To, co najbardziej cenię w twórczości Piotra, to jego artystyczna świadomość oraz lekkość i swoboda, z jaką pisze i aranżuje swoje utwory. Birch zdecydowanie nie ogląda się na mody, lecz konsekwentnie rozwija swój styl. Słychać, że jest zakochany w amerykańskich folkowych brzmieniach, ale gra tak przekonująco i naturalnie, że naprawdę trudno byłoby zarzucić mu brak autentyczności. Nie inaczej jest na „Inner Anxiety”.

W odróżnieniu od poprzedniej płyty, nagranej wraz z całym zespołem, tutaj Piotr ogranicza środki do minimum, stawiając głównie na akustyczne gitary oraz swój głos, którym towarzyszą oszczędne aranżacje, dodające muzyce smaku.
Sprawdza się to znakomicie.

Płytę otwiera nieco mroczny i wyrazisty „The Magical Rope”, który wprowadza w klimat całości. Zaraz po nim spokojna ballada „Under The Willows” z urokliwym tekstem. Singlowa „Melinda” ma za to potencjał na mały, wpadający w ucho hit. W kolejnych utworach, jak np. „My Dear Ivene”, nawiązuje do klasycznych amerykańskich ballad. Ciekawie brzmi „Quarantine” z długą lecz nie nużącą, brudną, gitarową solówką. Ta pojawiająca się tu raz po raz surowość jest kolejnym atutem albumu.



Ciekawe jest też, że często na końcu swoich płyt Birch umieszcza moim zdaniem najlepsze utwory. Tak jest także tutaj. Dwie ostatnie kompozycje – „Unlovable Man” i „His Life Was Stuck Inside Her Butt” to prawdziwe majstersztyki. Niby spokojne, proste ballady a jednak zagrane w taki sposób, że na długo zostają w pamięci. Nie wiem jaki niepokój gościł w sercu Petera, ale artystycznie wyszedł mu na dobre. „Inner Anxiety” to chyba jego najbardziej dojrzała płyta i duży krok naprzód w jego prawie już dziesięcioletniej działalności. Tak trzymać!

Peter J. Birch – Inner Anxiety
Gusstaff Records 2018