Podobno wpływ krytyków filmowych drastycznie maleje. Nikt nie chce czytać cudzych opinii, każdy woli polegać na własnych. Zwłaszcza w przypadku kina, na którym przecież znać się nie trzeba. Nie sprawdza się też już ponoć model absolutnej oceny. Zamiast pisać o filmie, że jest zły lub dobry, lepiej zaznaczyć, co, dla kogo lub w jakim kontekście.

_Popiełuszko_ w reżyserii Rafała Wieczyńskiego to film bardzo dobry. Jako plakat wyborczy i pretekst do opuszczenia lekcji przez młodzież szkolną. Bezbłędny jako nośnik idei, z którymi nie sposób polemizować: _Wolność jest w nas_, _Czyny nie cuda_… Nie ma w nim bowiem miejsca na pytania i wątpliwości. Wszystko zostaje rozstrzygnięte raz na zawsze, biel odcina się od czerni, a światło od ciemności. I to wyraźną granicą. Dobrzy są ci, którzy działają w „Solidarności” i chodzą do kościoła, cytują Norwida i dają mądre rady. Źli nie wierzą ani w Boga, ani w Polskę, należą do partii komunistycznej, klną niewybrednie, czytać zapewne w ogóle nie potrafią i nie mają za grosz poczucia humoru.

Jako biografia (rozumiana na sposób hagiograficzny) _Popiełuszko_ to obraz całkiem solidny. Życie księdza zostało ujęte całościowo, od dzieciństwa spędzonego na Białostocczyźnie przez potępianą przez władze działalność w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki, po tragiczną śmierć i jej społeczne reperkusje.
Próba przedstawienia losów bohatera na tle kluczowych wydarzeń powojennej historii Polski (zwłaszcza brzemiennych w skutki lat 80.) wypada mniej przekonująco. Nie brak tu wprawdzie scen masowych ani komputerowych symulacji. Jest i stylizacja na (zbyt?) siermiężną estetykę tamtych lat, są małe fiaty, ciasne klatki schodowe bloków z wielkiej płyty i obskurne cele więzień. Wszystko to sprawia jednak wrażenie fasady, chwiejnego rusztowania bez trwałych fundamentów. Wydaje się być co najwyżej ruchomym tłem dla działalności tytułowej postaci, na tyle szarym i płaskim, by uwypuklić jej wielowymiarowość i niezwykłość.

Zresztą, o ile na ostatni z epitetów można zgodzić się bez zastrzeżeń, o tyle pierwszy budzi pewne wątpliwości. Ekranowy Popiełuszko, zamiast obiecywanym człowiekiem z krwi i kości, który przechodzi duchową ewolucję i staje się „przewodnikiem narodu w walce o wolność i prawdę”, niemal od samego początku jest raczej symbolem, urodzonym świętym. Wprawdzie popala papierosy i wygłupia się przed lustrem (raz nawet płacze), ale omijają go poważne pokusy i dylematy, jakich można by się w jego sytuacji spodziewać i jakich oczekuje wymagający widz. Człowieczeństwo księdza jest bezproblemowe. Jego misja nie budzi w nim sprzeciwu, jego intencje są jasne, relacje z ludźmi czyste i pozbawione dbałości o interes własny. Odważnemu i gotowemu na śmierć (potencjał motywu lęku przed śmiercią nie został niestety wykorzystany) obca jest duma i potrzeba rozgłosu. "Ja walczę ze złem, nie z jego ofiarami" – mówi, a my odnosimy wrażenie, że ksiądz Jerzy („Św. Jerzy naszych czasów”) ochoczo i samotnie rusza do walki ze straszliwym smokiem komunizmu. Bestią bez twarzy, którą można tylko nienawidzić, nigdy współczuć ani próbować zrozumieć. Chociaż istnieje podejrzenie, że jeden z przyjaciół głównego bohatera jest szpiegiem, nikogo (w świecie przedstawionym ani ekipie) zdaje się nie interesować rozstrzygnięcie tego wątku.

Niewątpliwym plusem filmu, być może nawet jego głównym filarem, jest pełne poświęcenia aktorstwo Adama Woronowicza, ekranowego księdza Popiełuszki. Woronowicz w przygotowanie do roli włożył wiele wysiłku. Jeździł po kraju, rozmawiał z ludźmi, którzy znali księdza Jerzego, mieszkał nawet czas jakiś w seminarium duchownym. Dzięki tym zabiegom nieomal stał się swoim bohaterem, przynajmniej fizycznie. Jego kreacja, choć przejmująca, nawet jeśli stanowi o racji bytu filmu, nie czyni go dobrym w absolutnym znaczeniu. Obrazu Rafała Wieczyńskiego nie ratuje także nowoczesna formuła, ciekawy montaż przeplatający sceny fabularne z dokumentalnymi. Niewiele pomaga mu również pomysł zestawienia aktorów z realnymi postaciami (samych siebie grają tu między innymi Maja Komorowska i … kardynał Józef Glemp). Nie zapada w pamięć ani oprawa plastyczna, ani muzyka (momentami zbyt patetyczna). „Popiełuszko” na pewno nie jest ciekawym artystycznie portretem. Zaczynam wątpić czy można nazwać go pomnikiem. Wydaje się bowiem najbliższy ruchomej wersji hagiograficznych komiksów, obrazkowych żywotów świętych – popularnego upominku dla dzieci przystępujących do pierwszej komunii.

Legenda księdza Popiełuszki jest bez wątpienia fascynująca i ważna dla naszej historii i narodowej świadomości, nie wspominając o niezwykłym podłożu, na którym wyrosła. Jednak rekonstruowanie przeszłości ma sens o tyle, o ile czyni ją historią, opowieścią otwartą na dyskusję, nie dogmatyczną. Przed laty powstał już jeden film o polskim księdzu, wprawdzie za granicą i bez uroczystych patronatów, ale (jak się wydaje) z prawdziwej potrzeby i głębszego namysłu.

--
Foto: "Kino Świat":http://www.kinoswiat.pl/index.asp

----
Popiełuszko. Wolność jest w nas
reżyseria: Rafał Wieczyński
scenariusz: Rafał Wieczyński
obsada: Adam Woronowicz (ksiądz Jerzy Popiełuszko), Marek Frąckowiak (ksiądz Teofil bogunki), Zbigniew Zamachowski (Ireneusz), Radosław Pazura (Piotr), Joanna Szczepkowska (Ewa), Maja Komorowska (Maja), Kazimierz Kaczor (Łaniecki) i in.
kraj: Polska
rok produkcji: 2008
premiera: 27 lutego 2009
"Kino Świat":http://www.kinoswiat.pl/index.asp