W internecie pojawiły się zarzuty wobec Szumowskiej za wzięcie na warsztat historii zwykłego człowieka i wielkiego osiągnięcia transplantologii tylko po to, żeby wyśmiać je kontekstem, w jakim osadzony jest film. Znaleźć można także głosy, które mówią o przekłamaniu prawdziwych wydarzeń. Agresja ta jest o tyle nieuzasadniona, że jedynym hasłem wywoławczym, które mogłoby odnosić wydarzenia filmowe do realnych jest (i tak wyolbrzymione) „pierwszy całościowy przeszczep twarzy w Europie”. Nie padają prawdziwe nazwiska, nie pojawia się informacja o oparciu historii na faktach (jedynie o "inspiracji prawdziwą historią"), krajobraz miejski (szpitalny) i wiejski trudno podporządkować wizualnie jakiejkolwiek lokalizacji. Gwałtowne reakcje wpisują się jednak metakomentarzem w obraz Polski, jaki przedstawia i być może przerysowuje Szumowska.
Internetowa brać łączy się solidarnie przeciwko wykorzystaniu tragedii i nieszczęścia człowieka, który podczas pracy nad budową pomnika Jezusa ulega poważnemu wypadkowi. Zupełnie, jakby nie zauważała ogólnego wydźwięku filmu – koniec końców oszpecenie Jacka (w tej roli Mateusz Kościukiewicz) okaże się jego kartą przetargową i zwycięstwem. Nie przejmie on mentalności cierpiętnika. Mimo uszczerbku na zdrowiu, jego optymizm i chęć życia nie gasną, w związku z czym rodzina i mieszkańcy odczuwają dyskomfort w traktowaniu „nowego” Jacka. Bohater w ich mniemaniu postępuje zupełnie wywrotowo – by zdobyć pieniądze na rehabilitację zgadza się wejść w rolę ofiary, odegrać poszkodowanego, wyciągniętego prosto z naciągających ludzi programów telewizyjnych, które ogląda jego matka. Potrafi wykorzystać swoje pięć minut w blasku fleszy, by zarobić pieniądze, których brak dzielił go od spełnienia marzenia o wyjeździe. Zostaje modelem. Swoją dziwną, opuchniętą, beznamiętną twarzą reklamuje produkty różnych marek, które rzekomo pomagają mu odzyskiwać utraconą urodę.
2. Recepcja
Podczas seansu Twarzy można trzymać się ze śmiechu za brzuchy, a potem wstydliwie kulić w fotelu, bo chyba trochę nie wypada. Cóż jednak zrobić, skoro ta nasza Polska taka śmieszna? Cóż począć wobec tego karnawału kiczu i nieporadności? Tak, z samych siebie się śmiejemy – dlaczego? Pewnie dlatego, że nam wolno. Co innego ktoś obcy, dajmy na to, berliński festiwalowicz. Wtedy z Polaków i z Twarzy śmiać się nie można, gdyż historia odrzucenia oszpeconego bohatera przez najbliższe otoczenie jest bardzo przygnębiająca i tak mamy o niej myśleć.
3. Optyka
Filmowy obraz rozmywa się w nieregularnej winiecie. Mała głębia ostrości sprawia, że na dużym ekranie ostre jest jedynie niewielkie pole obrazu. Mogłoby się wydawać, że w ten oto sposób Michał Englert jeszcze bardziej, niż jest wpisane w zawód operatora, manipuluje tym, co ma oglądać widz. A jednak nie – to manipuluje reżyserka. Zawężona widoczność znajduje fabularne uzasadnienie dopiero w drugiej części filmu. Wystarczająco późno, by zdążyć się tym zabiegiem formalnym zmęczyć, ale też by przyzwyczaić się do niego.
4. Likwidacja gęby
Na potrzeby roli Mateuszowi Kościukiewiczowi odebrano twarz i głos. Nie jest to poświęcenie na miarę Petera Mayhewa, Davida Prowesa czy Andy’ego Serkisa, którzy za cenę swojego wyglądu i rozpoznawalności wykreowali kultowe postacie kina. Niemniej jednak każde ograniczenie środków aktorskich – w tym wypadku mimiki oraz dykcji – będzie dla wykonawcy wyzwaniem. Kościukiewicz opowiada historię Jacka przy pomocy ciała i robi to tak, że uwadze widza nie uchodzi żadna emocja. Zdeformowana, jakby ukąszona przez osę twarz estetycznie nikogo nie odstraszy, ale też nie można powiedzieć, by zachwycała – jest po prostu brzydka. A jednak po komentarzu fotografa: „Czy pan się teraz uśmiecha? Tak? To proszę poważniej”, w odpowiedzi na który Kościukiewicz-Jacek porusza się niezdarnie, jakby chciał coś zmienić, lecz wszyscy wiemy, że nie może – beznamiętna maska nabiera wyrazu i uczłowiecza się właśnie poprzez ten gest bezsilności.
5. Trzy kobiety
Dwie złe i jedna dobra. Znakomita Anna Tomaszewska w roli podejrzliwej matki, eteryczna Małgorzata Gorol jako słowiańsko-wiejska femme fatale i chyba najbardziej subtelna postać siostry Jacka w wykonaniu Agnieszki Podsiadlik, balansującej między delikatnością a determinacją. Matka po wypadku syna snuje teorię spiskową – uważa, że został on podmieniony w szpitalu (niczym niemowlę), a do domu przyszedł „tamten”, jak określa dawcę nowej twarzy. Traktuje Jacka z nieukrywaną wrogością. W konfesjonale wyznaje, że zachowuje się on dziwnie i patrzy na nią jak jakiś zboczeniec. Postać Dagmary, ekspedientki w wiejskim sklepiku, skonstruowana jest podwójnie. Przedstawiona jest jako wybranka serca Jacka, widziana jego oczami i w jego marzeniach, gdy galopują razem przez łąkę na rumaku w rytm disco-polskiej wersji L’Amour Toujours, co skontrastowane zostaje z jej tchórzliwym zachowaniem w stosunku do narzeczonego już po jego wypadku i znalezieniem sobie innego towarzysza życia. Matka Dagmary (Iwona Bielska) broni jej decyzji – ze związku z Jackiem musiałyby wyjść bardzo brzydkie dzieci! W postaci Dagmary Małgorzata Gorol łączy w całość prostoduszność i dziewczęcą naiwność z temperamentem wampa, efektem czego jest postać równie intrygująca, co irytująca.
Siostra Jacka obiecuje mu, że zrobi wszystko – chociaż jeszcze nie wie co – by narzeczeni wrócili do siebie. „Wszystko” okazuje się niezbyt zgrabnie przeprowadzoną rozmową z matką i córką, niemniej postawa siostry świadczy o jej szczerej potrzebie pomocy Jackowi i miłości do niego. Postać Podsiadlik jest właściwie żywcem wyjęta z kafkowskiej Przemiany – kobieta tłumaczy nieartykułowane wypowiedzi brata na „ludzki” język, karmi go, gdy niedowład twarzy nie pozwala mu odżywiać się samodzielnie, zawsze staje w jego obronie i jest jego największą przyjaciółką. Nieprzystająca do pozostałych członków rodziny tak samo jak Jacek, nie ma w sobie tyle brawury, co on, by postawić się im wszystkim. Wydaje się, że to dzięki wypadkowi brata nabiera pewności siebie. W konfesjonale jej mąż (Robert Talarczyk) skarży się na oziębłość żony, która cały swój czas poświęca opiece nad bratem.
6. Polskie pejzaże
Szumowska przyzwyczaiła nas do niejednoznacznych, ciekawych i skomplikowanych postaci, których wyjątkowe losy wydarzają się na tle zwykłych czasów i zwykłych miejsc. Tym razem jednak kontekst przytłoczył bohaterów. Gdyby nie Polska, w Twarzy zabrakłoby wielu tak soczystych, jak i żenujących motywów. Wracając więc jeszcze na koniec do wspomnianego karnawału kiczu – podsumujmy, z czego się składamy. Na pewno z ksenofobicznych i rasistowskich żartów (łącznie z nazwaniem psa imieniem „Cygan”), rodzinnych hierarchii, kłótni przy stole i nad grobem; z wiary w symbole, układy i tradycję, z kościołem i księdzem na czele; z poczucia obowiązku wobec bliźniego, ale nie miłosierdzia. Życzenia świąteczne traktujemy jako listę oczekiwań w stosunku do drugiej osoby – tak jak Jacek słyszy, że ma obciąć włosy, znaleźć żonę, wyjechać z tego kraju, zostać w tym kraju i przestać słuchać metalu. W telewizji Krzysztof Ibisz, pasterka odśpiewana na rauszu, pod sklepem pozdrowienia od miejscowych filozofów, a komunijne dziecko podjeżdża pod kościół karetą. Na górującym nad rozległą niziną wzgórzu wyrasta gigantyczna postać Jezusa, który odwraca kamienną głowę za tym, który nie dokończył pracy nad swoim opus magnum. A może już nie chce patrzeć na „wieś spokojną, wieś wesołą”.