W tym zróżnicowaniu kluczową rolę odgrywa kwestia języka – pod tym względem północne rejony Indii to zupełnie inny świat niż południe. Języki indyjskie należą bowiem do dwóch odrębnych rodzin – indoaryjskiej (wywodzące się ze związanego z hinduizmem sanskrytu, pojawiły się w Indiach w wyniku inwazji Ariów ok. 2000 lat p. n.e) i drawidyjskiej (języki rdzennej ludności subkontynentu, jedne z najstarszych żywych języków na świecie).
Hindi, oficjalny język urzędowy (obok angielskiego) od odzyskania przez Indie niepodległości w 1950 r., należy do rodziny indoaryjskiej. W rzeczywistości funkcjonuje jednak w codziennym użyciu tylko w niektórych północnych stanach. Narzucony przez rząd obowiązek nauczania go w szkołach wzbudził wiele protestów na południu kraju, co zaowocowało jego oficjalnym zniesieniem np. w Tamil Nadu. Bollywood, czyli przemysł filmowy w języku hindi, nie jest jedynym przemysłem filmowym w kraju. Nagminnie jednak kojarzy się go z całokształtem indyjskiej kinematografii i przypisuje mityczne tysiąc produkcji filmowych rocznie. Filmy w Indiach powstają w 30 różnych językach. Aż 90 proc. z legendarnego tysiąca rocznie realizowane jest w językach regionalnych, czyli innych niż hindi. Z prostego rachunku wynika, że Bollywood, postrzegany jako kino indyjskie „w ogóle” to średnio 10 proc. ogólnokrajowej produkcji. Jednak kulturowa dominacja tego zlokalizowanego w Mumbaju (niegdyś znanym jako Bombaj) przemysłu filmowego oraz jego promocja poza granicami Indii, przesłania świadomość faktycznego stanu rzeczy. Bollywood, którego nazwa powstała w wyniku złożenia słowa „Hollywood” z miejscem produkcji filmów (Bombaj), to w rzeczywistości tylko jedna z wielu twarzy indyjskiego kina. Jeśli założymy, że indyjska kinematografia jest jedna, to mówi wieloma głosami (a konkretnie językami), a hindi jest tym najlepiej rozpoznawalnym.
*Społeczny fenomen*
Poza Bollywood na filmowej mapie Indii można znaleźć pięć innych silnych przemysłów filmowych – kino bengalskie na wschodzie i kinematografie południowe (drawidyjskie), w językach: tamilskim (stan Tamil Nadu), telugu (stan Andra Pradeś), malajalam (Kerala) i kannada (Karnataka). Taki układ wynika stąd, że w 1896 roku, gdy kino trafiło do brytyjskich Indii, dotarło do trzech największych metropolii: Bombaju, Kalkuty – aktualnie stolicy Bengalu Zachodniego i Madrasu (obecnie Ćennai), dziś stolicy Tamil Nadu. Wraz z pojawieniem się w Indiach kina dźwiękowego w 1931 r. rozkwitła produkcja filmów w językach regionalnych. Kino poprzez wykorzystanie tych języków, lokalnych piosenek i muzyki rekompensowało masowy, 80-procentowy analfabetyzm i pełniło rolę wehikułu społecznej i politycznej modernizacji.
Tak też narodziła się jedyna w swoim rodzaju kultura filmowa. Kino w Indiach to nie „tylko” forma rozrywki czy sztuki, ale jest integralną częścią życia społecznego. Widzowie często szukają w filmach moralnego przewodnika, w rozmowach rzucają filmowymi cytatami, a aktorów traktują dosłownie jak bogów – nierzadko w domowych ołtarzykach znaleźć można wizerunki gwiazdorów. Uwielbienie dla filmowych gwiazd, przybierające niekiedy formę fanatyczną (np. zamieszki po śmierci tamilskiego gwiazdora MGR – właściwe nazwisko Maruthur Gopala Ramachandran, którego pogrzeb w 1987 r. zgromadził ponad 2 mln żałobników – więcej niż pogrzeb Gandhiego) wyrasta z indyjskiej mentalności ukształtowanej przez hinduizm. Religijna tradycja oparta jest w dużym stopniu na adoracji idoli, oddawanie czci guru jest istotne w wielu sferach życia – religijnej, moralnej i intelektualnej. Kult uwielbienia dla bóstw czy bohaterów w sposób naturalny został przeniesiony na gwiazdy filmowe. Tym, co nakręca indyjski biznes filmowy jest starsystem. Stałym elementem pejzażu indyjskich metropolii są monstrualnych rozmiarów billboardy, reklamujące najnowsze kinowe przeboje, zaś telewizja bombarduje widzów reklamami filmów i teledyskami.
*Emocje, moralność, polityka*
Celem gigantycznych przemysłów filmowych było i jest dostarczenie widzom silnych emocji w spektakularnej formie. Twórcy sięgają więc po sprawdzone gatunki – komedię, kino akcji, melodramat i często mieszają je ze sobą, otrzymując formułę masala movie (od masali – mieszanki przypraw). Kinematografie regionalne dodatkowo kładą silny nacisk na głęboko moralizatorski charakter opowiadanych historii – ich misją jest nie tylko dostarczanie rozrywki, ale i podtrzymywanie dominujących wartości społecznych. O ile kino hindi w dużym stopniu nastawione jest na eskapistyczną przyjemność, tutaj duże znaczenie ma silne zabarwienie społeczno-polityczne.
Co za tym idzie, produkcje regionalne mają bardziej „surową” estetykę niż obrazy z Bollywood – większość scen rozgrywa się w naturalnych plenerach, często na ulicy, a nie w ociekających przepychem wnętrzach. W niemal każdej komercyjnej produkcji made in India jest miejsce na spektakularne sceny walk (w kinie południowoindyjskim odznaczające się szczególną brutalnością) oraz, a może przede wszystkim, na muzykę i taniec, który w hinduizmie ma wymiar duchowy. Piosenki nie tylko podkreślają nastrój panujący w danym momencie filmu (żal, ekscytację czy tęsknotę), ale pełnią rolę metafory zakazanego przez surową cenzurę aktu seksualnego. Indyjski rynek muzyczny jest zdominowany przez muzykę filmową, a teledyski filmowe funkcjonują także niezależnie i stanowią doskonałe narzędzie promocji filmu.
*Bollywoodzki eskapizm, bengalski realizm*
Poszczególne kinematografie, mimo pewnego ogólnego wzorca kina komercyjnego, różnią się od siebie nie tylko językiem, ale również poruszaną tematyką czy typem bohaterów. Kino hindi, najbardziej znany i najpotężniejszy przemysł filmowy, swoją pozycję osiągnął przede wszystkim dzięki dotacjom rządu, któremu zależało na rozpowszechnianiu języka hindi. Produkcje bollywoodzkie powstają z myślą o publiczności z całego kraju, mają więc najbardziej uniwersalny wymiar. W dużej mierze są to filmy eskapistyczne, nierzadko sięgające po klasyczne wzorce z Hollywood. Jednak nie zawsze tak było. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku dbano przede wszystkim o wartość artystyczną produkcji – wówczas powstały największe arcydzieła kina indyjskiego, takie jak monumentalny epos Mother India z 1957(zdobywca Oscara dla filmu nieanglojęzycznego), czy filmy Raja Kapoora (choćby Awaara z 1951). Dwadzieścia lat później filmowcy zdecydowali się odejść od realizmu i pójść w stricte komercyjnym kierunku. Lata siedemdziesiąte XX wieku to okres rozkwitu kariery Amitabha Bachchana (zwanego Big B), największego jak dotąd gwiazdora kina hindi. Bachchan porwał tłumy widzów kreując postać charyzmatycznego„młodego gniewnego” (np. filmy Zanjeer z 1973 r. czy Kaala Pathar z 1979 r.), buntownika walczącego o honor i sprawiedliwość. Królowały wówczas typowo „męskie” gatunki: film sensacyjny, gangsterski (Don, 1978), a nawet western (Sholay,1975). O ile filmy z tamtego okresu trzymały wysoki poziom kina rozrywkowego, o tyle wraz z przełomem lat 80. i 90. ubiegłego wieku sytuacja uległa zmianie. Taśmowa produkcja spowodowała zalew tanich filmów akcji (wielbicielom mocnych wrażeń polecam Phool Aur Kaante z 1991 r. czy film Mohra z 1994) i łzawych romansideł. Równocześnie zaczęła święcić triumfy klasyczna formuła masala movie z naciskiem na wątki melodramate – tu duże zasługi ma producent Yash Chopra, spod którego ręki wyszły takie klasyki jak Silsila z 1981 r. czy Żona dla zuchwałych (Dilwale Dulhania Le Jayenge) z 1995 r.(najdłużej, przez 600 tygodni, wyświetlany w kinach film w historii). Chopra wypromował jednego z największych współczesnych gwiazdorów – Shahrukha Khana. Aktualnie królują wysoko budżetowe produkcje, które swoim liberalnym charakterem coraz bardziej zaczynają przypominać kino komercyjne z Zachodu. Bollywood otwiera się na świat, filmy są robione z myślą o zagranicznej publiczności. Znamiennym świadectwem obecności Zachodu w Bollywood jest chociażby występ Snoop Dogga w teledysku z filmu Singh is King czy udział Sylvestra Stallone i Denise Richards w powstającym właśnie filmie Kambakht Ishq.
Zupełnie inne oblicze indyjskiego kina reprezentuje kinematografia bengalska, której produkcje słyną z ambicji artystycznych i silnego zaangażowania społecznego. Nawet filmy stricte rozrywkowe są bardziej stonowane i kameralne niż np. typowa produkcja hindi. Kino bengalskie rozsławił na świecie bodaj najwybitniejszy indyjski reżyser Satyajit Ray, o którego twórczości Akira Kurosawa powiedział, że „nie widzieć filmów Raya to jak żyć na świecie nie oglądając ani księżyca ani słońca”. Wśród największych dokonań Raya wymienić należy dwie trylogie, nawiązujące do aktualnych przemian społeczno-politycznych – Pather Pangali (1955), Aparajito (1956) i Apur Sansar (1959) oraz Praditwandi (1972), Seemabaddha (1971) i Jana Aranya (1976). Dziś głośnym nazwiskiem jest Aparna Sen, autorka m.in. Mr. i Mrs. Iyer (2002) osnutego wokół religijnego konfliktu hindusko-muzułmańskiego. Podsumowując – kino bengalskie to wręcz zaprzeczenie pokutującego stereotypu „indyjskiego filmu”.
*Wybuchowa mieszanka z Południa*
Najbardziej płodnym filmowo rejonem Indii jest południe kraju, gdzie znajdują się cztery przemysły produkujące filmy w językach drawidyjskich: tamilskim (stan Tamil Nadu), telugu (Andra Pradeś), malajalam (Kerala) i kannada (Karnataka), z czego prym wiodą dwa pierwsze ośrodki, gdzie łącznie powstaje 70 proc. rocznej filmowej produkcji. Kinematografia tamilska potocznie określana jest mianem Kollywood, od nazwy „filmowej” dzielnicy Ćennaiu – Kodambakkam. Tym, co najbardziej wyróżnia kino tamilskie jest niespotykana chyba nigdzie na świecie symbiotyczna relacja kina i polityki. W latach 1950-70 produkcja filmowa służyła jako ideologiczne narzędzie nacjonalistycznej partii DMK (Dravida Munnetra Kazhagam – Drawidyjska Federacja Postępu), która poprzez kino mogła w bardzo silny sposób oddziaływać na masy. Przeważająca większość polityków była i jest związana ze środowiskiem filmowym – jak choćby wspominany już wcześniej scenarzysta M. Karunanidhi, obecny Sekretarz Stanu. Era filmów DMK przeminęła, jednak do tej pory można w Kollywood odnaleźć echa nacjonalizmu – podkreślanie swojej odrębności narodowej, wychwalanie rodzimego języka i dziedzictwa kulturowego o starożytnych korzeniach. Komercyjne kino tamilskie łączy rozrywkę w spektakularnym wydaniu z osadzeniem w społecznych realiach. Często bohaterami są ludzie z nizin a fabuła odnosi się do problemu korupcji wśród polityków i konfliktów religijnych. Obowiązkowym elementem są niezwykle efektowne, brutalne sceny walk, inspirowane kinem kung-fu, w których główny bohater nierzadko pokonuje setki uzbrojonych w sierpy osiłków. Największym gwiazdorem Kollywood był wspomniany już MGR (M.G Ramachandran) – „twarz” filmów DMK, który później zajął się polityką. Jego mauzoleum w Ćennaiu, traktowane jak świątynia, to najpopularniejszy zabytek metropolii. Współcześnie na ekranie możemy podziwiać Rajnikantha, który wypromował typ zbuntowanego, honorowego bohatera z nizin walczącego z przeciwnościami losu, wzbudzając zachwyt publiczności przeciwnej dominacji braminów (najwyższej kasty). Innym wielkim gwiazdorem jest Kamal Hassan, niezwykle wszechstronny aktor występujący zarówno w filmach komercyjnych, jak i artystycznych. Z Tamil Nadu pochodzi też jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów indyjskich – Mani Ratnam, który w poetycki sposób ukazuje historie jednostek uwikłanych w społeczne dramaty o „ogólno-indyjskim” wymiarze. Przykładem może być trylogia obejmująca filmy Roja (1992), Bombay (1995) i zrealizowane w hindi Z całego serca (Dil Se, 1998) podejmujące kwestie terroryzmu i konfliktów religijnych. Z Ratnamem stale współpracuje wybitny tamilski kompozytor A.R Rahman, który właśnie zgarnął dwa Oscary za muzykę do zrealizowanego w Indiach filmu Slumdog. Milioner z ulicy Danny’ego Boyle’a.
Kino telugu, zarówno pod względem formy jak i tematyki, przypomina Kollywood, jednak ma nieco „lżejszy”, mniej radykalny charakter. Na przykład sceny walk nie są realistyczne, zamiast brutalności odznaczają się finezyjną „choreografią”. Producenci większą wagę przywiązują do realizacyjnego rozmachu, zatem chętnie sięgają po efekty specjalne. Aktualnie status największego gwiazdora ma Chiranjeevi, bohater królującego swego czasu na serwisie "Youtube":http://www.youtube.com/watch?v=ursHXBzddp8 teledysku będącego indyjską wariacją na temat Thrillera Michaela Jacksona, obdarzony niezwykłą ekranową charyzmą i talentem tanecznym. W dużym uproszczeniu, Tollywood (jak nazywane jest kino telugu) to „odciążony” Kollywood, przefiltrowany przez estetykę rodem z kina hindi.
W Kerali na każdym kroku możemy się natknąć na billboardy z wizerunkami dwóch wąsatych panów imponującej postury – Mohanlala i Mammottyego, megagwiazdorów kina malajalam. Już samo spojrzenie na nich wystarczy, by zrozumieć, jak inne od naszych wyobrażeń kanony męskości panują w południowych Indiach. Na kształt filmów malajalam znaczący wpływ ma religijny teatr Kathakali („znak firmowy” stanu), a także ustrój polityczny, od pół wieku u władzy jest bowiem partia komunistyczna. Natomiast kino kannada (Karnataka) czerpie garściami z literatury i teatru, zatem dominujące gatunki to melodramat i dramat obyczajowy. Przemysły filmowe Kerali i Karnataki, choć działają całkiem prężnie, pozostają jednak w cieniu gigantów z Tamil Nadu i Andra Pradeś.
*Filmowy tygiel*
Indyjskie przemysły filmowe, choć te regionalne sprawiają wrażenie hermetycznych, pozostają ze sobą w ciągłym dialogu, przenikają się i oddziałują na siebie nawzajem. Filmowcy i aktorzy pracują dla różnych przemysłów filmowych. Przykłady można mnożyć w nieskończoność– choćby wspomniany A.R Rahman, komponujący również dla innych kinematografii niż „rodzimy” Kollywood, Mani Ratnam mający na koncie trzy produkcje hindi, Mohanlal czy Rajnikanth grający w produkcjach różnych przemysłów filmowych. Filmy powstają z reguły w różnych wersjach językowych (dubbing), a jeśli jakaś produkcja okaże się hitem, zaraz powstaje jej remake z lokalną obsadą, i jeśli potrzeba, odrobinę ‘podrasowanymi’ realiami. Tak było choćby w przypadku Chandramukhi (2005), wielkiego tamilskiego przeboju, opartego na filmie malajalam Manichitrathazhu (2003), niedawno zrealizowanego w Bollywood jako Bhool Bhulaiyaa (2007) albo tamilskiego Ghajini (2005), który ostatnio został zremake’owany przez tego samego reżysera – Murugadossa w Bollywood pod tym samym tytułem.
Jak widać na przykładzie największych przemysłów filmowych Indii, trudno ująć w jednolite ramy pojęcie „kino indyjskie”. Nie zapominajmy też o lokalnych produkcjach, choćby z rejonów podnóży Himalajów, czy wreszcie o międzynarodowych produkcjach Miry Nair (Salaam Bombay! 1988, Monsunowe wesele 2001) czy Deepy Mehty (jej Water otrzymał w 2005 r. nominację do Oscara). Próbując zrozumieć kino indyjskie, przede wszystkim trzeba uwzględnić jego wielowymiarowość, złożone wielokulturowe podłoże. Sprowadzanie tego wszystkiego do stereotypu taniego i kiczowatego melodramatu, w którym „śpiewają i tańczą” przez trzy godziny to w gruncie rzeczy krzywdzenie jednej z najciekawszych, najbardziej różnorodnych i bogatych kinematografii na świecie.
--
Foto: Mateusz Straszewski