Tron: Dziedzictwo to bardzo udany sequel (nie, nie, i jeszcze raz nie remake) filmu Stevena Lisbergera. I choć przypomina on sen wariata, powinien być całkowicie satysfakcjonujący dla fanów „jedynki”. Fabuła dość zgrabnie kontynuuje historię z Trona. Obraz Kosinskiego otwiera sekwencja rozgrywająca się na początku lat osiemdziesiątych, w której poznajemy głównych bohaterów: Kevina Flynna (Jeff Bridges) i jego kilkuletniego syna Sama w przeddzień zniknięcia pierwszego z nich w demonicznej Sieci (The Grid). Potem robimy skok do czasów współczesnych i obserwujemy, jak 27-letni syn Kevina, grany przez Garretta Hedlunda, robi psikusa zarządowi Encomu – firmie swojego ojca. Miało być jak w Jamesie Bondzie, a wyszło drętwo i bez polotu. Do tego należy dołożyć dosyć płytki wątek melodramatyczny między ojcem a synem i oto najsłabszą część filmu Tron: Dziedzictwo mamy za sobą. Od momentu kiedy Sam odnajduje tajny gabinet swego rodziciela i przenosi się do Sieci, rozpoczyna się szalona jazda bez trzymanki. Czym jest owa Sieć? To świat (alternatywny? wirtualny?) wykreowany w większości przez Flynna, w którym funkcjonują inteligentne Programy mające ludzką postać.
W obu Tronach światem Sieci rządzą dyktatorzy: najpierw był nim Główny Program Sterujący (Master Control Program), teraz szalony dyktator Clu, alter ego Kevina Flynna. Największą rozrywką mieszkańców są brutalne Igrzyska, odbywające się na terenie olbrzymiej Areny, która znajduje się w centrum Sieci. I to właśnie te metaforycznie „krwawe” zawody, czyli walka na dyski oraz wyścigi na motocyklach, są najbardziej spektakularnymi scenami w filmie. Tron: Dziedzictwo zachwyca swoim wizualnym rozmachem – to perfekcyjne cacko na miarę Avatara. Pieszczący oko efekt 3D robi naprawdę ogromne wrażenie. Równie świetna i dopełniająca obraz jest muzyka duetu Daft Punk. Stylizowana na elektronikę sprzed prawie trzech dekad, oddaje urok epoki lat osiemdziesiątych i klimat Trona Stevena Lisbergera.           

A bohaterowie filmu? Komputerowo odmłodzony Jeff Bridges jako Clu wcale nie razi tak, jak zarzuca krytyka. Stary, czyli „normalny” Bridges w roli Kevina Flynna ze swoim tumiwisizmem bardzo przypomina Gościa z Big Lebowski braci Cohen – najbardziej kultowej roli aktora. W Tronie: Dziedzictwo jest dodatkowo podrasowany filozofią Zen i uszlachetniony stoickim spokojem. Po co? Bo jak na litość boską uzasadnić fakt, że facet od dwudziestu lat tkwi uwięziony w Sieci i nie próbuje się z niej wydostać. Ponadto Kevin uwił sobie całkiem niezłe gniazdko na rubieżach, ze stylowymi meblami, kominkiem i kolekcją klasyki literackiej. Do szczęścia brakuje mu tylko Białego Rosjanina i kręgli. W sieciowej egzystencji Flynnowi towarzyszy Quorra (Olivia Wilde), przypominająca Millę Jovovich z serii Resident Evil. To właśnie ona stanie się dobrym aniołem dla Sama zagubionego w pułapkach Sieci. Natomiast Garrett Hedlund, grający młodego Flynna, jest moim zdaniem najsłabszym ogniwem w obsadzie aktorskiej – o typowej amerykańskiej aparycji, jest sztywny i plastikowy niczym Ken. Zaszczyt bycia wisienką na torcie przypada tym razem Michaelowi Sheenowi. Jako Castor/Zuse z platynowymi włosami, ostrym makijażem, laseczką i stylowym wdziankiem jest jakby bratem bliźniakiem Davida Bowie, odbiciem stylowego campu lat osiemdziesiątych.
   
Gratuluję Josephowi Kosinskiemu udanego debiutu filmowego. Tron: Dziedzictwo, przy całej swojej niedoskonałości, jest po prostu doskonały. To jak przesiąść się z  Pegasusa na konsolę Play Station III. Wrażenia są nieporównywalne, aczkolwiek warto zaznaczyć, że stary Tron wcale nie stracił swojego uroku. Odświeżony po latach, urzeka swoją pomysłowością i klimatem, tak jak z sentymentem myślimy o naszych pierwszych konsolach do gry. Tylko że dziś, kiedy technologia tak bardzo się rozwinęła, trudno nam już wracać do starych dobrych 8-bitowych gier. Wybieramy ostrą jazdę na Play Station. I taką też gwarantuje Tron: Dziedzictwo.



Tron: Dziedzictwo (Tron Legacy)

reżyseria: Joseph Kosinski,
scenariusz: Adam Horowitz, Edward Kitsis
zdjęcia: Claudio Miranda,
muzyka: Daft Punk   
grają: Jeff Bridges, Olivia Wilde, Garrett Hedlund, Michael Sheen i inni
kraj: USA,
rok: 2010
czas trwania: 127 min
premiera: 31 grudnia 2010 (Polska, 17 grudnia 2010 (USA)
Disney/Forum Film

IWO SULKA - TRON: DZIEDZICTWO - NA NIE

PIOTR MIRSKI O CYBERPUNKU