Z płytami w moim przypadku jest tak, że kosztują mnie one sporo sił i energii, a w każdym razie wiele trzeba żebym odczuł spokój i satysfakcję, że to już koniec pracy. Ale jak już je wypuszczę, to przestaję traktować je jak swoją własność, to raczej takie dziecko, które przeprowadziło się na swoje. Troska jest, nie ma kontroli i resentymentów. Oczywiście zapoznaję się z recenzjami i wzbudzają one we mnie pewne emocje, ale głównym odczuciem jest ulga, że wypuściłem kolejny materiał i że żyje on już swoim własnym życiem. Cieszy mnie bardzo pozytywny odbiór płyty, choć nigdy nie jest on stuprocentowy. To zrozumiałe, że nie każdemu będzie to podchodziło. Przyjęcie płyty jest jednak generalnie bardzo miłe i przyjemnie jest się zapoznawać z takimi opiniami, bo włożone w to zostało sporo pracy, wysiłku duchowego i intelektualnego.
Patrząc na Twoją dotychczasową dyskografię, zastanawiam się, jak Ty ją odbierasz? Jako jedną spójną całość czy może któryś z Twoich trzech albumów jest dla Ciebie wyjątkowy?
Na pewno „Liebestod” i „Rite Of The End” są sobie bliższe. Z kilku względów, choćby dlatego, że nie były one zamówieniem jak było w przypadku „Komplety” (debiut - red.). Były albumami, które rodziły się siłami własnej woli, po prostu bardzo chciały przyjść na świat. Mam jednak poczucie, że każdy z trzech albumów opowiada jakąś cześć tej samej historii. W trochę inny sposób, innymi słowami, używając innych środków, ale w moim sercu składają się one na jedną historię, podzieloną na jakieś etapy.
Jesteś klasycznie wykształconym muzykiem i ta klasyka jest bardzo mocno słyszalna w Twojej muzyce, ale łączysz ją z elektroniką. Kiedy te dwa światy zaczęły się u Ciebie łączyć i który z nich jest Ci obecnie bliższy? Klasyka czy elektroniczne eksperymenty?
Bliżej mi do akustycznych instrumentów.
Każda z Twoich płyt kojarzy mi się z obrazem czegoś. Np. „Kompleta” z modlitwą, a „Liebestod” z „Tristanem i Izoldą”. Czy tworząc, masz już wcześniej w głowie jakiś obraz, który Cię inspiruje do działania czy może dopiero podczas tworzenia pojawia się obraz, który mógłby być tłem do tych dźwięków?
Nie mam obrazów, które byłyby inspiracją. W teorii było tak z ostatnią płytą dlatego, że motywacją, aby zabrać się za pracę nad nią, było zamówienie ze strony Stephane Gregoire, czyli szefa Ici d’ailleurs (francuski wydawca płyt Stefana – red.) na przełożenie na dźwięk obrazów Francisa Mesleta pod jego wernisaże. Tyle tylko, że ta inicjatywa bardzo szybko się uniezależniła. Przestałem do tego podchodzić jak do zamówienia. Przestałem myśleć o tym jako o opcji ilustrującej te zdjęcia, jako o całości przeznaczonej na wernisaż. Zacząłem natomiast myśleć o tym jako o całości, którą ma się przekuć na album. Pierwszy sygnał do rozpoczęcia pracy był związany ze zdjęciami, natomiast był to tylko i wyłącznie impuls. Nic więcej. Na zbiór tych zdjęć spojrzałem tylko raz, na samym początku.
Dzisiaj występujesz w ramach festiwalu Ars Cameralis. Jakie są Twoje najbliższe plany?
To jest ostatni mój koncert z tym materiałem w tym roku, jeszcze tylko 9. grudnia gram improwizowaną ścieżkę dźwiękową solo do filmu „Powódź” podczas Festiwalu Filmu Niemego w Krakowie. Ciekawa sprawa, francuski thriller katastroficzny z 1924 roku. Bardzo intensywnie pracuję też nad ukończeniem muzyki do filmu dokumentalnego Kuby Mikurdy o Walerianie Borowczyku. Jego premiera zaplanowana jest na początek przyszłego roku. Wydaje mi się, że to będzie dobra rzecz. W nagraniach brali udział bardzo dobrzy muzycy, jak Hubert Zemler, Paweł Szamburski, mój brat Tomek Wesołowski - fagocista i mój brat Piotrek Wesołowski jako pianista oraz Ania Pašić, która dzisiaj też gra za mną. Pod koniec lutego w niemieckiej wytwórni Denovali ukaże się też album „Nanook of the North”, czyli płyta nagrana wspólnie z Piotrem Kalińskim aka Hatti Vatti. A, no i jeszcze jakiś czas temu zrobiliśmy wspólnie z Michałem Jacaszkiem materiał na specjalne zamówienie festiwalu „Solidarity Of Arts”. W najbliższych dniach będziemy to rejestrować i w przyszłości ukaże się to płytowo. To są te najbliższe reczy. Na przyszły rok w planach są też kolejne koncerty, zarówno w Polsce, jak i w kilku innych ciekawych krajach świata, ale póki co, jest za wcześnie, by o tym mówić.
W takim razie trzymamy kciuki. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Dziękuję. Bardzo było mi miło.
Katowice 10.11.2017 Ars Cameralis