W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Mateusza Franczaka trudno byłoby uznać za debiutanta. Grał w zespołach Daktari i How How. Współpracował z Hubertem Zemlerem, Maciejem Cieślakiem czy Karoliną Rec. Inspirował się jazzem, punk rockiem, noisem a nawet muzyką żydowską. Przy okazji swojego nowego, solowego albumu pokazuje się trochę z innej, delikatniejszej strony. Choć i tu nie zabrakło swego rodzaju szorstkości.
Na pierwszy rzut ucha może się wydawać, że mamy tu do czynienia z kolejną płytą rodzimego muzyka, utrzymaną w klimacie modnego w kraju nad Wisłą songwritingu. Wiadomo – gitara, wokal, do tego trochę ozdobników. Nic bardziej mylnego, bo choć faktycznie gitara jest głównym instrumentem Franczaka (przy okazji, całkiem niezłego multiinstrumentalisty) to całość brzmi zgoła inaczej niż większość tego typu materiałów. Jego granie jest surowe, oszczędne a momentami wręcz brudne.
Znacznie bliżej mu do gitarowego, alternatywnego grania spod znaku choćby wytwórni Sub Pop lat dziewięćdziesiątych minionego wieku niż do lirycznych ballad wszelkiej maści songwriterów.
Nie zabrakło tu jednak naprawdę ładnych melodii, do których Franczak śpiewa w bardzo zróżnicowany sposób. Od falsetu w otwierającej album kompozycji „Hold Your Fire” oraz w fortepianowym „Over” po niższy śpiew w „Defy”, kojarzącym się nieco klimatem z brzmieniem Arab Strap. Ten kontrast pomiędzy brudem brzmienia, melodią i delikatnością wokalu jest jednym z największych atutów „Night-night”. Nie brakuje tu też eksperymetów w postaci ambientowych wycieczek w kolejnych utworach „Pointing” i „Revealing”. Gitarowa łagodność wraca wraz z zamykającym album „Fool”.
Te osiem utworów urzeka lekkością i autentycznością. Nie są one nagrane perfekcyjnie i to jest kolejny atut tej płyty. Franczak pokazuje, że do stworzenia intymnej atmosfery nie trzeba wygładzonych brzmień i produkcyjnych sztuczek. Wystarczy kilka dobrych akordów, z których powstają dobre melodie. Takich na „Night-night” jest pełno. I świetnie się ich słucha.