Obraz nakręcony na podstawie niezwykle popularnej w latach 50. minionego wieku powieści Richarda Yatesa, podobnie jak pierwowzór, za czas akcji obiera lata powojennej prosperity w Stanach Zjednoczonych. Miejscem czyni zaś przedmieścia w Connecticut, które, spokojne i malownicze, stanowią doskonałą scenerię dla nowoczesnych pralek, lodówek, wielkich samochodów i ich wiecznie uśmiechniętych właścicieli. Główni bohaterowie Drogi do szczęścia to para 30-latków z dwójka dzieci, niezwykle pięknych i błyskotliwych, nawet na opisane warunki. April i Frank także przez swoje otoczenie uważani są za wyjątkowych: młodzi, dobrze sytuowani, a do tego inteligentni i elokwentni, z właściwą dozą nonszalancji i gotowością na szaleństwo. Z perspektywy sąsiadów ich życie wygląda idealnie, obserwowane od środka wyraźnie pęka. Ona jest niespełnioną aktorką, która ma za mało talentu, by poważnie myśleć o zawodzie i zbyt dużo, by grząźć w prowincjonalnych teatrzykach. On – przystojny, z hollywoodzkim uśmiechem i takąż fantazją, jest niewątpliwie nieprzeciętny, ale jego talenty trudno dookreślić. Dlatego tkwi w pracy, której nie znosi i, żeby poprawić sobie nastrój, uwodzi młodziutkie sekretarki.
Przez cały film zresztą przewija się niepokojąca sugestia, że nikt nie jest tu sobą, każdy kogoś udaje.
W bezlitosnej wiwisekcji rozpadających się marzeń o życiu, które pociągają za sobą rozpad miłości między bohaterami film Sama Mendesa przypomina kino Ingmara Bergmana. Droga do szczęścia sytuuje się gdzieś pomiędzy spowiedzią bohaterów Scen z życia małżeńskiego a (odrobinę zbyt) dydaktyczną psychodramą Wiarołomnych nakręconych na podstawie scenariusza szwedzkiego reżysera. Swoim atakiem na marazm i zakłamanie egzystencji amerykańskich przedmieść przywodzi zaś na myśl wcześniejsze dokonania samego Mendesa, przede wszystkim pamiętne American Beaty. Chociaż, co podkreślał już autor zaadaptowanej na potrzeby filmu powieści, suburbia są tylko modelem, jednym z wielu przykładów mitu „żywota poczciwego”, opartej na konformizmie drogi do małej stabilizacji.
Mendes po raz kolejny włącza do gry powszechną znajomość kinowych schematów. Droga do szczęścia wydaje się być niemożliwą kontynuacją Titanica, w której Rose i Jack urzeczywistniają swoje (i nasze) fantazje o wiecznej miłości i wspólnym, szczęśliwym życiu. Oczywiste skojarzenie z Oscarowym hitem pojawia się w głównej mierze ze względu na aktorską parę Kate Winslet i Leonarda DiCaprio, którzy dostali rzadką możliwość zmierzenia się z własną legendą i wizerunkiem ckliwych kochanków, równie fałszywym, co przekonanie o niezatapialności fatalnego statku. Szansa zostaje w pełni wykorzystana, mamy wrażenie, że ktoś po 12 latach ponownie włączył kamerę i pozwala nam podpatrywać prawdziwy związek. Wspaniale wypada chłodna i zdystansowana Winslet, która swoją postać, ukrytą bombę zegarową, bez pośpiechu prowadzi ku nieuniknionemu finałowi. Partnerujący jej DiCaprio świetnie rysuje portret sfrustrowanego mężczyzny, który przeczuwał, że może wiele, ale utknął w gąszczu niewykorzystanych możliwości.
Lata minęły, młodzieńcza fascynacja wygasła, nie dlatego jednak, bo taka jest kolej rzeczy, tylko za sprawą drobnych i większych życiowych wyborów. Podskórnego lęku, że za wyrwanie z beznadziejnej pustki codzienności będzie trzeba zapłacić zbyt wysoką cenę. Gdyż nic nie daje poczucia bezpieczeństwa tak skutecznie, jak schludne domy i przystrzyżone trawniki przedmieść, co na każdym kroku zdają się potwierdzać rozświetlone kadry Rogera Deakinsa (operatora, z którym Sam Mendes pracuje nie po raz pierwszy), który w skupieniu przygląda się sprzętom, kontempluje wnętrza.
Jeśli coś razi w tym kameralnym i wysmakowanym filmie, to jedynie pewna teatralność i wynikające z niej nadmierne uproszczenie tła. April i Frank mają wprawdzie dwójkę dzieci, ale rzadko widzimy je na ekranie. Nic tu nie jest zbędne, wszystko to wyreżyserowane, wyprane z odniesień sytuacje scenicznej psychodramy. Ten wybór nie dziwi jednak w kontekście twórczości Mendesa, który jest przede wszystkim reżyserem teatralnym. Jego zabiegi służą zapewne wzmocnieniu „scenicznego” efektu, a jednocześnie subtelnie zwracają uwagę widza na samo medium. Jest to bowiem w pewnym sensie film na temat samego filmu, na temat złudzeń, które film oferuje i fantazji, które można za jego pomocą zastępczo zrealizować. W końcu na temat scenariuszy, jakie kino czyni wartymi opowiedzenia, wybierając rozwiązania najbardziej efektowne, dalekie od szarej rzeczywistości lub tak manipulując opowieścią, żeby zawsze kończyła się na „długo i szczęśliwie”. Droga do szczęścia to przykład historii, które się wyklucza, przemilcza lub przekłamuje. Z doskonałą pointą ostatniej sceny.
Droga do szczęście (Revolutionary Road)
reżyseria: Sam Mendes
scenariusz: Justin Haythe na podstawie książki RichardaYatesa
obsada: Kate Winslet (April Wheeler), Leonardo DiCaprio (Frank Wheeler), Michael Shannon (John Givings), Kathy Bates (Helen Givings), Richard Easton (Howard Givings), David Harbour (Shep Campbell), Kathryn Hahn (Milly Campbell), Zoe Kazan (Maureen Grube) i in.
kraje: 2008
rok produkcji: Wielka Brytania, USA,
premiera: 30.01.2009
UIP