Nie ma w tym filmie radykalizmu, bo świat, w jakim zanurzeni są bohaterowie, jest zachowawczy na tyle, że przejawem skrajnego buntu może być tylko szkolny występ punkowej kapeli. Co nie jest bynajmniej zarzutem wobec narracji, która we _Wszystko, co kocham_ ma zdać relację z rzeczywistości trzymanej w ryzach przez wojsko i instytucje publiczne. Jacek Borcuch opowiada historię grupy licealnych przyjaciół, uwikłanych w społeczno-polityczne zawiłości Polski lat osiemdziesiątych. Wielką Historię, która przetacza się w tle, reżyser zamyka jednak w kręgu osobistych doświadczeń swoich bohaterów. Konstruuje przestrzeń, w której to związek Janka – syna wojskowego (Mateusz Kościukiewicz) i Basi – córki działacza Solidarności (Olga Frycz) jest punktem stycznym dla opozycyjnych obozów. Mimowolne uwikłanie w politykę nie zmienia faktu, że protest przeciw systemowi rozumiany jest jako manifestacyjna rewolta nowej fali rocka, a stan wojenny stanowi tylko pejzaż obserwowany przez okna domów lub szyby samochodów.

Jest w tym filmie wielki dystans do rzeczywistości, bo choć człowiek grzęźnie w bagnie Wielkiej Historii, Borcuch obserwuje go przez pryzmat intymnych przeżyć. Tylko wobec nich wojskowy może ukazać się bez munduru, który daje mu poczucie wyraźnego odgrodzenia własnej osoby od otoczenia.
Dlatego symptomatyczną sceną filmu jest ta, kiedy widzimy ojca Janka (Andrzej Chyra) płaczącego po śmierci matki, przede wszystkim jako człowieka, a nie reprezentanta władzy.

W obrazie Jacka Borcucha odnajdujemy też ogromną wrażliwość, a w Janku dostrzegamy niemoc i rozdźwięk między próbami kontestacji systemu, a dojrzałym poczuciem winy za to, że za grzechy synów zapłacą ojcowie. To świat, który ugrzązł w miejscu, a celem dorastania jest zrozumienie, że samo pragnienie niezależności nie rozsadzi ram, w które wpadła Polska w 1981 roku, ponieważ wolność to tylko napisy na murach i seks na plaży. To kult nastoletniej naiwności i garażowa muzyka. I choć ostatnio powstało wiele filmów definiujących kontrkulturę poprzez nią (wspomnieć wystarczy choćby nieudany _Zdobyć Woodstock_ Anga Lee czy fatalny _ Papryka, sex i rocknroll _ Gergely’a Fonyo), w scenariuszu Jacka Borcucha – jakkolwiek także utkanym z ikonicznych obrazów, bohaterom daleko do charakterologicznych schematów.

Janek, mimo swej pasji i naiwności, zdaje się bowiem znacznie dojrzalszy niż wskazywałby na to jego wiek. _Jest starszy i więcej rozumie_ – mówi jego matka, której słowa to być może nie tylko kwestia porównania świadomości chłopca z erudycyjnymi możliwościami jego młodszego brata. W Janku rozgrywa się ciągła walka między potrzebą wolności a świadomością nie do końca zdefiniowanego poczucia obowiązku. Jest w nim chłopięca dezynwoltura, która popycha jego młodzieńcze fantazje erotyczne w kierunku ponętnej sąsiadki w średnim wieku, ale i obawa przed tym, co się stanie, kiedy projekcje fantazji nabiorą kształtów realnych wydarzeń, na które nie jest jeszcze gotowy.

Podobny mechanizm nieprzystawania świata do wyobrażeń o nim poniekąd wyjaśnia także, dlaczego Polska musiała czekać na film o kontrrewolucyjnym buncie ponad półwieku od czasów, kiedy na zachodzie triumfy święcił _Buntownik bez powodu_ (1955) Nicholasa Raya czy kultowy _Easy Rider_ (1969) Dennisa Hoppera. Dobrze jednak dla polskiego kina, że obraz Borcucha doczekał się porównań z ikonicznymi dziełami amerykańskiej kontestacji. Dobrze też, że mimo nich w filmie reżysera _Tulipanów_ (2004) wyczuwa się świeżość, nawet jeśli jest już za późno na to, by polska młodzież potrzebowała identyfikacji z bohaterem, dla którego niezależność to cel (nie) do zrealizowania.



_Wszystko, co kocham_
scenariusz i reżyseria: Jacek Borcuch
zdjęcia: Michał Englert
muzyka: Daniel Bloom
grają: Mateusz Kościukiewicz, Andrzej Chyra, Katarzyna Herman, Elżbieta Karkoszka, Brygida Turowska-Szymczak, Halina Skoczyńska, Grzegorz Gzyl
kraj: Polska
czas trwania: 95’
premiera 15.01.2010
ITI CINEMA










« powrót