Oj! Namnożyło się nam ostatnio nowych, ciekawych płyt. Niby końcówka roku, czas pierwszych podsumowań, ale raz po raz pojawiają się kolejne wydawnictwa których warto posłuchać. Przykłady? Proszę bardzo! Choćby debiutancki krążek rodzimej grupy Hopper. Nie wiecie co to? Warto sprawdzić.
Hopper narodził się w Wołowie, mieście z którego w przeszłości popłynęło już trochę gitarowego hałasu. Stąd też muzyków tworzących grupę trudno nazwać debiutantami. Wymienić tu można chociażby gitarzystę Michała Lokśa, który wraz z basistą Tomaszem Sztrekierem, perkusistą Konradem Fedorczakiem oraz grającym na trąbce Mateuszem Skrzypickim nagrali wspólnie płytę z czterema, praktycznie całkowicie instrumentalnymi utworami, sączącymi się spokojnie z głośników.
Formuła nie jest może nowa. Zdyscyplinowana sekcja rytmiczna, do tego trochę transowych gitar i nadająca charakteru całości trąbka. Podobny koncept wykorzystuje, zdobywająca coraz większe i zasłużone uznanie grupa Lonker See. Muzyka Hopper też broni się w stu procentach. Zespół gra nieco spokojniej niż wspomniany pomorski band, ale również umie zadbać o to aby wszystko trzymało się kupy i miało swój klimat. Pomimo dużej dawki transu i zapętleń nie sposób się nudzić przy tej muzyce. Panowie zadbali o każdy szczegół i mimo dużej dawki improwizacji, słychać że jest to granie przemyślane. W dodatku całość nagrali „na setkę”, za co również należą się brawa. Jeżeli więc lubicie nieco bardziej transowe i psychodeliczne oblicze gitarowej muzyki, Hopper jest zdecydowanie dla Was.
Hopper – s/t
Gusstaff Records 2019