Stefan Wesołowski to obok Michała Jacaszka (z którym wielokrotnie zresztą współpracował, również podczas nagrywania tego wydawnictwa) jeden z najciekawszych obecnie polskich kompozytorów, którego twórczość wymyka się łatwemu zaszufladkowaniu. Jest klasycznie wykształconym skrzypkiem oraz producentem. W swojej twórczości z łatwością przekracza utarte granice, łącząc muzykę klasyczną z elektroniką oraz ambientem. Na zamówienie ojców Dominikanów nagrał „Kompletę” – swój debiutancki album, który był  utworem napisanym do tekstów brewiarzowych na dwa głosy, kwartet smyczkowy i elektronikę̨. Jego kolejna płyta „Liebestod” (2013) spotkała się z  entuzjastycznym przyjęciem zarówno słuchaczy jak i mediów na całym świecie. Nie inaczej będzie zapewne przy okazji „The Rite Of The End”


Stefan Wesołowski, fot.
Rafał Kolsut

Trwająca niespełna czterdzieści minut płyta składa się z sześciu części splatających się w jedną spójną całość. W warstwie czysto muzycznej klasyka przenika się tu z elektroniką, naturalnym brzmieniem skrzypiec, wiolonczeli czy puzonu, tworząc niezwykłe dźwiękowe pejzaże. Największym atutem tego wydawnictwa jest jednak atmosfera jaką udało się zbudować kompozytorowi w poszczególnych częściach. Zaczyna się od mrocznego, ambientowego „Prelude”. Później „Frame II”, który nasuwa skojarzenia z poprzednim krążkiem artysty „Liebestod”. W kolejnym, świetnie zaaranżowanym „Rex, Rex!” pełno jest muzycznych niuansów, zgrabnie wyłaniających się spod grubej warstwy dźwięku. Natomiast tytułowy „Rite Of The End” (mój ulubiony na tej płycie) to piękna, ponad ośmiominutowa, ambientowa suita, która urzeka swoją przestrzenią, łagodnością ale też kosmicznym charakterem. Piąty z kolei utwór „Seven Maidens” chyba najbardziej ze wszystkich zbliżony jest w swym charakterze do klasycznej kompozycji, w której słyszymy delikatną, melodyjną fortepianową frazę oraz towarzyszące jej skrzypce oraz wiolonczelę. Razem składają się na piękną, kojącą miniaturę. Natomiast ostatni, „Hoarfrost II” zaskakuje swoją niepokojącą atmosferą oraz industrialnymi wręcz fragmentami. Bardzo mocne zakończenie.

„Rite Of The End” to album przepełniony różnymi barwami i odcieniami dźwięków. Od melancholii poprzez mrok, aż po czyste piękno. Po przesłuchaniu płyty czujemy się, jakbyśmy uczestniczyli w nie do końca realnej podróży gdzieś daleko od ziemi, z dystansu obserwując cały koloryt odległego świata. Po jej zakończeniu mamy od razu ochotę na kolejny raz. Możemy to łatwo uczynić naciskając ponownie przycisk „play”… I choć kiedy to piszę mija dopiero lipiec, uważam, że tą płytę już teraz można uznać za jedną z najlepszych,  jeśli nawet nie najlepszą z wydanych w tym roku.

PS. Polskie wydanie albumu można zakupić poprzez sklep Gusstaff Records.



Stefan Wesołowski  - Rite Of The End
Mute Song,  Ici D'ailleurs 2017