Paradoksalnie określenie „debiutancki” trochę się gryzie z rzeczywistością. Wydawnictwo „Lost in Space” jest debiutanckie, ale muzyków, którzy je nagrali, do początkujących trudno zaliczyć. Jeden z nich grał choćby w grupie Pogodno,a pozostali również pierwsze muzyczne kroki mają daleko za sobą. W „Enemigos” panowie postawili na klasyczny zestaw: dwie gitary, bas i perkusja. Tyle wystarczyło by nagrać płytę świeżą, energiczną i całkiem przyjemnie jazgotliwą.  Szyld zespołu może jednak trochę mylić.
Owszem, nie brakuje tu sprzężeń, brudu i innych hałasów, ale ogólnie rzecz biorąc „Lost In Space” to płyta dość przystępna, a jej słuchanie dostarcza dużą dawkę frajdy. Tajemnica tkwi chyba w tym, że muzycy znaleźli złoty środek  pomiędzy noisowymi, psychodelicznymi klimatami a intrygującymi melodiami, zdyscyplinowaną grą sekcji rytmicznej i dobrymi aranżami. Do tego różnorodność, której jest tu naprawdę dużo.  Praktycznie każdy z siedmiu utworów jest inny.

Czego tu nie ma! Klasyczne ostre gitarowe klimaty przeplatają się z kompozycjami przenoszącymi nas gdzieś w rejony amerykańskiej sceny lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Do tego trochę dubowych przestrzeni, odrobina post punka i jednego, za to bardzo wyrazistego nawiązania do najlepszych tradycji hard core. Mnie najbardziej jednak urzekły momenty, w którym zespół flirtuje z nieco luźniejszym, rock’n’rollowym klimatem. Brzmi to rewelacyjnie. Jedynie na czym zespół oszczędził to wokale - jest ich tu poza dwoma wyjątkami jak na lekarstwo. Nie przeszkodziło to jednak w tym aby nagrać materiał, który znakomicie broni się zarówno w warstwie muzycznej jak i emocjonalnej.

Enemigos del Silencio – „Lost In Space”
Gusstaff Records 2020