Co prawda, nikogo z tego barwnego korowodu, tak kojarzonego z hiszpańskim mistrzem, nie znajdziemy też w jego ostatnich filmach. Ale ich miejsce zdawały się zajmować w „Volver”, „Przerwanych objęciach” czy „Skórze, w której żyję” fabularne niesamowitości, obejmujące piętrowe intrygi, ezoterykę, a nawet elementy science-fiction. Najnowsza historia twórcy „Kiki” wolna jest również od nich.

"Julieta" to jednak wciąż estetyka almodovarowska, choć wydestylowana z wszelkiej hiperbolizacji, co sprawia, że proporcja filmowej opowieści do rzeczywistości mogłaby wynosić jeden do jednego. Mamy zatem do czynienia z filmem wybitnego enfant terrible kina, który się wyszumiał – wciąż chce nam coś opowiedzieć, ale nie korzysta już z campowego intermedium, mającego rozbroić powagę opowiadanych historii. Rzadko kiedy Almodóvar rozmawia z widzem tak bardzo serio, bez mrugania okiem. „Julieta” to dzieło jednocześnie esencjonalne i epickie, twórcy, który już dawno odnalazł swój styl i wycyzelował warsztat. Najnowszy film Almodóvara jest potwierdzeniem jego artystycznej klasy.

Spotkanie Juliety w pociągu z przystojnym Xoanem zdecyduje o całym dalszym życiu kobiety. Oto zaczyna się wypełniać jej los, zdeterminowany przez role żony ukochanego mężczyzny i matki. W ramy historii o miłości z czasem wpisuje się opowieść o macierzyństwie,  tylko pozornie harmonijnym i spełnionym.
Skomplikowanie relacji Juliety z córką stanowi najważniejszą oś fabularną filmu. Kobietę spotyka macierzyństwo tragiczne, karzące za grzech, jednocześnie urojony i realny. Los samej Juliety, która jako nauczycielka filologii klasycznej opowiada dzieciom o greckich bohaterach, godny jest mitycznej postaci. Decydują o tym nieuchronność, okrucieństwo i rozmiar kary. Spada ona bowiem na Julietę nagle, jest następstwem wytoczonego przeciwko niej procesu, dziejącego się poza nią, bo jedynie w głowie jej córki.

I tak, pewnego razu Antía, córka Juliety i Xoana postanawia, nie uprzedziwszy matki, opuścić ją na zawsze. Powód tej decyzji jest paradoksalnie niezrozumiały i banalny, a bezwzględność kary polega głównie na nieświadomości skazanej, że była oskarżona. Właśnie ta jednoczesność bycia winowajczynią i ofiarą jest najbardziej godna uwagi. Hiszpański twórca uzmysławia nam na przykładzie Juliety, że owa ambiwalencja ról wpisana jest w macierzyństwo w ogóle. W więź matki i dziecka często wkrada się napięcie, wynikające z wzajemnego obarczania się przez strony winą, na przykład za poświęcenie kosztem niezrealizowanych marzeń, czy bagaż doświadczeń, będących emocjonalnym ciężarem w dorosłym życiu.

Widz, podobnie jak Julieta, nie przeczuwa, w jakim kierunku rozwija się relacja głównej bohaterki i jej córki. Nic nie zwiastuje radykalnego zerwania kontaktu przez Antíę z matką, przeciwnie – do momentu, kiedy ono następuje, jesteśmy świadkami niebudzącej zastrzeżeń komitywy między kobietami. Szczęśliwa Julieta jest troskliwą matką, która wychowuje córkę z ukochanym w domu nad morzem. Kiedy w tę rodzinną idyllę wkrada się zdrada i tragiczna śmierć, tym bardziej brakuje podstaw, by przewidzieć dalszy przebieg  zdarzeń. Matka i córka zdają się być wtedy ze sobą tak blisko, jak nigdy wcześniej.

Zniknięcie Antíi, która przez wiele lat odmawia matce prawa do wszelkiego kontaktu, poza kilkoma kartkami pocztowymi, będącymi jedynie znakiem, że w ogóle żyje, odsłania tragiczny wymiar rodzicielstwa. Konsekwentna realizacja radykalnej decyzji przez córkę jest okrucieństwem w pewnym sensie większym niż byłaby nim jej śmierć. Skazuje Julietę na permanentną udrękę i rozpacz, podsycane przez jej dezorientację. Nieustanne oczekiwanie i próba zrozumienia upokarzają, ale świadomość, że Antía żyje nie pozwala kobiecie uwolnić się od cierpienia.

Perypetie życiowe bohaterki w pierwszej chwili mogą wydawać się wydumane. Jednak przejmują i to nie dzięki reżyserskiemu kunsztowi Hiszpana, który w bliskich ujęciach śledzi aktorów, podkreślając w swoim niepodrabialnym stylu nastrój opowieści kolorem i fakturą kostiumów oraz ciepłymi, przestrzennymi wnętrzami, ale właśnie dzięki potencjalnej prawdziwości zdarzeń. Najmniej logiki znajduje się często właśnie w związkach, które znaczą dla nas najwięcej. Najbardziej wymagający i bezkompromisowi jesteśmy wobec najbliższych, co czasem wypacza właściwą percepcję zdarzeń i doprowadza do zimnego okrucieństwa, w imię przekonania, że pewnych win nie można wybaczyć.

Almodóvar po raz kolejny udowadnia, że ma rękę do aktorów. Na drugim planie wybija się charakterystyczna Rossy de Palma w roli gosposi Xoana. Adriana Ugarte jako młoda Julieta, oprócz urody, która zwraca uwagę i sprawia, że przystojny rybak zakocha się w niej od pierwszego wejrzenia, ma w sobie wdzięk i charyzmę. W spojrzeniu Emmy Suárez, odgrywającej dojrzałą główną bohaterkę, zamiast błysku ufnej ciekawości tego, co przyniesie jutro, jest cierpienie i skupienie innego rodzaju. Młoda Julieta niegdyś przegapiła coś istotnego, ta dorosła ze wszystkich sił nie chce dopuścić, by umknęła jej szansa na odzyskanie córki. Jej wysiłki nie pójdą na marne - możliwość spotkania Antíi jeszcze się pojawi.