W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Zapowiada się niezwykle urodzajny muzyczny rok. Do marca jeszcze daleko, a już pojawiło się kilka bardzo dobrych płyt. Wśród nich na pewno można śmiało wymienić nowy album Wacława Zimpla, który końcem stycznia ukazał się nakładem holenderskiej wytwórni Ongehoord.
O Wacławie Zimplu można powiedzieć wiele. Ten niezwykle utalentowany klarnecista i producent z Paszportem Polityki, od wielu już lat eksploruje w swojej twórczości przeróżne, czasami całkiem odległe od siebie rejony muzyczne. Klasycznie wykształcony muzyk, głównie kojarzony z muzyką jazzową i improwizowaną, cały czas wymyka się prostym określeniom. I nie ważne czy w danym momencie tworzy muzykę filmową („Cicha Noc”), zapuszcza się w orientalne rejony wraz z grupą Saagara, czy czaruje minimalistycznym pięknem z triem Lam. Przez ostatnie lata udało mu się stworzyć własny rozpoznawalny styl.
Coś na kształt osobistego, muzycznego języka. Choć na koncie ma już wiele albumów nagranych w przeróżnych konfiguracjach, to „Massive Oscillations” jest jego drugim prawdziwie solowym wydawnictwem. To co łączy je z poprzednimi płytami Zimpla to fakt, że i tym razem udało mu się zaskoczyć odbiorcę zarówno formą jak i samą treścią.
Cztery autorskie kompozycje składające się na ten album to śmiała i odważna podróż przez dźwiękowy kosmos starych syntezatorów, tytułowych oscylatorów, różnego rodzaju filtrów, generatorów, sekwencerów i przetworzonych brzmień jego kluczowego instrumentu – klarnetu. Album powstał w zaledwie dziewięć dni, podczas sesji w holenderskim studiu Willem Twe, a mixem zajął się sam James Holden. Jest w tej muzyce coś niezwykle wciągającego i hipnotyzującego zarazem. Co ciekawe, choć płyta ma praktycznie improwizacyjny charakter, to w każdym dźwięku słychać pewien rygor nadający każdej nucie przyporządkowane miejsce w tej dość swobodnej wariacji. To w jaki sposób każde kolejne dźwięki współgrają tu ze sobą i nieśpiesznie budują unikalną atmosferę naprawdę robi wrażenie. A przy trwających po kilkanaście minut kompozycjach nie jest to takie łatwe. Z drugiej jednak strony to muzyka, która wymaga od słuchacza skupienia i pełnego zaangażowania. Tylko wtedy można ją naprawdę docenić i dać się porwać nieoczywistym dźwiękom „Massive Oscillation”