tu, a czasem tam, o czym chętnie informuje za pośrednictwem swojego bloga (www.kinomisja.blogspot.com). Entuzjasta mainstreamu w wersji art (nie na odwrót), hybryd gatunkowych, pulpy, dokumentalizmu, surrealizmu, kina klasy B. Jak był młodszy, to chciał być Batmanem, ale teraz woli zostać Bruce'm Wayne'm. Pisze książkę poświęconą spaghetti westernom.