Gra w kropki

Idea przybliżania sztuki dzieciom jest szczególnie widoczna w kuratorskich i społecznych praktykach od kilku lat i stanowi odpowiedź na wybrakowaną ścieżkę edukacyjną w polskim szkolnictwie. Ponieważ szkoły publiczne nie zapewniają uczniom odpowiedniego przygotowania do odbioru sztuki i kultury współczesnej, tą misję próbują wypełnić muzea i galerie poprzez różnego rodzaju warsztaty i projekty (za przykład niech posłuży tu choćby działalność Małego Klubu Bunkra Sztuki, Zachęty czy MNS w Warszawie). Innego rodzaju działaniem jest jednak organizacja wystawy zadedykowanej młodemu odbiorcy. W takim przypadku to dziecko jest w centrum zainteresowania, a kolejne wystawy dla dzieci prowokują do dyskusji na temat ich skuteczności oraz sposobów dialogu instytucji muzealniczych z najmłodszymi. W mijającym już powoli dziesięcioleciu zorganizowanych zostało kilka tego typu wystaw w Polsce. Jeden z najbogatszych dorobków pod tym względem ma Centrum Kultury w Poznaniu, organizator Biennale Sztuki dla Dziecka, które w maju 2011 roku będzie miało swoją osiemnastą odsłonę. Wśród innych interesujących wystaw wymienić naeży takie jak Sztuka współczesna dla wszystkich dzieci (Zachęta, 2003 rok), Czarna dziura (Kronika, 2007r.) czy Noc polarna (Kronika, 2008r.). Interaktywny plac zabaw, wystawa powstała we współpracy z Centrum Sztuki WRO, objechała w zeszłym roku pół Polski (Wrocław, Toruń, Warszawa, Szczecin; Lublin w 2010r.), co dodatkowo świadczy o szczególnym zapotrzebowaniu na tego typu wystawy wśród publiczności. W te wakacje w  Zachęcie mogliśmy oglądać Lato w mieście. Wystawa nie tylko dla dzieci, która jednak, w swoim koncepcie prezentacji dzieł klasycznych i zabawy z nimi wypadła najmniej zjawiskowo. Łatwo się domyślić, że piękne, aczkolwiek dość statyczne obrazy Fijałkowskiego czy Bielesz przegrywają konkurencję z interaktywnym laboratorium, w którym możemy stworzyć własne dzieło, wymachując świetlnym mieczem. Może dlatego do tej pory przeważał model wystawy zakładający współpracę z najmłodszym widzem, wciąganie go w przestrzeń dzieła, działania interaktywne oraz kładący szczególny nacisk na wizualną atrakcyjność prac (jak choćby świecące jelenie czy kwiatowe pole w Kronice).

Mały widz, w przeciwności do dorosłego, musi być otoczony szczególną opieką podczas wystawy, zalany feerią barw i wreszcie, wciągnięty w grę z dziełem. Od tego schematu nie odchodzą także kuratorki wystawy w Bunkrze, tym razem jednak ich działania cechowała szczególna ambicja: próba wgłębienia się w psychikę dziecka oraz stworzenie prac, które uwzględniałyby różnice w sposobach percepcji sztuki i rzeczywistości u dzieci i młodzieży. Wystawa powstała we współpracy z Wydziałem Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego oraz psycholożką dr Moniką Nęcką. Wszystkie prace powstały specjalnie na wystawę, której motywem przewodnim była podróż: poprzez wstępny szok, mgłę, odległe wyspy, labirynty… aż do Krainy Sztuki. Jak podczas każdej wystawy dla dzieci, i tutaj został obmyślony szczegółowy plan wydarzeń i kuratorskich zabiegów (gazetka, materiały informacyjne dla dorosłych, świetlica, kino,  oprowadzania po galerii) towarzyszących wystawie. Miała ona także swoją „maskotkę” – białego królika z powieści Lewisa Carrolla, który zostawił dla dzieci ślady (zielone kropki), panoszące się po ścianach i podłogach galerii, wygryzł także w jednej ze ścianek dziurę, w którą należało wskoczyć.


Krew, dym i złote rybki
Wystawa zaczyna się od pracy Wypadek Justyny Koeke. Instalacja przedstawiała scenę po wypadku samochodowym: dwa zderzone ze sobą wozy, ofiary wypadające przez zbite szyby, nad nimi w chmurach postaci amorków i Boga rozkładającego ręce w geście rozpaczy. Całość jest wykonana z typowych dla artystki lśniących materiałów, a formy postaci są komiksowo przerysowane, co pozbawia scenę ciężkiej atmosfery tragedii, ale nie odbiera jej drastyczności. Wypadek był najbardziej kontrowersyjną pracą na wystawie, ze względu na temat oraz sposób jego prezentacji.
Wbrew pozorom, najmłodsza publika nie odbierała źle drastycznej estetyki Wypadku. Praca zdecydowanie częściej budziła ciekawość, a po dyskusji z opiekunem oprowadzającym po wystawie – także (czasami?) zadumę. Praca Koeke nawiązuje bowiem do problemu fascynacji katastrofami i sposobem ich prezentacji w mediach. Wypchanych lalek, czyli uczestników wypadku, można było (przynajmniej z początku) dotknąć, aby w ten sposób odczuć „namacalnie” tragedię. Całość instalacji spowita była dość tajemniczo chmurą dymu, która – skądinąd dobrze się komponując z tematem wypadku – była jednak częścią następnej pracy, instalacji Angeliki Markul Kuszenie. Intrygujący dym wydobywający się zza drzwi do następnej sali był z pewnością kuszącym zjawiskiem dla wielu dzieci, które jednak, szczególnie młodsze, po wejściu do pokoju mogły przeżyć szok. W pomieszczeniu unosiła się gęsta zielona mgła, poprzez którą z trudnością można było dostrzec własną dłoń. Jedyną wskazówką dla poszukujących wyjścia był majaczący w mgle neon „I ty możesz znaleźć wyjście”. Praca w swojej metaforyce odwołuje się do wspomnienia artystki, która, jako dziecko, zgubiła się w polu kukurydzy. Instalacja ma wywoływać skrajne emocje: poczucie zagubienia, stres czy zdumienie, które jednak mają doprowadzić widza do próby opanowania sytuacji i znalezienia wyjścia. Tak jak w życiu, najważniejsze jest to, by nie tracić ducha i szukać rozwiązania problemu mimo wszystko. Mgła Markul faktycznie prowokowała dzieci do gwałtownych reakcji. Najmłodsze z nich wpadały czasami w panikę, większość się bała.

Gdy jednak już wydostały się z pomieszczenia wypełnionego mgłą, czekała na nie mniej stresogenna praca Agnieszki Kurant i Aleksandry Wasilkowskiej Nie…bo. Artystki jak zwykle postanowiły wywrócić świat do góry nogami… w tym wypadku dosłownie. Nie…bo to instalacja składająca się z podwieszonej pod sufit wyspy oraz poduszek i światełka zamontowanego na podłodze. Aby obejrzeć wyspę zamocowaną na nie-bie, należało się położyć na białych poduszkach i spojrzeć w górę, gdzie – paradoksalnie – odnajdywaliśmy własne odbicie, stając się częścią pracy. Wyspa, z górami i miastami, zalana była „wodą”, czyli lustrem, które skutecznie zniekształcało opozycję góra-dół, niebo-ziemia czy my-świat. To jednak nie był koniec niespodzianek: jeśli zajrzało się bowiem do wnętrza krateru, zamiast spodziewanej lawy widzieliśmy pływające złote rybki. Oczywiście, w tym wypadku najbardziej nurtujące wydaje się pytanie, czy rybki są żywe…


Meandry psychiki
Na pierwszym piętrze galerii czekały na dzieci jeszcze cztery instalacje, świetlica i kino. Praca Zorki Wollny Podróż to tajemniczy labirynt, który w metaforyczny sposób odzwierciedla drogę człowieka poprzez kolejne etapy dojrzewania. Artystka skonfrontowała widza z różnymi obrazami, mającymi odwzorowywać te etapy: w labiryncie znajdziemy wideo ukazujące niepokojące sceny z insektami i zwierzętami, jesteśmy osaczeni wybujałą, leśną roślinnością. Jednym z kulminacyjnych punktów labiryntu jest gabinet luster, w którym na białą podłogę rzucona jest projekcja ukazująca budzącą się ze snu dziewczynę. Nagromadzenie luster z pewnością potęguje poczucie zagubienia i dezorientacji, które jest podsumowane niejako w ostatnim pokoju, stanowiącym przedziwny gabinet drzwi i klamek, przywodzący na myśl jedną ze scen z Alicji w Krainie Czarów. Tylko jedne drzwi prowadzą do wyjścia, i żeby ich użyć, musimy mieć klucz… Praca Wollny, odwołująca się do różnych mediów, bodźców i wrażeń miała działać na psychikę młodej osoby i skłaniać do wejrzenia w siebie, ku swojemu wnętrzu pojętemu jako mroczny labirynt. W przypadku jednak tej pracy należy wątpić, czy została ona zrozumiana przez najmłodszych odbiorców. Była ona wyraźnie zaadresowana do młodzieży, która przechodzi właśnie swoją podróż przez dojrzewanie.


Kruchy chłopiec

Pracą o zupełnie innej wymowie jest instalacja Huberta Czerepoka Little Boy. W skład pracy wchodził model amerykańskiej bomby atomowej (w skali 1:2), pieszczotliwie nazwanej Little Boy, którą jej żartobliwi właściciele zrzucili na Hiroszimę w 1945 roku. Model przeznaczony był do wielokrotnego składania, z zastrzeżeniem, że jedna osoba nie poradzi sobie z montażem. Dlatego bombę można było składać wyłącznie grupowo – jej złożenie wymagało od małych konstruktorów organizacji i podziału ról. Do bomby dołączona była jej historia oraz instrukcja składania. W przypadku pracy Czerepoka także można powiedzieć, że była ona „interesująca i edukująca” dla dzieci, jednak sedno pracy jest prawdopodobnie całkowicie czytelne tylko dla dorosłych (tych szczególnie wrażliwych). Czy nie ma bowiem czegoś niepokojącego w widoku grupy dzieci, pracującej zgodnie w grupie (lub nie…) i mającej niezłą zabawą z faktu, iż składają śmiercionośną bombę? Jak widać, Little Boy jest zabawą na wielu poziomach… dojrzałości. Niestety, z czasem niektóre elementy bomby uległy zniszczeniu i modelu nie można było już składać. Tak samo z resztą było z pracą Koeke, którą na początku można było dotykać, jednak po jakimś czasie praca zaczęła się niszczyć i zakaz dotykania stał się konieczny.


Sztuczki dla dzieci
Pomysłem, który mógł budzić najwięcej wątpliwości są Sztuki dla dzieci Wojciecha Kosmy. Jego praca zakładała aranżację sytuacji, w której dzieci miałyby odpowiadać na „proste” pytania artysty np.: jak się czujesz w tym momencie, o czym myślisz, gdzie jesteś? Z odpowiedzi miałaby powstać nietypowa historia, która stanowiła by dla słuchaczy zaproszenie do innego, wewnętrznego świata dziecka. Rezultaty pomysłu zostały zaprezentowane podczas wernisażu wystawy. Niestety praktycznie żadne dziecko nie było w stanie należycie odpowiedzieć na pytania, w rezultacie czego performance składał się z wystąpienia tylko jednej dziewczynki. Może pytania były zbyt abstrakcyjne? Może nie tędy droga do tajemniczej psychiki dziecka?

Zupełnie inne rozwiązanie tego problemu zaproponował Olaf Brzeski w pracy Topielce. Jego instalacja składała się ze zdjęcia artysty w wieku dziecięcym, z samochodem w ręce, oraz intensywnie niebieskiej rzeźby przedstawiającej półkę z tym właśnie autem, figurką goryla (także widoczną na zdjęciu) oraz nadgryzionym jabłkiem. Wszystkie te przedmioty wtapiały się w półkę, której kształt przywodził na myśl taflę wody. Znikające u góry figurki pojawiały się na dole, w zdeformowanej skali (jakbyśmy faktycznie mogli zobaczyć je w wodzie). Także w tej pracy ukryta była niespodzianka – okno samochodu było zarazem otworem, z którego można było zobaczyć drzewa rosnące przed Bunkrem. Praca Brzeskiego odwołuje się do kwestii pamięci, deformacji wspomnień oraz sposobów funkcjonowania obrazów z przeszłości w naszej psychice. Dla dzieci w Topielcach zapewne najbardziej interesujący był goryl i niespodzianka w postaci lufciku – znów można powiedzieć, że pełny sens pracy mogli zrozumieć i poczuć dopiero dorośli, ponieważ to w wieku dojrzałym rodzi się w nas refleksja na temat wspomnień i zaczynamy dostrzegać ich względność oraz subiektywność.

Zdecydowanie najwięcej emocji wywoływała w małych widzach praca Aleksandry Polisewicz Królestwo Zjednoczonych Kolorów. Składa się ona z około 2 tysięcy klocków z gąbki, zabarwionych na cztery podstawowe kolory – biały, czerwony, czarny i żółty. Mają one odpowiadać barwie skóry mieszkańców Ziemi. Klocki są różnej wielkości, a ilość konstrukcji, możliwych do wybudowania przez dzieci, zależała tylko od ich wyobraźni. Praca Polisewicz była przyjęta przez dzieci z wielkim entuzjazmem, ale jej drugie dno – refleksja nad wielokulturowością – było dla nich słabo widoczne. Oczywiście, w sytuacji, gdy dzieci były oprowadzane przez przewodniczkę, ten sens został im wytłumaczony, ale co z dziećmi, które przyszły na wystawę z rodzicami? Jeśli opiekuni wykazali odpowiednią chęć, mogli zostać zaopatrzeni w cały arsenał materiałów pomocniczych – mapki, informacje o wystawie, ćwiczenia tematyczne… Jak jednak je wykorzystali? To już pytanie do nich samych.


Nie bądź dzieckiem?
Podążaj za białym królikiem! to wystawa, którą należy uznać z jednej strony za dosyć interesującą, z drugiej – w pewnym stopniu kontrowersyjną. Kuratorki odeszły w tym przypadku od bezpiecznego schematu „gier i zabaw w sztukę”, gdzie przestrzeń galerii przemienia się w plac do ćwiczeń. Wiele prac zaprezentowanych na wystawie, choć nazwanych „interaktywnymi” kładło duży nacisk na prywatną kontemplację nad dziełem sztuki, które miało prowadzić do refleksji nad trudnymi dla dziecka problemami (śmiercią, zagubieniem, strachem czy dojrzewaniem). Z kolei dzieła, które faktycznie wymagały od najmłodszych aktywnego uczestnictwa, nierzadko wprowadzały go także w dwuznaczną grę znaczeń (małe dzieci budujące bombę). Pod tym względem można uznać wystawę w Bunkrze za innowacyjną, choć nie wszystkie chwyty zastosowane przez artystów i kuratorki mają w sobie ten powiew świeżości. Najbardziej rażącym przykładem jest tu niestety Kuszenie Angeliki Markul, której efektowną mgłę można było zobaczyć niedawno choćby pod postacią pracy Olafura Eliassona zaprezentowanej na wystawie Innen Stadt Auβen w berlińskim Martin Gropius Bau. I choć każda z tych prac poruszała inny problem, trudno tu mówić o nowatorstwie środków.

Niewątpliwym atutem wystawy jest fakt, że właściwie prawie wszystkie prace cieszyły się dość dużym zainteresowaniem dzieci. Estetyka prac oraz sposób ich prezentacji uwzględniały odmienny niż u dorosłego sposób percepcji i rozumienia rzeczywistości (lub przynajmniej miały taką ambicję). Prezentowane prace miały być dziełami „ze świata dziecka”: powstały specjalnie na wystawę, przy równoczesnych konsultacjach z psychologiem. Oczywiście, nie wszystkie sensy ukryte w dziełach były czytelne dla dzieci – przemawiały za to do wyobraźni młodzieży i dorosłych. To także, wbrew pozorom, jest ważny aspekt tej wystawy. W refleksji nad wystawami dla najmłodszych kwestia ich odbioru przez dorosłych jest zwykle spychana na drugi tor, jednak wydaje się, że wystawa dla dzieci jest także dla dorosłego szczególnym momentem. Taka sytuacja zakłada bowiem odmienny od tradycyjnego model zwiedzania galerii. Wybierając się na wystawę dla dorosłych zwykle można przypuścić, że w przestrzeni ekspozycyjnej nie będzie zbyt wiele miejsc do wypoczynku, wnętrza będą epatowały standardową sterylnością, a my będziemy skrępowani uważnym wzrokiem podejrzliwego stróża. Podczas tego typu wystawy jesteśmy zmuszeni do szczególnego rodzaju performatywności, dzięki której komunikujemy reszcie zwiedzających, że jesteśmy zainteresowani wystawą i doceniamy jej intelektualne walory. Tymczasem zwiedzając wystawę  dla dzieci jesteśmy zwolnieni z części tych obowiązków: zabawa jest dozwolona, można też po prostu usiąść i popatrzeć na bawiące się dzieci. W galerii odczuwa się zupełnie inną atmosferę, która zachęca do zostania dłużej i uczestnictwa w grze, jaką jest sztuka. Co prawda może nie wypada nam wskakiwać w górę z klocków i układać z nich wież, ale z pewnością możemy zwiedzić labirynt i narysować coś na ścianie. Nareszcie!


Podążaj za białym królikiem!

Wystawa dla dzieci
Bunkier Sztuki
 09.09.2010-24.10.2010
Kuratorki wystawy: Anna Bargiel, Anna Smolak, Magdalena Ujma