Tak, pamiętam to jako fantastyczną noc, zagraliśmy wtedy ostatni wspólny show z zespołem, zanim poszedłem dalej już solo. Byliśmy zespołem przez ponad dziesięć lat i ten koncert okazał się być idealnym pożegnaniem – z tak niesamowitą publicznością, która naprawdę była zainteresowana tym, co mieliśmy do pokazania. To był jeden z najbardziej magicznych wieczorów, jaki przeżyliśmy wspólnie jako zespół. Doświadczenie równocześnie piękne, jak i bolesne. Przez wiele lat często w myślach wracałem do tej nocy i chociaż w zeszłym roku w końcu nagrałem nowy album jako The White Birch, nie zagrałem żadnego koncertu od czasu Off Festivalu.
Twoja muzyka jest bardzo minimalistyczna w swojej formie. Zgadzasz się ze stwierdzeniem, że less is more?
Jest tak wiele sposobów tworzenia muzyki, w dodatku cenię bardzo różne style, ale kiedy tworzę własną, zawsze dążę do uproszczenia i wychodzi coś, co możesz nazwać muzyką minimalistyczną.
Niedawno ukazała się reedycja pierwszego albumu The White Birch. Jak z perspektywy minionego czasu oceniasz ten materiał?
Zawsze dążę do tego, aby tworzyć muzykę mającą w sobie jakiś rodzaj ponadczasowej jakości. Staram się więc łączyć wartości, które sprawią, że jest ona warta słuchania, pomimo upływającego czasu. Czuję, że „Star Is Just a Sun”, która jest faktycznie naszym trzecim albumem, nadal świetnie się broni i jestem z niej dumny do dzisiaj.
W ostatnich latach komponowałeś również muzykę filmową. Jak ta praca różniła się od pracy z White Birch?
To zupełnie inny rodzaj skupienia, musisz podporządkować się zamierzeniom samego filmu. Kiedy tworzysz album, możesz spróbować wypełnić pokój muzyką z nadzieją, że zdobędziesz wiernych i oddanych słuchaczy. Kiedy pracuję nad muzyką filmową zawsze skupiam się na tym, żeby muzyka nie zdominowała filmu i pozwoliła mu żyć własnym rytmem. Chodzi o przeżycie filmu jako całości. Często odbieram to jako komplement, kiedy ludzie zachwycają się filmem a nie są w stanie przypomnieć sobie muzyki. Odnoszę wrażenie, że jeśli muzyka filmowa jest zbyt wyeksponowana, odciąga od właściwego przeżycia filmu. Staram się tego unikać. Można powiedzieć, że jeśli chodzi o muzykę filmową, wolę grać drugie skrzypce.
Co ma na Ciebie największy wpływ do tworzenia takiej, a nie innej muzyki?
To może być tak wiele rzeczy – mogę się oczywiście zainspirować twórczością innych ludzi. Jednak moją główną inspiracją zawsze była potrzeba zaoferowania czegoś, co ma szansę dać ludziom oraz mnie samemu możliwość lepszego kontaktu z życiem oraz próba stworzenia czegoś pięknego, co daje szansę emocjonalnego spełnienia, co może uczynić życie odrobinę lepszym.
Możesz zdradzić swoje plany? Od wydania ostatniej płyty minął już rok. Jest szansa, że posłuchamy Cię na żywo?
Obecnie ciągle pracuję nad muzyką filmową, bo to pozwala mi zapłacić rachunki. Ale nie porzuciłem jeszcze myśli o graniu na żywo. Mam dwójkę bardzo małych dzieci i trudno mi jak na razie połączyć tak ambitne plany, ale zobaczymy. Wkrótce mam nadzieję rozpocząć pracę nad nowym albumem, więc byłoby wspaniale móc pojechać w trasę z następnym wydawnictwem.
Dziękuję za rozmowę. Ostatnie słowo należy do Ciebie.
Życzę wam wszystkim powodzenia w życiu i mam nadzieję spotkać się z wami pewnego dnia w Polsce!
Rozmawiał: Wojciech Żurek
Pomoc i współpraca: Weronika Piątek.
Recenzja albumu The Weight Of Spring ->