W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Duet Rebeka już za sprawą wydanego sześć lat temu debiutu dość hucznie wszedł na nasz rodzimy muzyczny rynek, prezentując świeże spojrzenie na electro-pop, który w tym czasie świętował już swój triumf. Drugim albumem „Davos” tylko potwierdzili swoją mocną pozycję. Teraz zespół powraca z nową płytą „Post Dreams” i wychodzi na to, że to kolejny udany etap na ich artystycznej drodze.
Rebeka to jedna z tych grup, które już w momencie zapowiedzi premiery nowego krążka wzbudzają niemałe zainteresowanie. Dwa single promujące album zaostrzyły na niego apetyt, ale też nie wskazywały konkretnego kierunku w którym zespół pójdzie tym razem. To tylko wzmogło, i tak już ogromne, oczekiwania co przyniesie następczyni „Davos”. Teraz, kiedy płyta jest już dostępna, wszystko stało się jasne. I znów można Rebece pogratulować. Iwona Skwarek i Bartosz Szczęsny po raz kolejny udowodnili, że ich pozycja na polskiej scenie jest w stu procentach zasłużona. Już od pierwszego utworu słychać, że muzycy nigdzie się nie spieszyli i nie ulegali presji wypuszczenia kolejnego krążka. Finalny efekt jest bardzo udany.
Słuchając „Post Dreams” moją uwagę na pierwszym miejscu zwrócił fakt, że jest to album nieco „jaśniejszy” w swojej formie niż poprzedni krążek „Davos”. Duet sięga tu po różne odcienie muzycznych barw dość swobodnie wykraczając poza electro-popowe brzmienia. Nie brakuje świetnych melodii, jak choćby w otwierającym płytę „Indie” czy w energicznym „Cave Girl”, który znajdziemy w dwóch wersjach (dodatkowa „jogging version”), z kolei taneczny „Elesi” nasuwa lekkie skojarzenia z dokonaniami ich kolegów z Kamp!. Prawdziwym majstersztykiem jest za to utwór „Fale”, w którym zespół odważnie poszedł w zimnofalowe rejony. Ten bas i brzmienie gitary… Rewelacja. Nie można też pominąć świetnych wokali Iwony Skwarek, która z taką lekkością śpiewa z jaką pisze teksty. Myślę, że to obecnie jedna z najlepszych polskich wokalistek, której atutem jest perfekcyjna dykcja, co niekoniecznie jest dziś powszechne. Kolejne „Last Episode” i ‘Percival” to przykłady klasycznego stylu Rebeki, pulsujący bas, taneczny klimat oraz mała dawka melancholii. Bardzo ciekawie robi się przy końcu płyty. Spokojne „We Will Love You” z pięknymi partiami instrumentów smyczkowych bardzo ładnie kołysze i wprowadza nieco kojący klimat. Na koniec zostaje prawdziwa perełka, balladowa kompozycja „Mama” o nieco rozmytym, sennym klimacie powoli wycisza i zamyka album.
Na „Post Dreams” zespołowi udało się uniknąć tzw. „syndromu trzeciej płyty”. To płyta różnorodna ale równa. Przemyślana, ale nie przekombinowana. Zawiera wszystko co do tej pory było najlepsze w muzyce Rebeki, ale zespół nie zamyka się w swoim dotychczasowym stylu i odważnie szuka nowych rozwiązań, rozwijając go. Po raz kolejny wyszło znakomicie.