Efekt trwającej ponad dwadzieścia pięć lat tytanicznej pracy Stana Sakai przy "Usagim Yojimbo" jest doprawdy imponujący. Dwadzieścia cztery pełnometrażowe albumy, na które składa się prawie 150 odcinków, ponad 6 tysięcy stron, lekko licząc prawie pół miliona kadrów, do tego ręcznie malowana powieść graficzna, mrowie nagród i setki autografów rozdanych fanom na całym świecie. A wszystko to osiągnięte dzięki prawdziwie samurajskiej dyscyplinie autora, który nigdy nie przekroczył terminu oddania kolejnej części komiksu. Tak przynajmniej utrzymują współpracownicy urodzonego na Hawajach artysty.
Mozolna praca nad jednym tytułem może zmęczyć każdego, nawet najwybitniejszego twórcę, ale wszystko wskazuje na to, że Sakai pójdzie w ślady Charlesa Schulza, który dziełu swojego życia, czyli _Fistaszkom_, poświęcił pięćdziesiąt lat. Spuścizna _Usagiego Yojimbo_ może być równie monumentalna, bo po autorze nie widać śladów zmęczenia, a seria nadal trzyma równą formę. Stana wciąż musi świetnie bawić opowiadanie o długouchym samuraju, podróżującym po feudalnej Japonii z okresu Edo w swojej musha shugyo (pielgrzymce wojownika). Co więcej, pomimo że fabuły opracowywane są według kilku, nieco już utartych schematów, _Usagi_ wciąż potrafi zaskoczyć jakimś nieszablonowym rozwiązaniem czy eleganckim szczegółem, co świadczy, że pula pomysłów na jego przygody jeszcze się nie wyczerpała.
W dwudziestym trzecim albumie epizodycznie pojawi się Chizu, na którą szef klanu Neko, Kagemaru, wydał wyrok śmierci, w _Powrocie Czarnej Duszy_ ponownie zobaczymy opętaną Inazumę, ściganą przez łowców nagród, z Genem i Bezdomnym Psem na czele.
Najlepiej wypada jednak wątek wiodący, przewijający się w kilku epizodach, który skupia na Shizukiri, mieczu do wynajęcia polującym na Usagiego i uroczej karczmarce Mayumi. A szczególnie okazale prezentuje się właśnie _Shizukuri_, bardzo przewrotna nowelka o zemście i nieuchronności losu. Oprócz tego w komiksie znajduje się okazała galeria jubileuszowa i szereg drobnych historii, narysowanych przez zaproszonych artystów na część setnego zeszytu _Usagiego_, wydanego przez Dark Horse. W uroczystej akademii biorą udział między innymi Frank Miller, Jeff Smith, Sergio Aragones, Guy Davies, Mark Evanier czy Matt Wagner. Nie spodziewajcie się jednak potrawki z królika, ani sztywnej atmosfery.
Można bardzo długo komplementować niezaprzeczalne walory komiksu Stana Sakai. Znakomitą kompozycję każdej z opowieści, perfekcyjne operowanie napięciem, uzyskane dzięki odpowiedniemu kadrowaniu, prostą, ale dynamiczną i komunikatywną kreskę, a przede wszystkim umiejętność opowiadania prostych, ale przejmujących historii. I zapewne wszystko to wciąż w _Usagim Yojimbo_ jest, ale Stan – proszę, nie zrozum mnie źle – nawet najlepsza potrawa, serwowana codziennie, może przestać smakować. Doskonale pamiętam, kiedy w Polsce ukazały się dwa pierwsze tomy, _Daisho_ i _Cienie Śmierci_ i to uczucie obcowania z czymś absolutnie świeżym i znakomitym, powalającym swoją maestrią. Pamiętam, jak do premiery nowego albumu odliczało się tygodnie, a potem dni, złorzeczyło się na opóźnienia. Żadna z tych ekscytacji nie towarzyszy obecnej lekturze komiksu. A tego od komiksu klasy _Usagiego_ wymagam. Wydaje mi się, że potrzebuje jakichś radykalnych zmian, takich, jakie pojawiły się na przykład w tomie _Ojcowie i Synowie_, kiedy głównemu bohaterowi w jego podróżach towarzyszył syn. Szkoda, że tylko tymczasowo. Chciałbym, żeby historia posunęła się w jakimś kierunku, mam ochotę na dłuższą historię w stylu _Ostrza Bogów_, podejmującą na przykład wątek machinacji klanu Hikiji. Bo teraz nie potrafię cieszyć się pracą Stana Sakai.
_Usagi Yojimbo: Most Łez_
Stan Saki
Tłum.: Jarosław Grzędowicz
Egmont
11/2009
« powrót