Zdecydowanie mocną stroną filmu są zdjęcia. Łukasz Żal po raz kolejny utwierdza nas w przekonaniu o swoim talencie. Wystudiowane i kompozycyjnie perfekcyjne kadry przywodzą na myśl prace Jerzego Wójcika. Operator subtelnie operuje barwami i kontrastami, wzbogacając tym samym warstwę symboliczną obrazu. Wyjątkowo ciekawy wydaje się wybór dość nietypowego formatu 4:3. Rezygnacja z formatu panoramicznego doskonale wpisuje się w kategorię fragmentaryczności, która zdaje się być realizowana w „Zimnej wojnie” na kilku poziomach.

Obraz zaczyna się zupełnie spektakularnie. Piękne zbliżenie na pobrużdżoną twarz śpiewającego starszego mężczyzny, słyszymy ludową piosenkę. Kamera pokazuje kolejnych wiejskich muzykantów. W tle widzimy błotnistą drogę i chłopskie chaty. Potem następują kolejne wystudiowane ujęcia śpiewających chłopów. Piosenki są różne, od wesołych przyśpiewek po smutne miłosne ballady.
Pawlikowski od samego początku ustala ton, wątek sztuki ludowej będzie punktem wyjścia, który determinuje całościowo „Zimną wojnę”. Chwilę później słyszymy uroczą miłosną balladę, która będzie powracać w całym filmie – „Dwa serduszka, cztery oczy”. Pawlikowski odświeża w ten sposób bardzo dobrze znany w kulturze polskiej wątek chłopski przywoływany regularnie od romantyzmu. Jednocześnie ciekawie zestawia go z powojennym projektem rewitalizacji ludowości. Krytycznych ujęć chłopomanii było już multum, a jednak reżyserowi udało się nie zanudzić nas truizmami. Nie znajdziemy tu bezpośrednich zarzutów wobec płytkiej fascynacji prowincją. Obraz jest raczej postulatywny. Przeciwstawia wielkim narracjom romantycznym i młodopolskim popularną i chodliwą we współczesnej humanistyce koncepcje mikronarracji. W ten sposób polemika odbywa się już na poziomie samej kompozycji.

Ostatni film Pawlikowskiego jest opowieścią o miłości z wojną w tle. Nietrudno w takim projekcie uwikłać się niepotrzebnie w historiozoficzne i polityczne dygresje, oddalić się od rdzenia historii. „Zimna wojna” pozostaje tym, czym ma być od początku do końca – historią uczucia dwojga kochanków, Zuli, młodej dziewczyny z prowincji i starszego od niej Wiktora, muzyka i kompozytora. Tło historyczne jest wyraźne, ale zawsze pełni rolę podrzędną wobec głównego wątku i reprezentowane jest z perspektywy bohaterów. Co ciekawe, fragmentaryczna będzie również historia romansu. Całość rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat, w kilku różnych lokacjach. Pawlikowski z typową dla siebie syntetycznością daje nam więc tylko odpryski historii, a jednak całość wydaje się być bardzo gęsta. To właśnie przez rozbicie panoramicznej perspektywy reżyser najdobitniej polemizuje z romantycznymi i modernistycznymi paradygmatami. Z czułością i delikatnością wychwytuje biograficzne drobiazgi swoich bohaterów. Robi coś, o czym pisał Roland Barthes w swojej książce „Sade, Fourier, Loyola”. Według Francuza po upadku tradycyjnej koncepcji podmiotu, powraca on w zupełnie innej formie, niespójnej, fragmentarycznej, śladowej. Cytując krótką syntezę myśli Barthesa przeprowadzoną przez Zawadzkiego w tekście „Autor. Podmiot literacki”: „Jego [autora/podmiotu] obecność jest dana we fragmentach i resztkach, drobnych i nieznaczących z pozoru, pozostawionych w tekście odciskach, których odbiór i lektura nie ma charakteru poznawczego (rekonstrukcja i opis), lecz raczej etyczny (podmiot do kochania)”.

To właśnie zdaje się najbardziej pociągające w „Zimnej wojnie”. Pawlikowski daje widzowi krótkie spotkania, epizody, konstruuje podmioty kochające, ale co ważniejsze „podmioty do kochania”, które chwytamy przez chwile, tylko po to, by wymknęły nam się wraz z końcem każdego kolejnego epizodu. Z tego samego powodu film zaczyna się od szeregu ujęć różnych wiejskich muzykantów. Słyszymy kilka piosenek, ale żadna nie będzie odśpiewana do końca. Jednak odcisk pozostaje, słowiański urok rozproszony w materii filmowej powraca w urwanych melodiach, w gwałtownych miłosnych gestach Zuli, w zniszczonym fresku na ścianie zrujnowanej cerkwi. Widzimy i słyszymy tylko tyle, ile może uchwycić obraz filmowy, czyli prawie nic, zaledwie ślad.