Połowę wartości Lucyfera stanowi jego główny bohater. Gwiazda Zaranna, były władca piekła, obecnie na emeryturze pomostowej, to charakter nakreślony efektownie i z rozmachem. Bezwzględny, ale honorowy, charyzmatyczny, umiejący porywać tłumy, ale chodzący własnymi ścieżkami. Do swoich celów zmierzający po trupach. Z przebiegłością i cwaniactwem godnym Johna Constantine’a wychodzi obronną ręką ze wszystkich spisków knutych przeciwko niemu przez anielsko-piekielne koalicje.
Inni bohaterowie wyglądają natomiast jakby byli wycięci z kartonu – bezbarwni, płascy, mogą służyć co najwyżej za tło gwieździe serii. Czyżby to, że nie zostali wymyśleni przez Neila Gaimana (jak Lucyfer) miało jakieś znaczenie? Poczynania Susano-O-No-Mikoto są nudne i przewidywalne. Idę o zakład, że japońskie bóstwo burzy powróci akurat w finale. Wątek męża Mazikeen, kreowanej na jedną z najciekawszych postaci w Vertigo, swoim skomplikowaniem przypomina poboczny quest w jakiejś kiepskiej grze rpg.
Przepełzanie wątków z tomu na tom to jedna z najbardziej irytujących rzeczy w komiksie Carey’a. Pierwsza historia domyka pewien wątek związany z sytuacją w Piekle i ogólnym położeniem głównego bohatera. Kolejna historia, Niosąc dary, to 24-stronicowy one-shot, w którym los przeciętnych ludzi krzyżuje się z istotami z innych światów. Natomiast w I zostaną osądzeni powraca wątek półanielicy Ellaine Belloc, który będzie kontynuowany w kolejnym tomie, zatytułowanym Dworce Ciszy.
Oprawa graficzna Lucyfera od pewnego czasu przygotowywana jest przez stały zespół rysowników. Peter Gross, Ryan Kelly, Dean Ormston i Craig Hamilton do wirtuozów komiksowej grafiki niestety się nie zaliczają, a ich prace do efektownych nie należą. Bezbarwne, mocno uproszczone, pociągnięte bardzo luźną, a momentami niechlujną kreską nie zachwycają, ale też nie przeszkadzają zbytnio w lekturze.
Głoszenie, że to jeden z najciekawszych tytułów w ofercie Vertigo, pełen intrygujących postaci, świadczy o tym, że niewiele serii z tego imprintu się czytało. Lucyferowi bliżej do tłoczonych seryjne opowiastek o superherosach lub prostych fabułek snutych przez mistrzów gry podczas sesji RPG, niż do pełnokrwistego i finezyjnego komiksu, jakim był Sandman. Nic dziwnego, że Carey o wiele lepiej radzi sobie z prostymi komiksami nurtu superhero (X-Men, X-Men:Legacy, Ultimate Fantastic Four), niż z literaturą ciut ambitniejszą.
Lucyfer #5: Inferno
Mike Carey, Peter Gross, Ryan Kelly, Dan Ormston, Craig Hamilton
Tłum.: Paulina Braiter
Egmont
04/2010