Touch me not trudno właściwie nazwać filmem – to raczej zdarzenie na granicy performensu, spowiedzi lub grupowej terapii. Pintille szuka dobrego języka do opowiadania o seksualności i robi to na naszych oczach, świadomie pokazując kulisy powstawania dzieła (a to się jakiś fragment statywu zaplącze w kadr, a to będziemy świadkami aktorskiego, językowego potknięcia). Ten film to rozmowa z bohaterami, widzami i z historią reżyserki.
Z kolei dla Szumowskiej kino jest narzędziem, które ma dawać po tytułowym ryju (festiwalowy tytuł „Mug” dobrze oddaje charakter filmu). Polska reżyserka sięgnęła po temat, co do którego można było się spodziewać, że stanie się eksportowym hitem – bo i przecież kto by się nie śmiał z polskiej manii wielkości i religijnych obsesji, których symbolem stała się gigantyczna figura Chrystusa w Świebodzinie. W połączeniu z niekwestionowanym talentem Szumowskiej do budowania narracji i tworzenia zrozumiałej dla europejskiego widza metaforyki Twarz szła na pewne zwycięstwo. Tak też się stało, widownia w Berlinie zaśmiewała się do łez ze scen polskiego piekiełka, a Srebrny Niedźwiedź dla reżyserki nie był dla nikogo zaskoczeniem. Sukces polskiego kina oczywiście cieszy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w Twarzy brakuje tego wszystkiego, co dostarcza Touch me not, to znaczy zrozumienia dla bohaterów i troski o nich. Szumowska nie chce rozumieć dlaczego mamy Świebodzin, agresję i niechęć do inności. W Twarzy epatuje polskością, a właściwie wyobrażeniem o niej, w zabawny sposób obnażając małość i wystawiając ją na widok publiczny. To oczywiście robi stosowne wrażenie, jest momentami zabawne, momentami straszne, może też bywa sprawiedliwe, ale brakuje w tym wszystkim społecznej wrażliwości, pytania o przyczyny i odrobiny zrozumienia dla bohaterów. Okrucieństwo i paternalizm z jakim traktuje swoje postaci Szumowska nie zaprasza do żadnej rozmowy. Zaprasza za to do odwetowego ciosu. Po ryju.
"Touch me not"
reż. Adina Pintilie
"Twarz"
reż. Małgorzata Szumowska