Iluzjonista przywraca na ekran wątki i motywy znane z innych filmów Tatiego, choć bardziej w ciepłym klimacie jego pierwszych filmów: Dnia świątecznego (1947) oraz Wakacji pana Hulot (1953). Świat Iluzjonisty nie jest jeszcze przytłaczającą i zdehumanizowaną rzeczywistością modernistyczną, która bierze górę nad starodawnym światem, jak ma to miejsce w Moim wujaszku (1958), a zwłaszcza w Playtime. Film Chometa również ewokuje dość melancholijną atmosferę tych dwóch ostatnich, lecz w trochę innym wymiarze. Tam prosty i bezpośredni pan Hulot, będący uosobieniem tradycyjnych wartości, uginał się pod ciężarem nowoczesności, która wypierała bezpośrednie relacje międzyludzkie, sprowadzając je do przypadkowych i zdawkowych kontaktów, często zapośredniczonych przez nowe technologie.

Akcja Iluzjonisty rozpoczyna się w 1959 roku. Tytułowy magik Tatischeff (prawdziwe nazwisko Tatiego) wykonuje dość proste numery: a to z kapelusza wyciągnie królika (swoją drogą to pozornie niegroźne zwierzątko jest jednym z ważniejszych bohaterów opowieści), a to wyczaruje bukiet kwiatów i zamienia go w gołębia.
Tradycyjne sztuczki magiczne. Jednak dla takich jak on w rozrywce jest już coraz mniej miejsca, o czym nasz bohater przekonuje się na gościnnych występach za Kanałem La Manche. Najpierw w Anglii, gdzie do głosu dochodzi już swingująca młodzież, piszcząca na występie rock’n’rollowej kapeli. Na jego pokazie zostają tylko wnuczka z babcią. W Szkocji udaje mu się na dłużej zagrzać miejsce. Lecz nawet w małej nadmorskiej mieścinie, dla mieszkańców której przyjazd iluzjonisty jest nie lada wydarzeniem, jego sztuczki szybko popadają w zapomnienie. I tu dochodzą już wieści z wielkiego świata, gdy jowialny mężczyzna, który przywiózł naszego bohatera, prezentuje wszystkim frenetyczny taniec wokalisty wspomnianego zespołu, do muzyki z podłączonej właśnie szafy grającej.

Do powracającego do Edynburga Tatischeffa dołącza potajemnie dziewczynka, której jeszcze w wiosce magik kupił nowe buty. Nawiązała się między nimi nić porozumienia, swoista relacja ojciec-córka. W stolicy Szkocji, nie mogąc przeżyć wyłącznie z występów, iluzjonista podejmuje pracę w warsztacie samochodowym. Tym bardziej, że musi nieustannie dogadzać nastolatce, kupując jej nowe buty i ubrania. W końcu dziewczyna spotyka kogoś w jej wieku, a naszemu magikowi pozostaje już tylko usunąć się w cień. Przed wyjazdem wypuszcza jeszcze na wolność zaskoczonego królika.

Nastrój przemijania i melancholii przenika Iluzjonistę niemal od początku. Film w swych najzabawniejszych momentach – scenach z charakterystycznymi dla Tatiego gagami, opartymi na cielesności i relacji między człowiekiem a przedmiotem, wywołuje raczej uśmiech niż niepohamowany rechot, wzbudza nostalgię za tradycyjnym humorem burleski. Chwała Chometowi, że odważył się zrobić tak niedzisiejszy film, całkowicie pozbawiony dialogów (nie są nawet potrzebne napisy) i jeszcze raz przywołał postać Jacquesa Tati. A dodatkowe słowa uznania należą się za perfekcyjne połączenie stylów. Chomet potrafił pozostać sobą, z charakterystyczną kreską i kolorystyczną gamą sfery wizualnej – jednocześnie nie zdradzając Tatiego. W animowanej postaci iluzjonisty perfekcyjnie oddał całą fizyczność francuskiego komika z jego przykrótkimi spodniami, niezręcznością, sztywnymi ruchami i czaplowatą postawą.



The Illusionist (Iluzjonista)
Scenariusz oryginalny: Jaques Tati
Adaptacja i reżyseria: Sylvain Chomet
Czas trwania filmu: 90 minut
Język: francuski, napisy polskie
Film Pathe, Django Films
Francja, 2010
HAGI