Widz ma odkryć nie sprawcę, lecz motywy czynu. Akcja filmu cofa się momentami aż do kilkunastu miesięcy przed morderstwem. Obserwujemy, jak na obrazie pozornie szczęśliwej i normalnej rodziny – pracujący rodzice, uczący się synowie, rudowłosa mała siostrzyczka, zwierzęta domowe – pojawiają się kolejne rysy. Studium rozpadu i degeneracji więzi przypomina ostatni film Krauzów – Plac Zbawiciela, ale tam odpowiedzialność za tragiczny finał rozkładała się czytelniej, a działania bohaterów przekładały się nań w sposób niemalże przewidywalny. U Pawła Sali nic nie jest proste i oczywiste. Reżyser podsuwa widzom tropy, które mogą prowadzić do źródła okrutnej psychologicznej gry między synami a rodzicami, ale nigdy nie stwierdza jednoznacznie, co doprowadziło do matkobójstwa. Stop niewyjaśnionych pretensji, błędów wychowawczych, wpływu środowiska, może psychopatycznego charakteru okazuje się nierozkładalny na czynniki pierwsze. Nie ma tu „zwyczajnej” patologii – przemocy fizycznej, alkoholu, problemów finansowych. Ojciec wraca odmieniony – wycofany, zlękniony – z misji wojskowej; matka czuje, jak jej autorytet rodzicielki kruszy się; dominująca osobowość starszego syna, Artura, wpływa destrukcyjnie na zachowanie młodszego, Marcina.
Warstwa dźwiękowa filmu, dopełniając obraz inteligentnie i nowatorsko, rzuca na kolana. Chór miauczących kotów zamienia mieszkanie w kamienicy w duszne, klaustrofobiczne piekło. W scenie odkrycia zwłok Teresy kocie jęki przypominają wycie potępieńców lamentujących nad straszliwą zbrodnią. Skojarzenia ze sferą sakralną, jakie nasuwa tytuł, wybrzmiewają w utworze Żegnam cię, mój świecie wesoły, ludowej pieśni o śmierci, która towarzyszy aresztowaniu i przewiezieniu chłopców do więzienia. Wers „żegnam was, rodzice kochani”, wyśpiewywany przejmująco przez wiejskie kobiety, wywołuje dreszcz swoim nieoczekiwanym pięknem, poprzez umieszczenie w kontekście matkobójstwa stając się jednocześnie ironiczny. Z tego surrealistycznego, zdawałoby się, połączenia estetyk – dynamiki surowych zdjęć i ludowej tradycji – powstaje ponadczasowy komentarz, przepełniony smutkiem nad nieodwołalnością śmierci. W pamięć zapada też niesamowite połączenie dwóch scen: makabrycznego znaleziska w szafie i nagrania w studio radiowym; dwie przestrzenie, dwa czasy, ta sama bohaterka – Ewa, kuzynka Teresy. W 360-stopniowej panoramie kamera wyłania z ciemności sylwetkę mruczącego szamana, by za chwilę ukazać rzeczywiste miejsce akcji, z zasłuchaną kobietą za szybą.
Paweł Sala, zajmujący się wcześniej realizacjami dokumentalnymi, skorzystał z notki prasowej, by na podstawie autentycznego wydarzenia zbudować fabułę nie mającą nic wspólnego z kinem społecznie zaangażowanym czy interwencyjnym. Zadziwiające, jak ten – na ekranie – wycieniowany, niejednoznaczny, unikający drastyczności i dopowiedzeń film zostawia w umyśle widza emocjonalną masakrę. Niejedna osoba na widowni z przerażeniem rozpozna w Matce Teresie od kotów sceny z własnego życia rodzinnego. Można zaryzykować stwierdzenie, że Sala faktycznie sportretował rodzinę tylko pozornie szczęśliwą, ale, niestety, całkiem normalną. Prawdziwe piekło to nie jeden cios nożem, tylko lata znęcania się i cichej wojny prowadzonej na domowych korytarzach.
Matka Teresa od kotów
Scenariusz i reżyseria: Paweł Sala
Zdjęcia: Mikołaj Łepkowski
Muzyka: Marcin Krzyżanowski
Grają: Mateusz Kościukiewicz, Filip Garbacz, Ewa Skibińska,Mariusz Bonaszewski
Kraj: Polska,
Rok: 2010
Czas: 95 min
Premiera: 25 maja 2010 (Świat), 17 września 2010 (Polska)
Syrena Films