W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Nostalgia w muzyce to temat, do którego wielu twórców próbuje nawiązać raz z lepszym raz gorszym skutkiem. Niewielu jednak potrafi zagrać na niej w taki sposób aby nie popaść w banał czy ckliwe nastroje rodem z odległej przeszłości. Na pewno należy do nich rodzimy duet o dźwięcznej nazwie Sexy Suicide, który po kilku latach przerwy wraca z nowym albumem przenosząc nas w czasy, do których wielu wraca w swoich wspomnieniach.
Zespoły nawiązujące do klimatów lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to ci, którzy do „ejtisowego” pociągu wsiedli na fali mody, która trwa już chyba dłużej niż wspomniana dekada. Druga to twórcy, który byli naocznymi świadkami tamtej epoki lub wsiąknęli w nią już dawno temu w naturalny sposób kontynuując w swej twórczości tamte tradycje. Sexy Suicide zdecydowanie trzeba zaliczyć do tej drugiej grupy. Bo co jak co, ale szczerości i naturalności w tym co robią nie można im odmówić. „We will die as one” to trzeci krążek duetu Mariki Grądkowskiej i Bartłomieja Salamona, którzy niczym wehikuł czasu zabierają w czasy młodości wielu obecnych czterdziestolatków.
I robią to w tak bezpretensjonalny sposób, że trudno nie dać się im uwieść. Wystarczy obejrzeć genialny klip to singlowego utworu „Broken”! W dodatku już sama okładka nie pozostawia złudzeń (tak, tak nawiązania do Stranger Things są tu pierwszym skojarzeniem). Ale najważniejsza jest i tak muzyka, równie kolorowa co oprawa graficzna. Jej barwy są utrzymane jednak w nieco bardziej stonowanych, pastelowych odcieniach. Duet ma rzadko spotykaną zdolność do łączenia chwytliwych i melodyjnych utworów z nieco bardziej gorzkim, melancholijnym brzmieniem. Pomaga w tym też świetny wokal Mariki, która śpiewa w taki sposób, że aż kipi od emocji. Teksty jakby w kontrze do muzyki często oscylują wokół niezbyt wesołych tematów. Wszystko to razem tworzy udany miraż świetnych tanecznych utworów utrzymanych w nieco sennym i nierzeczywistym nastroju. Zamykając oczy można się przenieść na parkiet w jakimś zadymionym klubie, gdzie błyskają światła kolorofonów. Chce się tańczyć i chce się tu zostać na trochę dłużej choć i tak wiadomo, że to iluzja. Ta płyta pozwala nieco odetchnąć od szarej i niezbyt łatwej rzeczywistości i po szczególnie trudnym, ostatnim roku warto się w niej rozmarzyć. Aby postawić jakby kropkę nad „i” Sexy Suicide na sam koniec postanowili dołożyć jeszcze swoją wersję utworu „Sztuka latania” z repertuaru Lady Pank, który nabiera tu zupełnie nowego charakteru jednocześnie świetnie wpisując się w klimat ich muzyki.