Wyczerpuje w stu procentach. To jest to rzemiosło – jestem śpiewakiem. To jest moja pierwsza profesja. Faktycznie obecnie w sztuce wokalnej, estradowej dominują piosenkarze, a nie śpiewacy. Twierdzę, że dzieje się to ze szkodą dla kultury muzycznej. Piosenkarz to ktoś, kto ma ładnie zaśpiewać co mu dają ładnego do zaśpiewania. Śpiewak jest kimś innym. Jest instrumentem przenoszącym pewien komunikat liryczny, taki sam jak przed wiekami.
Wczoraj wystąpił na OFF Festiwalu z pięknym koncertem bułgarski chór, którego muzyka spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Ty też z Monodią Polską (zespół wokalny Adama – red.) wykonujecie tradycyjne polskie pieśni w niespotykanych już dzisiaj skalach, innych niż dur-moll. Czy uważasz, że tradycyjna muzyka ma jeszcze szansę przebić się do szerszej publiczności?
Jeśli o to chodzi jestem sceptyczny. Muzyce tradycyjnej przyszło konkurować z tak koszmarną, głośną muzyką, jaką mamy teraz za plecami (rozmawiamy podczas koncertu gitarowego zespołu). To nie jest naturalna sytuacja, gdy ktoś gra lub śpiewa tak głośno. To jest choroba współczesności. Moim zdaniem muzyka nie występuje w takich okolicznościach, nie sposób jej usłyszeć przy takich decybelach. W tym kontekście muzyka tradycyjna, mówiąc slangiem, ma w plecy. Oczywiście jest w tej chwili na świecie publiczność, która ceni ten gatunek, ale na festiwalach folkowych i w eterze dominuje coś, co na polski tłumaczy się jako muzyka świata, czyli swego rodzaju esperanto.
Dzisiaj jednak występujesz na festiwalach, gdzie wiele tych światów się spotyka. Odpowiadają Ci te warunki czy wolisz bardziej kameralne miejsca? Czy tu również można oddać tego ducha Twojej muzyki?
To jest moja praca i gdzie to się odbywa jest rzeczą wtórną, chociaż sytuacje kameralne sprzyjają komunikatowi lirycznemu. Dzisiaj zadanie przed nami niełatwe, ale bardzo chętnie w to wchodzę. Choćby po to, by się z tym zmierzyć. Zaproponujemy publiczności rzeczy liryczne, ale tak sprofilowane, by można było przy nich tańczyć. Zarówno rzeczy z ostatniej płyty „Leśny Bożek” jak i wcześniejszych.
Muszę zapytać o wyjątkową płytę, jaką jest „Requiem Ludowe”. Dwukrotnie wysłuchałem je na żywo i zawsze obserwowałem jak mocny jest odbiór publiczności. Czy ten materiał wymaga od Ciebie innego podejścia podczas jego wykonywania i emocjonalnego zaangażowania?
Lubię śpiewać „Requiem”. Oczywiście, że jest ono wymagające, bo my po prostu umieramy na scenie. O tym opowiada ta całość i trudno się od tego oddzielić. Są tacy, którzy twierdzą, że to najważniejsza rzecz jak mi się muzycznie przydarzyła. Nie wiem, nie mnie to oceniać. Ostatnie wykonanie, które miało miejsce w Nowym Teatrze w Warszawie było świetne i żałuję, że tak rzadko gramy to na polskich scenach. Chciałbym, żeby pojawiło się w salach, filharmoniach czy świątyniach o ładnej, naturalnej akustyce.
Często podróżujesz na Bliski Wschód. Co jest dla Ciebie najbardziej inspirujące w tych podróżach?
Każdej zimy podróżuję w tamte rejony. Jestem fanem kultury arabskiej. Nie przemawiają do mnie opowieści o zagrożeniu muzułmańskim. To są brednie, często niestety podsycane. Islam jest w odwrocie, a ruchy integrystyczne są reakcją na zeświecczenie religijnych (do niedawna) społeczeństw. Osobiście nigdzie na świecie nie doświadczyłem takiej kultury – muzycznej i literackiej. Takiej dobroci, gościnności i i bezinetresownej życzliwości. Wreszcie uroda ich życia. To, że poza kulturą, kuchnią, pięknymi ubiorami i biżuterią są też znawcami zapachów - kadzideł i perfum. Każdej zimy od trzynastu lat ląduję na Bliskim Wschodzie, ale też w innych rejonach. Zacząłem od Magrebu, od Maroka i Sachary Zachodniej. Następnie wszystkie kraje Afryki Północnej, wielokrotnie Turcja i raz Syria. Wreszcie południe Półwyspu Arabskiego, do którego tęsknię szczególnie. Pogranicze Omanu i Jemenu. Góry Księżyca (nie mylić z Górami Księżycowymi w Tanzanii) gdzie rozbrzmiewa wspaniała muzyka, a wybrzeże morskie jest jedyne w swoim rodzaju. Przypomnę, to jest kraina Sindbada Żeglarza. Do dziś dnia piraci uprawiają tam swój proceder. Niestety z powodu wojny nie sposób wjechać do Jemenu. Są tacy śmiałkowie, ale ja do nich nie należę. Poczekam na uspokojenie sytuacji i chciałbym tam wówczas wylądować. Także dlatego, że występuje tam fenomen muzyczny: śpiewacy są równocześnie wirtuozami lutni. Myślę, że wokalistyka arabska jest obecnie najważniejszą, najpiękniejsza i najbardziej wyrafinowaną sztuką wokalną świata. Fakt, że zdominowała nas wokalistyka amerykańska jest moim zdaniem porażką. Nie jestem zainteresowany tym co i jak zagra ten czy tamten amerykański trębacz. Natomiast bardzo interesuje mnie co zaśpiewa jemeński lutnista.
Dziękuję za wywiad i życzę udanego koncertu.
Również dziękuję, polecam się pamięci.