Wojciech Żurek: Już niedługo zawitacie z The Shipyard na południe Polski, by zagrać w Żywcu podczas finałowego koncertu tegorocznej trasy Męskie Granie. Jak nastawienie  przed tym wydarzeniem?

Piotr Pawłowski: Bardzo cieszymy się, że właśnie publiczność w mateczniku sponsora trasy Męskiego Grania będzie mogła zobaczyć nas na żywo w piątek 29 sierpnia o godzinie 17:00. Proponuję przybyć punktualnie, bo właśnie wtedy będziemy mieli przyjemność zaczynać ten koncert.

Jesteś też znany z legendarnej dla wielu grupy Made In Poland, która odcisnęła duże piętno na polskiej scenie alternatywnej lat 80-tych ubiegłego wieku. Jak z perspektywy minionych lat oceniasz współczesną scenę w naszym kraju?

Zgodnie z prawem Kopernika-Greshama, gorszy pieniądz wypiera lepszy. Dotyczy to z pewnością najbardziej popularnych gatunków muzycznych w kraju. Dość powiedzieć, że niektóre kawałki disco-polo sprzed 20 lat są przy obecnych trendach w tym jakżeż popularnym gatunku jak na przykład Emerson Lake& Palmer na tle Sabriny (śmiech). A co dopiero w muzyce pop czy quasi-rockowej. Alternatywa muzyczna jednak zawsze w Polsce trzyma się mocno. Na szczęście mamy co najmniej 50 wybitnych zespołów, o których wprawdzie statystyczny Polak nigdy nie usłyszy, ale które już ceni publiczność w innych krajach.  Słyszeli Państwo o takich zespołach jak Perspecto, Ampacity czy Octopussy?  A to tylko pierwsze z brzegu jakie przyszły mi do głowy.
Wracając do przeszłości – tak udany wysyp „świeżej” muzyki jak w Jarocinie 1984 był darem niebios i nieprędko się powtórzy. Przypomnę niektóre nazwy : Rendez Vous, Madame, Variete, Fort BS, Siekiera, Nowomowa….  Każdy z tych zespołów wręcz „zabijał” swoim przekazem, spójnością muzyki z tekstami, czasami też świadomym wizerunkiem. 


Jeżeli jesteśmy już przy Made In Poland to czy jest szansa, że doczekamy się jeszcze nowego materiału zespołu?

Zawsze taka szansa istnieje. Nigdy nie ogłosiliśmy końca tego zespołu. Powrócimy, kiedy właściwy czas nadejdzie.

Jesteś znany z zamiłowania do starych gitar rodzimej produkcji. Jak duża jest Twoja kolekcja? Zdarza Ci się sięgać po któryś z tych modeli w codziennej pracy?

Miałem tylko jeden taki instrument, jazzowego Defila z 1980 roku. Niedawno trafił on do Spichlerza Muzycznego w Jarocinie. Nie używałem go od wielu lat, ale ta gitara sporo ze mną przeszła (śmiech). Powstało na niej co najmniej kilkanaście pomysłów lub nawet całych utworów Made in Poland, w tym „Oto wasz program”.    

Brałeś też udział w projekcie Heart & Soul, gdzie wspólnie z innymi muzykami, między innymi z Rykardą Parasol, nagraliście swoje wersje utworów z repertuaru Joy Division. Jak wspominasz tę współpracę? Można liczyć na kontynuację tego przedsięwzięcia?



Pracujemy nad nową płytą „Capitals”, ale na razie jeszcze każdy oddzielnie. Do końcowego rezultatu jeszcze daleka droga. A samą współpracę przy okazji naszych dotychczasowych dokonań oceniam bardzo miło – fajnie było popracować z muzykami o tak różnych fascynacjach muzycznych i różnej przeszłości artystycznej. Praca z Rykardą jest zawsze fantastyczna, znamy się już ponad 6 lat i cieszę się, że dała się namówić na udział w tym przedsięwzięciu.       

Jesteś dość mocno zapracowanym muzykiem. Możesz zdradzić swoje plany na najbliższy czas?

Poza ukończeniem wspomnianego „Capitals” wraz z kolegami The Shipyard myślimy już o utworach na trzecią płytę, która ukaże się nie wcześniej jak wiosną 2016.  Myślę także intensywnie o tym, co zrobić z piosenkami, których trochę mi się przez ostatnie lata uzbierało, a które do żadnego z zespołów, w których się udzielam, nie pasowały. Aha, razem z Michałem Miegoniem, gitarzystą The Shipyard, zagramy koncert …. jazzowy, grając nasze autorskie kompozycje. Bo w domu to ja najczęściej słucham jazzu, głównie z lat 70-tych.       

Bardzo dziękuję za wywiad. Ostatnie słowo należy do Ciebie.

Życzę jak najwięcej dobrej muzyki czytelnikom i redakcji E-splotu. Do zobaczenia na Męskim Graniu w Żywcu.