W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".
Kiedy pojawia się informacja, że znana aktorka wydaje swoją debiutancką płytę, zazwyczaj włącza mi się lampka dużej nieufności co do zawartości tego typu wydawnictw. Włączyła się ona również przy okazji debiutu Julii Pietruchy – jak się jednak okazało, w tym przypadku był to całkowicie fałszywy alarm. ‘Parsley” to zbiór świetnie zagranych i zaśpiewanych piosenek, które zaskakują melodiami i świeżością.
Jak pisze na swojej stronie sama autorka, utwory na tę płytę gromadziła już od wielu lat, dzieląc się nimi głównie z bliskimi sobie osobami. W pewnym momencie zdecydowała się je nagrać i wypuścić w świat w postaci płyty. Już po pierwszym przesłuchaniu można stwierdzić, że była to bardzo trafna i przemyślana decyzja. Słychać, że Julia ma na siebie pomysł i wie, jak go zrealizować. Dużym atutem jest też to, że sama napisała muzykę i teksty oraz sama wydała krążek. W jej przypadku filozofia DIY sprawdza się znakomicie. Co ciekawe, za główny instrument wybrała ukulele… To jego brzmienie stanowi o charakterze tej płyty. „Living On The Island”, spokojna i delikatna kompozycja, zagrana właśnie na ukulele i zaśpiewana delikatnym głosem, otwiera płytę i od razu wprowadza nas w miły, słoneczny i relaksacyjny nastrój, który pozostaje z nami przez większość czasu.
Płyta odznacza się dużą różnorodnością.
Julia z lekkością zmienia klimat kolejnych utworów, przechodząc swobodnie z brzmień bardziej folkowych w stronę piosenki aktorskiej („Juliene”). Na tym jednak różnorodność się nie kończy. W utworze „Stand Still” przypomina trochę twórczość Julii Marcell z okresu jej debiutu. Podobnie jest przy „Tonight”, w którym z kolei słychać echa Norah Jones. Momentami sięga jeszcze bardziej w przeszłość, na przykład do okolic rock’n rolla lat 50. ubiegłego wieku („Swing Boy”) czy nawet jazzu lat 30. W każdym z nich słychać dużą muzyczną wrażliwość wokalistki. Najciekawiej jest jednak wtedy, gdy Julia stawia na bardziej melancholijne i trochę pochmurne klimaty (np. „We Care So Much”). Jak dla mnie to właśnie wtedy słychać najmocniej jej potencjał, zarówno jako autorki, jak i wokalistki. Utworem, który totalnie wybija się na prowadzenie jest dla mnie „Mom”, akustyczna, lekko mroczna ballada, której nie powstydziłby się niejeden songwriter. Prawdziwa perełka.
Przy całej tej różnorodności Julii udało się nagrać album bardzo spójny, który dodatkowo świetnie brzmi. Nieczęsto się to zdarza przy okazji debiutu. Jestem pewien, że ten początek ma szansę przemienić się w piękną muzyczną historię, dzięki której Julia może nieźle namieszać na polskiej scenie. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać za nią kciuki, umilając sobie czas słuchaniem „Parsley”.
22.06.2016 10:10 | Nerd:
Bardzo dobra i zaskakująca płyta!