Eastwood opowiada widzom o krótkim wycinku z życia Walta Kowalskiego (w tej roli sam reżyser) i robi to w sposób jak najbardziej klasyczny. W trakcie pierwszych dwudziestu minut przedstawi nam głównego bohatera, jego rodzinę oraz nowych sąsiadów i młodego księdza. Wraz z nimi zaprezentuje konflikty, które w trakcie filmu będą powoli narastać. Bohaterowie znajdą się w bardzo skomplikowanej sytuacji, która zostanie rozwiązana w tragicznym finale. Jak widać konstrukcja filmu jest konserwatywna, zresztą tak samo jak i jego główny bohater.
Walt to mężczyzna ciągle jeszcze wyznający tradycjonalistyczne wartości, typowe dla Ameryki lat 50. (jedynie jego stosunek do Kościoła jest nietypowy), i z tego powodu nie bardzo potrafi porozumieć się ze swoją „nowoczesną” rodziną. W latach 50. walczył w Korei, i do dziś jest naznaczony tym doświadczeniem. Jest cynikiem, na świat patrzy z góry. Nie szczędzi złośliwości swojej wnuczce oraz nowym sąsiadom – tzw. „żółtkom” pochodzącym z plemienia Hmong, i swoim zachrypniętym głosem ironicznie się z nich naśmiewa. Mieszka w domu otoczonym precyzyjnie przystrzyżonym trawnikiem, towarzyszy mu jedynie złoty retriever Daisy. Posiada klasycznego Forda Gran Torino, bez wahania sięga po strzelbę albo pistolet (jednak nigdy nie oddaje strzału). I gdzieś w głębi serca tęskni za niedawno zmarłą żoną.
Pan Kowalski jest zdecydowanym spadkobiercą „samotnego jeźdźcy” z dzieł Sergio Leonea oraz policjanta-twardziela z serii filmów z Brudnym Harrym. Jednak Eastwood-reżyser dokonuje rozliczenia z tymi bohaterami, podważa ich sposób „pracy” i zrywa ze stereotypem twardziela-zwycięzcy. Co prawda, Walt nieraz wyciąga pistolet i w rozmowach z księdzem broni swoich metod przywiezionych z Korei, potrafi użyć zarówno mocnych słów, jak i pięści. Jednak tym razem postawa nieugiętego, twardego mężczyzny nie przynosi pozytywnych skutków. Stojący przeciwko niemu gang nie boi się gróźb, nie poddaje się na widok strzelby ani nie ucieka przed pięściami. Wręcz przeciwnie. Jego członkowie na przemoc odpowiadają jeszcze brutalniejszą przemocą. Walt Kowalski będzie musiał pożegnać się ze swoimi przekonaniami i znaleźć inne wyjście z trudnej sytuacji. Nie pomogą mu tym razem ani Colt Navy ani Magnum kaliber 44, będzie musiał skłonić się ku rozwadze i poświęceniu. Wydaje się, że Eastwood-aktor żegna się w nieco metaforycznym zakończeniu filmu nie tylko ze swoimi wcześniejszymi bohaterami, ale także sam ze sobą jako aktorem – być może Walt Kowalski był rzeczywiście ostatnią postacią, w którą się wcielił.
Kiedy mowa o klasycznym stylu Gran Torino, dotyczy to nie tylko narracji, ale również pracy kamery. Akcja filmu jest przedstawiona za pomocą całej skali planów, w której dominują plany pełne i amerykańskie, ruchy kamery są płynne. Pokazuje nam ona dokładnie to, co chcielibyśmy zobaczyć, jednak robi to w sposób dyskretny i nie zwraca na siebie uwagi. Tak samo jest z montażem, który dynamizuje pewne sekwencje (np. konfrontację Walta i Thao w garażu), kiedy indziej zwalnia tempo, jednak cały czas jest niewidzialny.
Nikt już dzisiaj nie kupi sobie dużego, kanciastego samochodu. Wszyscy lubimy okrągłe kształty, linie ciągłe oraz tuning wizualny. Jednak kiedy na ulicy stoi zaparkowana stara „ameryka”, chodzimy dookoła i z zapartym tchem oglądamy tę perełkę. Film Gran Torino jest właśnie taką perełką. Przyznaję, że przyjemnie delektowało mi się tym dziełem i polecam go wszystkim, którzy zechcą zrobić sobie przerwę między Motylem i skafandrem (2007) a "Slumdogiem":http://splot.art.pl/e-splot/78/zyciorys-wart-miliony-slumdog-milioner-z-ulicy. Milionerem z ulicy (2008) na trochę „klasyki”.
Foto: "Warner Bros":http://www.warnerbros.com
--
Gran Torino
reżyseria: Clint Eastwood
scenariusz: Nick Schenk
zdjęcia: Tom Stern
obsada: Clint Eastwood, Christopher Carley, Bee Vang, Ahney Her
dramat, USA, 2008, 116 min
premiera: USA – 12 grudnia 2008, Polska – 27 marca 2009
dystrybutor: Warner