Zaprezentowana przez Muchę Comics czteroczęściowa historia w oryginale była fragmentem większej całości. Charakterystyczne logo Disassembled pojawiło się na kilku innych seriach (Iron-Man, Captain America, Thor, The Spectacular Spider-Man, Fantastic Four żeby wymienić tylko te najważniejsze). Polski czytelnik ma zatem okazję poznać jedynie główny wątek opowieści o upadku grupy najpotężniejszych ziemskich herosów. W komiksie dzieje się dużo i szybko – posiadłość Avengers zostaje zmieciona z powierzchni ziemi, Ant-Man zostaje zabity, ciężko poturbowana Wasp trafi do szpitala, a Iron-Man zostaje skompromitowany na arenie międzynarodowej. Jakby tego było mało, powracają jedni z największych wrogów Mścicielów, Ultron powraca, a kosmiczna rasa Kree chce podbić ziemię. Znowu. Z pomocą przychodzą niemal wszyscy herosi, którzy mieli zaszczyt należeć do Mścicieli. Jak się okaże w finale, za wszystkimi tymi wydarzeniami stoi jedna osoba... Tak naprawdę ostatnia opowieść o Avengers nie oznacza ich końca, tylko nowy początek, w którym da się usłyszeć zapowiedz przyszłych wydarzeń House of M (głośniej) i New Avengers (nieco ciszej).
Avengers: Disassembled to kolejna, zwyczajna super-bohaterska rozwałka. Nie mogę powiedzieć, żeby Bendis się przy niej popisał, nie licząc sprawnie, choć patetycznie brzmiących dialogów i dramatycznych zgonów bohaterów, którzy i tak za jakiś czas powrócą. Patrząc na tę i na późniejsze prace autora Powers muszę stwierdzić, że pracując dla Marvel został pożarty, przeżuty i wypluty. Utonął w szarzyźnie seryjnie produkowanych historii o super-herosach. W jego pracy nie pozostało zbyt wiele z tego, z czego słynął w czasach niezależności. Pracując nad kilkoma tytułami równocześnie często nie miał czasu, by dopracować szczegóły, skupić się na niuansach, bo terminy goniły. Jasne, zdarzają mu się świetne momenty, choćby w New Avengers, którzy figurują w zapowiedziach Muchy, ale generalnie rzadko wybija się poza trykociarską młóćkę. Jeśli chodzi zaś o oprawę graficzną, to David Finch pokazał się z bardzo korzystnej strony. Jego ciosane grubą krechą i mocno nasycone tuszem rysunki mogą się podobać. Szczególnie tym, którzy tęsknią do mistrzów z lat dziewięćdziesiątych – Whilciego Portacio czy Adama Kuberta. Dodatkowo, w Avengers: Finale, epilogu wydarzeń z Disassembled swoje umiejętności zaprezentowała prawdziwa śmietanka grafików Marvel (Steve McNiven, Jim Cheung, Gary Frank, Micheal Avon Oeming czy Alex Maleev).
Na zakończenie chciałbym nieco popastwić się nad polską edycją. Mucha Comics każe sobie bardzo słono płacić za swoje komiksy, więc czytelnik ma prawo wymagać, by były one dopracowane w najmniejszym szczególe. Niestety, korekta Muchy nie od dziś ma kłopoty z wyłapywaniem literówek i wstawianiem przecinków tam, gdzie powinny się znaleźć. Sporo zastrzeżeń można mieć również do polskiego wstępu i biogramów twórców, które zdają się być na kolanie zerżnięte z wikipedii.
Avengers Disassembled
Brian M. Bendis, David Finch
Tłum.: Tomasz Sidorkiewicz
Mucha Comics
03/2010