Werdykt jury także nie pozostawia wątpliwości, co do tego, że kino kobiet ma teraz swój czas – główne nagrody Berlinale przypadły reżyserkom – Małgorzacie Szumowskiej (Twarz) i Adiny Pintille (Touch me not). I choć obydwie reżyserki to kobiety pochodzące z krajów dawnego bloku wschodniego, to na tym w zasadzie kończą się podobieństwa między nimi i tym, co zaproponowały widzom tegorocznego konkursu głównego.

Touch me not trudno właściwie nazwać filmem – to raczej zdarzenie na granicy performensu, spowiedzi lub grupowej terapii. Pintille szuka dobrego języka do opowiadania o seksualności i robi to na naszych oczach, świadomie pokazując kulisy powstawania dzieła (a to się jakiś fragment statywu zaplącze w kadr, a to będziemy świadkami aktorskiego, językowego potknięcia). Ten film to rozmowa z bohaterami, widzami i z historią reżyserki.
Zwraca w nim uwagę troska i szczerość, z jaką Pintille traktuje swoje postaci. Tłumaczy odruchy wstydu i obrzydzenia i jednocześnie pozwala na mierzenie się z pytaniem o to, co nam właściwie chodzi w seksie – czego szukamy, czego się boimy, a czego tak naprawdę pragniemy. Kręcone blisko ciała sceny nagości, która równie często zachwyca, co budzi obrzydzenie, karzą przemyśleć stereotypy dotyczące seksualności  i sposobów pojmowania piękna i zapraszają do wycieczki, która nie jest komfortowa, ale koniec końców przynosi ulgę i wolność. Pintille pokazała w Touch me not, że kino może jednocześnie przełamywać komfort widza oraz opiekować się jego pragnieniami i emocjami.

Z kolei dla Szumowskiej kino jest narzędziem, które ma dawać po tytułowym ryju (festiwalowy tytuł „Mug” dobrze oddaje charakter filmu). Polska reżyserka sięgnęła po temat, co do którego można było się spodziewać, że stanie się eksportowym hitem – bo i przecież kto by się nie śmiał z polskiej manii wielkości i religijnych obsesji, których symbolem stała się gigantyczna figura Chrystusa w Świebodzinie. W połączeniu z niekwestionowanym talentem Szumowskiej do budowania narracji i tworzenia zrozumiałej dla europejskiego widza metaforyki Twarz szła na pewne zwycięstwo. Tak też się stało, widownia w Berlinie zaśmiewała się do łez ze scen polskiego piekiełka, a Srebrny Niedźwiedź dla reżyserki nie był dla nikogo zaskoczeniem. Sukces polskiego kina oczywiście cieszy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w Twarzy brakuje tego wszystkiego, co dostarcza Touch me not, to znaczy zrozumienia dla bohaterów i troski o nich. Szumowska nie chce rozumieć dlaczego mamy Świebodzin, agresję i niechęć do inności. W Twarzy epatuje polskością, a właściwie wyobrażeniem o niej, w zabawny sposób obnażając małość i wystawiając ją na widok publiczny. To oczywiście robi stosowne wrażenie, jest momentami zabawne, momentami straszne, może też bywa sprawiedliwe, ale brakuje w tym wszystkim społecznej wrażliwości, pytania o przyczyny i odrobiny zrozumienia dla bohaterów. Okrucieństwo i paternalizm z jakim traktuje swoje postaci Szumowska nie zaprasza do żadnej rozmowy. Zaprasza za to do odwetowego ciosu. Po ryju.

"Touch me not"
reż. Adina Pintilie

"Twarz"
reż. Małgorzata Szumowska