Czas z Buntem Krasnoludków obszedł się nadzwyczaj dobrze. Nie przypominam sobie, aby ta pozycja była darzona kultem godnym Kajko i Kokosza czy "Tytusa", lecz czytana dzisiaj nie przyprawia o ból zębów jak lektura niektórych klasyków, wyciągniętych z peerelowskich otchłani. Rzecz jasna rysunki Pawel prezentują się znacznie mniej efektownie niż prace czołowych współczesnych cartoonistów, choć nie można im odmówić dyskretnego uroku oldschoola. Scenariusz Lewandowskiego może wydawać się obecnie nieco przaśny i mało dynamiczny, ale dla młodszych czytelników opowieść o przypadkach mieszkańców pewnego miasteczka może przynieść sporo radości. Szarlota Pawel w swojej twórczości w takiego właśnie odbiorcę celowała. Wystarczy wspomnieć tylko Kubusia Piekielnego czy przygody Jonka, Jonki i Kleksa. Jej komiksy mają bardzo spokojny rytm narracji, rysowane są wyraźną bajkową kreską i świetnie nadają się jako lektura na dobranoc.
Zwykle autorka zajmowała się zarówno oprawą wizualną, jak i scenariuszem. W przypadku Buntu Krasnoludków skryptem zajął się jednak pisarz Konrad T. Lewandowski. W albumie, oprócz tytułowej historii, znalazło się miejsce również dla dwóch innych komiksów spółki autorskiej Lewandowski-Pawel. Indiańska próba i stripy ze Żmiją Malwinką to rzeczy z początku lat dziewięćdziesiątych, pierwotnie opublikowane w Świecie Młodych, Filipince i w Uśmiechu numeru.

Niektóre elementy historii dla najmłodszych czytelników mogą być cokolwiek niezrozumiałe. Bunt… skierowany jest do podwójnego odbiorcy – dziecka i jego rodzica. Głównym zajęciem mieszkańców miasteczka jest przesiadywanie w tawernach, a tam, jak wiadomo, za kołnierz się nie wylewa. A gdy mają już dobrze w czubie, w ruch idzie wszystko, co znajdzie się pod ręką – sztachety, kłonice i inne, przydatne w takich sytuacjach przedmioty. Dobra zabawa zwykle kończy się interwencją straży miejskiej, co powoduje… jeszcze lepsza zabawę. Radosne okładanie się czym popadnie jako żywo przypomina życie pewnej galijskiej wioski, gdzie bijatyki cementowały więzy społeczne. W przeciwieństwie jednak do Asteriksa, w Buncie Krasnoludów bardzo wyraźne zaznaczone są warstwy społeczne. Jest zatem prosty lud i pracownicy budżetówki, ale są także przedstawiciele władzy (wierchuszka przesiadująca w ratuszu i zabijająca czas za pomocą brydża), nauki (trwoniących zasoby miejskie na bezowocne eksperymenty) i sztuki (w postaci artysty ciągle poszukującego natchnienia). To właśnie machinacje lokalnych polityków i ich pomysł na opodatkowanie krasnoludków doprowadzają do tytułowego buntu. A trzeba wiedzieć, że w walce z polityką fiskalną ratusza obywatele ubrani w czerwone czapeczki nie powstrzymają się przed niczym, co będzie skutkowało wciąż bardziej narastającym konfliktem z mieszkańcami miasta…

Bunt Krasnoludów łączy prosty, slapstickowy dowcip w formie uchodzącej dziś za trochę anachroniczną z antybaśniowymi elementami, przynoszącymi na myśl Shreka, z nutką słowiańskiej fantazji. Komiks zadziwiająco dobrze się czyta. Oprócz tych, którzy lubią swojską, rodzimą klasykę, komiks mogę polecić także miłośnikom twórczości Goscinnego i Uderzo. Pracy Lewandowskiego i Pawel rzecz jasna sporo brakuje do kultowego Asteriksa, choćby wyrazistych i świetnie skonstruowanych charakterów, bo siłą Buntu jest raczej bohater zbiorowy, ale warto zwrócić uwagę na tę pozycję.



Bunt Krasnoludków
Konrad T. Lewandowski i Szarlota Pawel
Ongrys
04/2010