Opowieści o ocalałych z lotniczej katastrofy rozbitkach bliżej jest do kameralnego dramatu, niż efektownej opowieści przygodowej. Zagubieni gdzieś w amazońskiej dziczy mają niewielkie szanse na przetrwanie, a zanim przyjdzie jakakolwiek pomoc może być już za późno. Z grupki bohaterów postawionych w ekstremalnej sytuacji, scenarzysta wydobywa cały wachlarz ludzkich reakcji, emocji i postaw. Desperację, zrezygnowanie, determinację, głupią, męską dumę. Pozbawieni nadziei rozbitkowie, w obliczu śmierci głodowej pokazują, jacy są naprawdę i do czego są zdolni byle przetrwać. Szkoda tylko, że Van Hamme w finale swojej opowieść zdecydował się na dość banalny i przerysowany podział na „złych” i „dobrych”, rozczarowując mnie nieco na zakończenie tego całkiem udanego komiksu.


Kontynuacja Historii bez bohatera uderza w zupełnie inne tony.

Została połączona ze swoim pierwowzorem znakomitym, metatekstowym fragmentem korespondencji Van Hamme’a-autora z bohaterem jednego z jego utworów, Largo Winchem. W Dwudziestu latach później (rzeczywiście napisanej i narysowanej dwadzieścia lat później, w 1997 roku) powracają ci rozbitkowie, którym udało się przeżyć katastrofę. Dziwnym zrządzeniem losu wplątują się w geopolityczną aferę szpiegowską. Niestety, wątek nazistowskich zbrodni i zaginionych dokumentów doczepiony został dość niedbale i zupełnie nijak ma się do poprzedniej fabuły. Nie można jednak mu czegokolwiek zarzucić – historia, jak to zwykle w przypadku Van Hamme bywa, poprowadzona jest bardzo sprawnie. Jest wartka akcja, dramatyczne zwroty, tajemnice z przeszłości – szkoda tylko, że to fabularnie wyświechtana, tania opowiastka sensacyjna.

Dany, a właściwie Daniel Henrotin, na potrzeby scenariusza Van Hamme, zmienił swój styl rysowania. Przedtem jego kreska miała bardziej cartoonowy, komiksowy charakter. W Historii bez bohatera, utrzymanej w realistycznej konwencji, wciąż bardzo dobrze widać te kreskówkowe pozostałości. To z kolei nadaje oprawie graficznej komiksu charakterystycznego, oldscholowego posmaczku starych, pulpowych komiksów przygodowych. Rysunki Dany’ego w pierwszej części integrala, pomimo jego belgijskiego pochodzenia, przypominają amerykańskie dokonania komiksowe i przynoszą na myśl Tarzana i grono jego następców, w którym eksperymentowano z ujęciami i efektownymi skrótami perspektywicznymi.


Natomiast Dwadzieścia lat później jest już zupełnie inaczej rysowane. Tendencje realistyczne umocniły się jeszcze bardziej, kreska stała się bardziej „europejska”, choć ja dostrzegam w niej znowu skłonności charakterystyczne dla wczesnego Barry’ego Windsor-Smitha z pierwszych „Conanów” i Johna Buscemy, czyli amerykańskich klasyków lat osiemdziesiątych. Podpierając się tym przykładem można zaryzykować wysunięcie tezy, że do pewnego momentu rozwój komiksu w Europie i Ameryce szedł podobnymi torami.

Z pewnością Historia bez bohatera będzie nie lada gratką dla miłośników europejskiej starej szkoły komiksu. Co dziwić nie może, skoro album Jean Van Hamme’a i Dany’ego został wydany w egmontowej kolekcji Plansze Europy. Pomimo że historia dość mocno się zestarzała, świetnie pokazuje jak zmieniał się styl rysowania komiksów realistycznych na przestrzeni dwudziestu lat.



Historia bez bohatera/Dwadzieścia lat później
Jean Van Hamme, Dany
Tłum.: Maria Mosiewicz
Egmont
05/2010