Tomek Charnas: – Tramwaj zwany pożądaniem albo podążaniem do własnej książki – kiedy u Ciebie ruszył? Pamiętasz moment, w którym stwierdziłaś: teraz albo nigdy, wsiadam do pociągu z literaturą, wagon dla autorek i autorów, przedział: historie z dreszczykiem?

Magda Stachula: – Od zawsze chciałam pisać, ale zawsze z jakichś powodów musiałam odraczać pisanie. Dopiero niedawno postanowiłam wreszcie dać sobie szansę – gdy odkryłam niezwykły praski mazací tramvaj, który jeździ po mieście, by naoliwiać tory, a zamontowana w nim kamera HD rejestruje życie miasta i jego mieszkańców. Wystarczyło jedno spojrzenie, ułamek sekundy i pojawiła się myśl: to idealny motyw! Muszę to wykorzystać.
Pasja do web kamer cechuje jedną z bohaterek, poza osobistymi problemami i maniami, które jej przypisałam, by zbudować fabułę. Od początku wiedziałam, że stworzę powieść z dreszczykiem. Sama lubię takie czytać, więc nie mogłam pisać inaczej.

Nie boisz się osadzenia w roli „debiutantki” w kryminale, jako „podejrzana” autorka, bo nieznana i spoza „środowiska”? Zostałaś już doceniona przez blogerki i dziennikarzy jako twórczyni dobrze skrojonego thrillera psychologicznego i polska odpowiedź na sukces „Zaginionej dziewczyny” i „Dziewczyny z pociągu”, ale to chyba dopiero początek?


Nie boję się. Jestem debiutantką, cieszę się, że ten moment nadszedł i że to właśnie zdarzyło się z „Idealną”. Porównywanie mojej książki do „Zaginionej dziewczyny” czy „Dziewczyny z pociągu” to podpowiedź dla czytelników, jaki to gatunek i czego mogą oczekiwać. „Idealna” tak jak wyżej wymienione książki jest thrillerem psychologicznym w nurcie domestic noir, ale to zupełnie inna historia.

I często-gęsto polska! A szpikulec do lodu w „Idealnej” to pamiątka po Raymondzie Chandlerze czy okaz z „Nagiego instynktu”? Zastanawia mnie, czy bliżej Ci do powieściowego, czy jednak filmowego myślenia o thrilleryzowaniu ludzi...

Oczywiście zawsze bliżej mi do powieściowego. Ale tu muszę Cię zaskoczyć, bo ani Chandler, ani „Nagi instynkt”, tylko niezwykła Aomame z „1Q84” Harukiego Murakamiego zainspriowała mnie.

Na wiele sposobów już pokazywano, że „Zemsta jest kobietą”. Ale u Ciebie złość, zazdrość, żądza, obsesja, determinacja, zdrada... – wszystkie są rodzaju żeńskiego nie tylko jako rzeczowniki. Sprawdzasz w działaniu, na ludziach znaczenie tych słów. Odsłaniasz zakres pojęciowy i obrazujesz skutki. Niektóre amerykańskie dziennikarki tu poszukują źródła sukcesu sensacyjnych książek, w których prym wiodą postfeministyczne wojowniczki: imperfekcyjne panie domu i wkurzone na męski porządek babki.
Teraz to one obmyślają intrygi i same wymierzają sprawiedliwość. Sama szukałaś nowych wrażeń?


Myślę, że kobiety potrzebują pokazania swojej mocnej strony. Nie interesują nas już te wszystkie delikatne, kruche istotki z drugiego planu, uzależniające własne poczucie wartości od mężczyzny u swego boku. Chcemy bohaterek, które potrafią walczyć o swoje. Okazują się silne, zdeterminowane i skuteczne. A to, że wychodzi przy tym ciemna strona człowieka… któż jej nie ma? Poza tym to przecież ciekawsze, jeśli akcja powieści rozgrywa się w bliskiej i znajomej nam rzeczywistości. Czytamy już nie tylko o dziewczynach z Londynu czy Nowego Jorku, ale o bohaterkach z naszego rodzimego Krakowa, które bywają w tych samych miejscach co my. I mrocznych, i mocno wciągających...

Historie ludzi i ich zagrania, z teraz i kiedyś, poznajemy w Twojej powieści z różnych punktów widzenia: Anity, Adama, Marty i Eryka. Dzięki zmianie perspektywy narracyjnej zyskałaś szansę, by wejść w spodnie, do głowy mężczyzn: puszczalskiego męża i nieojca Adama oraz kłopotliwego artysty, Eryka. Jakie to uczucie pobyć w męskiej skórze –miesiącami! – i czekać na opinię facetów o tym, jak widzisz-piszesz biedne plemię menów? Boisz się genderowej krytyki?

Bardzo przyjemnie tworzyło mi się męskie postacie. Tym bardziej cieszą mnie wszystkie pozytywne opinie od panów, którzy piszą, że doskonale udało mi się uchwycić męski sposób postrzegania świata. Pojawiały się też komentarze, że chyba nie lubię mężczyzn, pokazując ich w ten sposób, o którym mówisz, ale to kompletnie nie jest prawdą. Bardzo lubię panów i starałam się pokazać oprócz ich niechlubnych cech także to, w czym według mnie bywają lepsi od kobiet. Mam tu na myśli podejście do problemu bezdzietności. Anita popada w obłęd, przestaje wychodzić z domu, sytuacja ją przerasta, a to jej mąż szuka konkretnego rozwiązania, nie ma zamiaru zadręczać się, gorzknieć. Próbuje przekonać żonę, że wiele ludzi nie ma dzieci i nie robi z tego tragedii. Zawsze podziwiałam w mężczyznach pragmatyzm.

Kobiety walczące: z samotnością lub opuszczeniem, brakiem potomstwa, niespełnieniem, przemocą psychiczną, ekonomiczną, seksualną – to dzisiejsze heroiny powszednie, podupadłe w swojej codzienności. Nowe polskie prozy słabo i rzadko dotykają tych problemów, chyba z obawy przed banalizacją ważnych tematów społecznych. W swoim emocjonalnym miejscami pisaniu jednak odważyłaś się zaangażować: przedstawiasz utytłanych niegodnymi uczynkami ludzi i ich sekreciki, sprawki, o których mało kto ma pojęcie. Sądzisz, że literacki pop powinien się mierzyć z ważnymi kwestiami obyczajowymi i zagadnieniami psychologicznymi?

Uważam, że każdy gatunek jest dobry do przekazywania wszelakich treści. A thrillery mają bardzo rozbudowany portret psychologiczny bohaterów, jest to konieczne do pokazania motywów kierujących ich postępowaniem, a to daje możliwość pokazania wnętrza bohatera, jego rozterek, najskrytszych myśli, często haniebnych życzeń i uczynków. Literacki pop jest jak najbardziej idealny do poruszania ważnych kwestii obyczajowych czy psychologicznych.

Twoja powieść ujawnia wciąż słabo zbadane i opisane dramaty dzisiejszych trzydziestolatków: jak rozpadają się więzi rodzinne, romantyczne związki i przyjaźnie, albo nie mają szansy zaistnieć dobre relacje sąsiedzkie czy zdrowo kumpelskie, tak w pracy, jak w nowych domach z betonu (no i eleganckich krakowskich kamienicach). Jakbyśmy nie tyle nie potrafili, ile nie chcieli zbyt głęboko poznać ludzi obok nas. Pozazdrościłaś Skandynawom rysu socjologicznego i etnograficznego w ich powieściach?

Jestem trzydziestolatką i te tematy są mi bliskie. Obserwuję ludzi, rozmawiam ze znajomymi, wiem, z jakimi problemami borykają się dzisiejsi dorośli. Nowe technologie dają nam mnóstwo możliwości, choćby wspominane kamery do monitoringu wizyjnego, które pełnią nadrzędną rolę w powieści, ale także wpływają na sposób życia. Moje bohaterka chętniej przebywa w stworzonej przez siebie rzeczywistości, oglądając z ukrycia Pragę i jej mieszkańców niż z własnym mężem. Chciałam pokazać, że mimo możliwości, jakie składa nam współczesny świat, taka pierwotna, szczera rozmowa jest wciąż bardzo ważna. Coraz częściej spędzamy więcej czasu ze znajomymi w sieci niż w rzeczywistości. Jeśli moi bohaterowie rozmawialiby ze sobą, nie interpretowaliby pochopnie, błędnie rzeczywistości, uniknęliby nieporozumień, powolnego rozpadu ich związku. A to niestety nie tylko fikcja literacka, tak często bywa w prawdziwym życiu.

Tytuł powieści to „Idealna”, ale każda z postaci ma jakąś skazę, nosi w sobie niejeden dramat, popada w konflikty, mimowolnie. Od początki pisania chciałaś tak balansować na granicy przemieszania ludzkich typów, ich losów i niejednoznaczności motywacji? Po tym znać twój przepis na thriller psychologiczny?


Chciałam stworzyć bohaterów prawdziwych, a więc nie białych, nie czarnych, tylko kolorowych, takich jak my, nieidealnych. Nie zależało mi, aby jednej postaci kibicować, a drugiej życzyć, aby podwinęła się noga. Chciałam, aby każdy odnalazł coś z siebie w każdym z bohaterów. Zależało mi też na pokazaniu, jak przeszłość może rzutować na późniejsze życie. Zaniepokoić czytelnika, sprowokować go do zadania sobie pytania, czy przypadkiem ja kiedyś nieświadomie nie zrobiłem czegoś, za co będę musiał zapłacić?

Anita, jedna z głównych bohaterek i narratorek „Idealnej”, zamykając się w domu, zostaje wojerystką – nałogowo wręcz podgląda miejsca i ludzi przez web kamery. Tramwajem po Pradze też jeździ głównie wirtualnie. Jakby cudze życie – i to co podejrzane albo urojone – było ciekawsze niż własne, pozwalało uciec od codzienności, w tym czarnego słońca. Sądzisz, że takie odrywanie się od rzeczywistości to znak naszych czasów?

Wojeryzm, podglądactwo zawsze był wpisany w ludzką naturę. Lubimy obserwować innych, a dzisiejszy świat daje nam więcej możliwości. Już nie przez lornetkę, tylko przez kamery do monitoringu i nie sąsiada z naprzeciwka, tylko ludzi w najodleglejszych zakątkach świata. Moja bohaterka przeżywa problemy osobiste i świat, który sobie tworzy jest dla niej wygodniejszy, atrakcyjniejszy, tam nikt od niej niczego nie wymaga i nie oczekuje. Nie sądzę, że podglądanie zawsze musi mieć negatywny kontekst, często to tylko potrzeba zaspokojenia naszej ciekawości.

W następnej książce prędzej się uwolnisz od Krakowa czy Pragi? Martwisz się już tym, że trzeba uknuć i napisać coś nowego tak, żeby zadowolić wielkie nadzieje?


Chciałabym, aby to znów był Kraków, ale też koniecznie jakiś wątek międzynarodowy.


fot. Szara Reneta

Magda Stachula (1982) – absolwentka judaistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszka z rodziną w Krakowie. W 2016 roku z sukcesem zadebiutowała thrillerem psychologicznym „Idealna”, pierwszą polską książkę z nurtu domestic noir – i nie lada bestseller – niebawem pozna czeska publiczność literacka. Już przygotowała dla czytelniczek i czytelników nową powieść... „Trzecią”, która ukaże się w lipcu. Jej fragmenty pojawiły się już na stronie autorki http://magdastachula.pl/.



Idealna
Wydawnictwo Znak 2016



Trzecia

Wydawnictwo Znak 2017