To co już na początku wyróżnia nowe wydawnictwo Race’a od poprzednich to fakt, że nagrał je całkowicie samodzielnie. Tym razem nie jest to kolaboracja ani z „The True Spirit” ani z „Fatalists”. Czysty Hugo! Praca nad płytą zbiegła się z początkiem pandemii, kiedy to sytuacja zmusiła go do zatrzymania się i przemyślenia na nowo wielu osobistych spraw (szerzej o procesie powstawania krążka i jego osobistym znaczeniu Hugo pisze w notce dodanej do płyty) W warstwie muzycznej „Dishee” to siedem całkowicie eksperymentalnych kompozycji w których ambient i elektroniczne plamy przenikają się z bluesowymi zagrywkami 
i surowym brzmieniem gitary.
To na niej zbudowany jest trzon kompozycji a poszarpane melodie tworzą specyficzny, oniryczyny nastrój. W pewien sposób można uznać, że nowa płyta  jest naturalną kontynuacją podobnie eksperymentalnego albumu z dyskografii Race’a,  wydanego ponad dekadę temu „Between Hemispheres”. Podobnie jak na tamtej płycie tu również słychać niezwykłą swobodę i wyobraźnię artysty. Na pozór, nie dzieje się tu za wiele, ale całości smaku dodają różne, wydawałoby się drobne niuanse i detale. Nie jest to muzyka łatwa. Słuchając jej potrzeba skupienia aby wyłapać wszystkie niuanse. Nawet jeśli nie będzie to krążek, którego słucha się na okrągło to i tak warto zatrzymać się przy nim na nieco dłużej.

Hugo Race – Dishee
Gusstaff Records 2021