Na album składają się krótkie, kilku- bądź kilkunastu stronnicowe nowelki, luźno ze sobą powiązane przewijającymi się postaciami i wątkami, utrzymane w konwencji science-fiction. Na ich tle wyróżnia się otwierająca _Gwiezdne Bezdroża_ historia, której akcja rozgrywa się w konkretnym miejscu (w stolicy Rzeczpospolitej Katolickiej) i czasie (w roku 2020). Na tych zaledwie pięciu stronach dostajemy antykatolicki dżihad, w najbardziej hard-core’owym wydaniu, przy którym publicystka z „Nie” wygląda jak stonowana krytyka. Wizja totalitarnego państwa katolicko-narodowego punktowana jest na dosłownie każdym kroku, pojedyncze kadry mogłyby funkcjonować jako autonomiczne, humorystyczne obrazki. Atak na kościelne instytucje zdradza brutalność i ślepe zacietrzewienie. Zaręba w swojej „satyrze” na rodzimy ciemnogród nie kryguje się w przekraczaniu żadnych granic. Hasłem „Celibat czyni wolnym”, nawiązującym do napisu znajdującego się nad bramą obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau, porównuje katolicką opresję do hitlerowskich zbrodni.
Analogia ad hitlerum, zwyczajnie durna, bardzo negatywnie nastawiła mnie na dalszą lekturę komiksu.

Na szczęście później antyklerykalna wymowa nieco łagodnieje i rozmywa się wśród innych pojawiających się akcentów. Fabuła skręca w rejony krytyki społecznej (służby zdrowia, poziomu szkolnictwa wyższego), nie do końca dla mnie jasnego zaangażowania w kwestie feminizmu, wyśmiewania zużytych klisz fantastyki naukowej (wizja przyszłości, rozwój cybernetyki) i radosnej, irracjonalnej przemocy w stylu Lobo. Całość utrzymana jest w konwencja science-fiction bliskiej estetyce kojarzonej z amerykańskim magazynem komiksowym „Heavy Metal” i stanowi jedynie listek figowy dla publicystyki z tezą, uprawianej przez obu autorów. Dąbrowski w dwóch nowelkach (_Fantazella_ i _Geriaturn_) występuje również jako scenarzysta.

Styl Dąbrowskiego pasuje do konwencji science-fiction jak pięść do nosa albo jak, nie przymierzając, Robert Crumb do _Star Treka_. Antyestetyczna kreska z parodystycznym zacięciem, tkwiąca swoimi korzeniami mocno w undergroundzie, niezbyt nadaje się do portretowania tytułowych gwiezdnych bezdroży. O wiele lepiej wychodzą mu sceny, w których może skupić się na mniej epicko-kosmicznych, a bardziej kameralnych scenach. Obrazu całości dopełnia kolor, kastrujący pracę Dąbrowskiego z ich brudu i drapieżności, nadający im nieprzyjemny, infantylny wygląd.

W wielu komiksach publikowanych na łamach „Produktu” posługiwano się podobną satyrą, walącą jak w bęben w dewocję narodowo-katolicką, jednak zwykle autorskiej krytyce towarzyszyła jakaś mniej lub bardziej udana historia. W _Gwiezdnych Bezdrożach_ właśnie ta historia jest raczej nieudana. Często przekraczająca granice absurdu i dobrego smaku (_Piraci z kosmosu_), nieznośnie dydaktyczna (_Geriaturn_) lub zwyczajnie nieciekawa (_Fantazella_). Komiksu niestety nie ratują te lepsze fabuły (_Kosmiczne odpady_), bo w ogólnym rozrachunku prezentuje się mdło i bezbarwnie, pomimo potężnego ładunku ideologicznego.


_Gwiezdne Bezdroża_
Robert Zaręba, Ryszard Dąbrowski
06/2008
Wydawnictwo Roberta Zaręby











« powrót