„Mi się wydaje, że jak bardziej boli to jest ciekawiej. Intensywniej tak zmysły ci dopierdala...” mówi Ola, bohaterka Hardkor Disko. Słowa te padają też w trailerze i zapowiadają nam postać skonfliktowaną, skłonną do autorefleksji i potencjalnie tragiczną. Szybko jednak okazuje się, że Ola (przekonująca Jaśmina Polak) nie tylko nie ma nic do powiedzenia, ale też jest całkowicie pozbawiona świadomości tego faktu. Imprezy, narkotyki i chłopaki, ale ogólnie to bycie nieszczęśliwą artystką najbardziej ją kręci. Mówi, że jest ciekawiej kiedy boli, ale żyje ślizgając się po gładkich powierzchniach, na których nie może się nawet zadrasnąć. Kiedy ćpa to z umiarem, kiedy pije to nie na umór, kiedy mówi to tylko to, czego się od niej oczekuje. Udaje autodestrukcję, bo tak wypada, a także dlatego, że oczekują tego jej rodzicie, których jest chodzącą kopią.

Ojciec i Matka - ich imiona przewijają się w dialogach, ale nie warto ich pamiętać, bo nie są prawdziwymi postaciami tylko wydmuszkami zaprojektowanymi do zgniecenia – to para dojrzałych już osób, które lubią się okłamywać, by podtrzymać wizję samych siebie. On mówi, że chciał być artystą przez wielkie „A”, ale skończył „projektując nieruchomości dla skurwysynów”. Przypisuje sobie altruizm, bo dzięki temu, że zarabia jego żona i córka mogą realizować swoje ambicje. Ona tworzy scenografię do spektakli teatralnych i potajemni fantazjuje o koledze córki. Wszystko w ich otoczeniu jest wyzute z wigoru, seksualności i autentycznych emocji. Są produktami, dizajn-lajfstajl-kalka. Rzucają na oślep cytatami o paleniu, ale nie rozumieją przyjemności płynącej z wciągania rakotwórczego dymu do płuc. Udają wszystko, od miłości do posiadania opinii. Pewnie nawet ich orgazmy nie są prawdziwe.

Ich przeciwieństwem jest Marcin (bardzo dobry Marcin Kowalczyk), młody mężczyzna, który mało mówi i dużo robi.
To, że jego działania skierowane są przeciwko innym (także przeciwko społeczeństwu) czyni z niego antybohatera, ale jednocześnie jedyną prawdziwie interesującą i przystępną postać w Hardkor Disko. Wszystkie jego uczynki pochodzą z trzewi i nie są inspirowane blogami ani magazynami. Kiedy czuje gniew to zabija, kiedy czuje pożądanie to pieprzy (nie kocha się, nie uprawia miłości, po prostu pieprzy), kiedy czuje głód to je, a kiedy nie ma nic do powiedzenia to zamyka dziób. Marcin nie jest świadomym buntownikiem, który swoją frustrację chce eksponować. Z niczym nie walczy, mając nadzieję na katharsis. Jego obrzydzenie wobec podrasowanej mieszczańskości przyjmuje brutalną formę, w której nie ma litości dla nikogo. Wie doskonale, że czasami najokrutniejszą metodą działania jest pozostawić kogoś przy życiu.



Można zapytać co z tego wszystkiego wynika? Jaki jest sens, przesłanie i słowo na do widzenia? I tutaj Krzysztof Skonieczny osiąga największy sukces. Ufając widzowi, wierząc w jego inteligencję i niechęć do bycia nauczanym, reżyser oddaje ocenę i interpretację w nasze ręce. To my mamy stwierdzić czy Marcin jest Chrystusem czy Szatanem (czy może obydwoma naraz). Sami musimy zbudować sobie piramidę wartości i zdecydować, w jaki sposób ją wykorzystać. Jeżeli chcecie hardcore'u i dyskoteki, to srogo się zawiedziecie, bo Hardkor Disko to nie film o młodych, szalonych, z dużych ośrodków miejskich, którzy w rytm zabawy poszli o krok za daleko (niestety tak sugerował zwiastun). Jeżeli szukacie okazji do identyfikowania się z bohaterami, to również będziecie nieusatysfakcjonowani. Jeżeli natomiast macie ochotę na polskie kino, w którym brak śladów usilnego nadawania sensów, to film Skoniecznego jest dla was.
   
Reżyser, który wcześniej zajmował się głównie aktorstwem i kręceniem teledysków, stworzył dzieło interesujące nie tylko pod względem treści. Powolne ujęcia okraszone przemyślaną muzyką przeplatają się tu z morderczym tempem montażu. O ile na początku to połączenie nie działa, ponieważ zmiany: szybko, wolno, szybko, wolno, szybko, wolno mają urok szkolnej dyskoteki, to w pewnym momencie film znajduje swój rytm. Skonieczny przestaje szarżować i zaczyna delektować się czysto estetyczną przyjemnością. Tempo zmienia się wtedy, kiedy na plan wkracza Ola, ale to już tylko chwilowe zrywy, bo los bohaterów został przesądzony i mogą już co najwyżej podrygiwać w rytm granego im marsza.

Oprócz wizualnej ekstazy i muzycznych uniesień Hardkor Disko to przede wszystkim aktorzy i aktorki. Doskonale poprowadzeni/one, wierzący/e w swoje postacie i mający/e pełną kontrolę nad swoim ciałem. Skonieczny bardzo sprytnie zrobił, angażując do filmu ludzi, którzy nie mają jeszcze łatek przypiętych przez innych reżyserów (Kowalczyk niby istnieje w świadomości widzów jako Magik, ale myślę, że ma szansę zacząć funkcjonować jako Marcin), ponieważ w ten sposób otworzył nam oczy i pozwolił spojrzeć na swój film nieskażonym wzrokiem.

O Hardkor Disko napisano sporo krytycznych tekstów wytykających mu brak hardcore'u, brak rewolucji, niepełność obrazu. To dla mnie dość dziwne podejście, ponieważ Skonieczny zrealizował w pewnym stopniu monolog Divine z Różowych Flamingów Johna Watersa. Zabić wszystkich, zdelegalizować to, co poprawne i zalegalizować to, co obrzydliwe i złe, piękno znaleźć w brzydocie, a ukojenie w występku – oto film Skoniecznego i nikt nie wmówi mi, że jest to banał, coś powtarzanego w kinie polskim codziennie.





Hardkor Disko
reżyseria: Krzysztof Skonieczny
scenariusz: Krzysztof Skonieczny, Robert Bolesto
zdjęcia: Kacper Fertacz
obsada: Marcin Kowalczyk, Jaśmina Polak, Agnieszka Wosińska, Janusz Chabior, Agnieszka Głowacka i inni
kraj: Polska
rok: 2014
czas trwania: 85 min
premiera: 4.04.2014 r.
Gutek Film


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista. Tytuł magistra zawdzięcza kinu kanadyjskiemu, a zwłaszcza postaci Guya Maddina. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.