1. Happiness, 1998, reż. Todd Solondz.
Nie jest to film o miłości, ale mimo to daje nam pewien obraz zagrożeń związanych z poddaniem się jej. Joy Jordan udowodni, że nie warto jest chodzić na randki, ponieważ można na nich usłyszeć: „mylisz się, to ja jestem szampanem, a ty jesteś gównem, do dnia, w którym umrzesz, ty, nie ja, zawsze będziesz gównem”. Trish Maplewood pokaże, że nawet wieloletni związek nie daje gwarancji szczęścia, a twój ukochany w każdej chwili może okazać się pedofilem gwałcącym kolegów syna. Ewentualnie, jak wskazują doświadczenia Mony Jordan, mąż zostawi cię po 40 latach małżeństwa, nie mogąc dłużej znieść twojej obecności.
Oddając jednak sprawiedliwość, życie singla również nie jest bajką. Zwłaszcza jeżeli jesteś owładnięty pożądaniem. Smutny wytrysk Allena (nieodżałowany Philip Seymour Hoffman) brudzący ścianę przy akompaniamencie przekleństw cedzonych przez zęby do słuchawki, nie jest zachęcającą opcją na wieczór, dlatego nie tylko nie warto jest szukać miłości, ale trzeba się też wystrzegać zauroczeń.

2. Blue Valentine, 2010, reż. Derek Cianfrance.
Ten film to bardzo ciężki kaliber. Z jednej strony któż z nas nie chciałby poślubić Ryana Goslinga i/lub Michelle Williams? Z drugiej strony pokazuje, że zakochać się w kimś, to zupełnie co innego niż spędzać z tą osobą życie. Koniec miesiąca miodowego jest jednocześnie początkiem walki o władzę i zachowanie tożsamości w uświęconym „My”. Co zrobić, kiedy wady ukochanego/ukochanej nagle przestają wydawać się uroczymi niedoskonałościami, a zaczynają realnie irytować i wyprowadzać z równowagi? Jak powiedzieć drugiej osobie, że gdyby miało się szansę rozegrać życie jeszcze raz, to nie bylibyście razem? Blue Valentine nie da wam odpowiedzi na te pytania. W zasadzie nikt jej nie da. Głównie dlatego, że nasza wizja romansu po prostu nie zakłada takiej możliwości. Wszyscy chcą żyć długo i szczęśliwie, ale udaje się to przede wszytkim disnejowskim księżniczkom. Film Cianfrance'a obnaża wersję wydarzeń, której wolimy nie zakładać - w przeciwnym wypadku nigdy z nikim nie chcielibyśmy się wiązać.

3.
Notatki o skandalu, 2006, reż. Richard Eyre.
Notatki o skandalu są krańcowym dowodem na to, że jeżeli nie masz szczęścia w miłości, to raczej nie powinieneś próbować na siłę. Znudzona i załamana swoją mieszczańskością Sheba wplątuje się w romans ze swoim 15-letnim uczniem, który z kolei doprowadza ją do zaangażowania się w toksyczną relację z dużo starszą kobietą. Dlaczego jest to film ku przestrodze? Otóż każde z nas podjęło kiedyś złe decyzje w stosunku do obiektu westchnień (mam szczerą nadzieję, że w przeciwieństwie do bohaterki nie kolidowały one z literą prawa). Kiedy te nie najlepsze wybory połączymy z desperacją, istnieje duże prawdopodobieństwa wystąpienia małych tragedii. Historia urodziwej nauczycielki plastyki z Londynu uczy nas, że szukanie swojego odbicia w oczach drugiego człowieka nie zawsze jest najlepszą receptą na podniesienie morale. W najlepszym wypadku dostaniesz się w ręce psychotycznej nauczycielki historii, a w najgorszym trafisz do więzienia. Chyba jednak lepiej będzie zjeść tę kolację samemu...

4. Życie Adeli, 2013, reż. Abdellatif Kechiche.
Przebój ubiegłorocznego festiwalu w Cannes jest w zasadzie powtórzeniem historii z Blue Valentine. Jedyne, co różni te dwie historie, to fakt, że Kechiche docenia wartość, jaką jest doświadczenie. Jego film nie skupia się na zakochaniu i rozstaniu, ale na tym, co pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami. W tym czasie bowiem możemy wyszaleć się seksualnie, nauczyć trochę życia i poznać interesujących znajomych naszej drugiej połowy. Szczerze wierzę w kolekcjonowanie przeżyć i dlatego jestem wielkim zwolennikiem patrzenia na całą tę historię w kategoriach wartości dodanej. Jeżeli jednak popieracie teorię, że nic poza „dopóki śmierć nas nie rozdzieli” nie ma w życiu znaczenia, to Życie Adeli może zbić was z tropu. Oto bowiem reżyser serwuje nam wizję, w której „na chwilę” jest równie dobre co „na zawsze”. Ludzie ewoluują i przekształcają się, mimo że nigdy nie zmieniają swojej osobowości na poziomie najbardziej fundamentalnym. To, co w kimś cenimy w wieku 17 lat, może być gwoździem do trumny romansu w wieku lat 35. I nie ma w tym nic złego - co nie znaczy, że jest to do przyjęcia dla wszystkich.
5. Krótki film o miłości, 1988, reż. Krzysztof Kieślowski.
Niezależnie od tego czy twoją Mrs. Robinson będzie Anne Bancroft czy Grażyna Szapołowska, to i tak źle skończysz. Tomek z filmu Kieślowskiego otwiera arterie nad białą emaliowaną miską i zdecydowanie nie jest pierwszą w historii ofiarą niespełnionej miłości. Żadne przestrogi nie przekonają młodego człowieka, że nie warto jest się zakochiwać (wbrew intencjom tego tekstu powiem: i bardzo dobrze!), ale Krótki film o miłości może ostudzić zapał rozgrzanego burzą hormonów ciała. Mądrze lokuj uczucia - to porada brzmiąca mniej więcej jak „wstrzykuj sobie heroinę z umiarem”. Kto igra z ogniem, ten musi się sparzyć i o ile większość z nas gotowa jest na tego typu obrażenia, to ci mniej wytrzymali powinni od najmłodszych lat hartować się, oglądając filmy z niniejszej listy.

6. Znaczna większość horrorów, zwłaszcza slasherów
Jeżeli za każdym razem kiedy uprawiasz seks, ogarnia cię obawa, że zaraz ktoś poderżnie Ci gardło, wbije w plecy siekierę lub zrobi coś jeszcze bardziej widowiskowego by cię wykrwawić, to znaczy, że oglądasz za dużo horrorów. Jesteśmy dorośli, więc mogę powiedzieć na głos, że seks i miłość nie zawsze idą w parze, niemniej jednak dla mordercy, którego nie da się zabić, nie ma znaczenia czy robisz to dla zabawy czy w związku z uczuciem. Dla niego istotne jest jedynie to, że twoje ciało jest kruchym mechanizmem, z którego można wykrzesać nieskończoną wręcz ilość czerwonych fajerwerków. Jeżeli jako dziecko bałeś się spać, bo Freddy czekał tuż za granicą zamkniętych powiek, to teraz prawdopodobnie drżysz na myśl o Jasonie, wykrywającym, w tylko jemu znany sposób, dokładną lokalizację spółkowania.

7. Miłość, 2012, reż. Michael Haneke.
Na koniec film, który jest w gruncie rzeczy optymistyczny. Wszyscy musimy kiedyś umrzeć, ale tylko niektórzy z nas będą dzielić życie z drugą osobą. Bohaterowie Miłości mieli to szczęście, że przeżyli ze sobą wiele lat w harmonii i szczęściu. Jednak na jedno z nich przeszedł czas. Anne po wylewie traci większość zdolności motorycznych i w zasadzie zaczyna po cichu błagać o śmierć. Georges robi co w jego mocy by zapewnić jej komfortowe warunki umierania, ale niewiele to zmienia. I teraz w miejsca imion bohaterów wstawcie swoje. Biologiczny fakt umierania nie jest dla nas tajemnicą, ani czymś czego byśmy się nie spodziewali. Kiedy jednak do niego dochodzi nikt nie jest przygotowany, a sytuacja, w której musimy patrzeć na śmierć drugiej połowy (lub kiedy musimy jej w tym pomóc) jest po prostu niewyobrażalna. Haneke zawsze potrafił rozgnieść nas swoimi filmami. Jednak tym razem był wyjątkowo okrutny pokazując, że nawet ta lepsza wersja życia ma swoje tragiczne aspekty.

Powyższe lista nie jest oczywiście kompletna. Pomija takie wspaniałe dzieła jak Zostawić Las Vegas, Smashed czy teledysk zespołu The Smashing Pumpkins do utworu Try, Try, Try (który zresztą jest zmontowany z filmu krótkometrażowego). Niemniej jednak każda z propozycji zapewni wam dziś pełny negatywnych emocji wieczór, który w ostatecznym rozrachunku uświadomi każdemu singlowi, że podjął bardzo dobre decyzje życiowe.

P.S.: A wszystkim zakochanym życzę szczęścia ;)


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista. Tytuł magistra zawdzięcza kinu kanadyjskiemu, a zwłaszcza postaci Guya Maddina. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.